Hmm.. Jeżeli zajrzał tu ktoś chętny przejść na dietę - doczytaj do końca.
Wszędzie można znaleźć masę postów o pozytywnych aspektach diety. Mówią, że po kilku dniach pojawia się niepohamowana energia, szczęście... Że z tymi warzywami, które można jeść można w kuchni zdziałać cuda itd... Nie cierpię takiego jedzenia. Smakują mi tylko 2 posiłki - frytki z dyni (koniecznie odmiana hokkaito), które są przepyszne oraz całkiem smaczna, pikantna zupa krem z pomidorów. Reszta jest ble fuj i w ogóle tragedia. Nie czuję energii, nie wysypiam się lepiej, nie czuję się szczęśliwsza, ani mocno lżejsza (chociaż, dziś mogłam zaznaczyć na vitalii 135kg)... Codziennie mi coś dolega, męczę się przy spacerach bardziej niż zwykle, czuję się osłabiona. Mam ogromną nadzieję, że to minie. Założyłam sobie, że wytrzymam 2 tygodnie. 2 tygodnie - właśnie tyle organizm oczyszcza się z toksyn i tego wszystkiego tak bardzo fu jak seler. Po 2 tygodniach, dokładnie za tydzień zobaczę jak będę się czuła i wtedy podejmę decyzję o przedłużeniu. Wtedy każdy dzień ponad 2 tygodnie będzie sukcesem. Dziś 8 dzień. Mimo wszystko od tych 7 dni czuję się dziś najlepiej. Ale serio, jak przeczytacie, że ktoś już 4 dnia czuł się cudnie, rozpierała go energia i schudł 3 kg - serio, ten pierwszy tydzień będzie wam się dłużył i będzie najgorszym tygodniem waszego życia, o ile wasz organizm zareaguje jak mój - z większymi oporami niż tych szczęśliwców.
Zastanawiałam się nad operacją bariatryczną. Rozmawiałam o tym z lekarzem, dostałam skierowanie. Zaczęłam się orientować co i jak. Jak się dowiedziałam, że przy mojej przypadłości (refluks) można tylko gastric bypass to trochę się zlękłam... W ogóle wyłączyć żołądek to już tak mniej mi się to podoba.. Dlatego dieta WO. Aby się podreperować, może refluks ustąpi i w razie czego będę mogła poddać się rękawowej resekcji? Mam już po prostu wrażenie, że sama nie schudnę za chiny ludowe...
Btw. Wczorajszy koncert Coldplay był cudowny i magiczny...To on dał mi więcej energii, niż jakiekolwiek diety :)