Moja kiecka
Kobiety wiedzą jak sobie zepsuć nastrój. Mam, w szafie letnią, niebanalną kieckę. Zawsze ją uwielbiałam. Krój cały czas na topie. Nigdy mnie nie zawiodła, zawsze wyglądałam w niej dobrze, wygodna i ciekawie się układa. To ja ją zawiodłam. Wygodniej było mi walnąć ją do szafy i spokojnie się utuczyć. Ale dość tego! Uskrzydlona swoją walką "od nowa" wyjęłam i przymierzyłam. Ponieważ to element z moich czasów szczuplejszych jak można się domyślać, nie dopięłam zamka do końca. Ale do urlopu mam 49 dni. To będzie mój wzorzec z Sevres, mój azymut, mój punkt odniesienia. I choćbym miała nawet zacząć biegać (nie ciepię), to zabiorę ją do Grecji nie tylko w formie dekoracji. Dziś ćwiczenia były, dietowo też na poziomie. Koniec cackania i miękkiej gry. Czekaj na mnie moja motywacjo!!! Dziś lepiej wygląda na wieszaku, ale przed urlopem, choćbym miała się zakatować ćwiczeniami, zobaczymy ją na mnie!!
Przedstawiam więc: Oto ona- moja motywacja !
Sezon otwarty
Co roku, w okolicy majówki, patrzę na siebie krytycznie po zimie. I co roku biorę się za siebie. Czasu trochę pozostało do lata, można coś jeszcze zrobić. A i nie za wiele (jak "poza sezonem")- więc sprężam poślady i do roboty. Dieta: 1200- 1500 kcal, ćwiczenia, cwiczenia, ćwiczenia. Zauważyłam, że znaczna większość vitalijek chudnie w sposób stały, progresywny. Ja załatwiam to inaczej. W ciągu dwóch miesięcy - rewolucja, reżim żywieniowy, ćwiczenia i nie ma, że boli. Potem przez kilka miesięcy utrzymuję wagę na nowym- niższym poziomie. Potem łapię znów wiatr w żagle. W ten sposób drobna zmiana poświąteczna: odstawienie pieczywa, ziemniaków, makaronu i słodyczy zaowocowała spadkiem nadrobionych kilogramów. Jeszcze nie doszłam do najniższej granicy, ale pracuję nad tym :-) . Pozdrawiam i życzę pięknego, udanego weekendu majowego!!!
Nie mam wytłumaczenia
Nie mam wytłumaczenia na moje kilogramy. Cokolwiek wymyśliłabym, to wiem co za tym stoi. Maszkiecenie, obżarstwo, całkowite odejście od zasad, których przestrzegałam przez ostatnie 9 miesięcy. Zasady te pozwoliły mi najpierw schudnąć kilkanaście kilo, a potem utrzymać niższą wagę. Mam siebie dość! Za słodycze pochłaniam, a nawet za nimi nie przepadam, za żółty ser, który od zawsze działa na mnie jak narkotyk, za o dziwo!!!!- PIWO, którego smak udało mi się zapomnieć. Koniec z tym, nie czułam się tak kiepsko od dawna. I nie mam co zwalać na przepracowanie, pracę siedzącą. To obzarstwo!!! Moje obżarstwo. :-(
76,7
Ruszyło w dół. Dam radę do końca lutego dojść do 75 kg. To co dziś pokazała mi waga pozwoliło uwierzyć, znów zaufać sobie, że dam radę. Nie wiem czemu, bolą mnie bardzo mięśnie nóg. Nie ćwiczyłam, a ból jest dotkliwy, ale to nic- ważę przecież 76,7- czyz to nie piękne?
:-)
Udało mi się wskoczyć na jakiś rozsądny i logiczny tryb. Codziennie wygospodarowuje godzinę na pół zumby i pól Mel B. Zumba pełni u mnie wtedy rolę cardio. No i uczę się , uczę , uczę. Co prawda sporo czasu i uwagi przez te dni wolne zabiera mi moja młoda, ale jakoś kombinuję. Jutro spędzę pół dnia w poczekalni w Instytucie Onkologii- mam wizytę kontrolną coroczną- ale wiem, że jest ok, więc się nie denerwuję.Przynajmniej się pouczę Pojutrze poprawa kolokwium, które zawaliłam w grudniu, w sobotę kolejne dwa zaliczenia i w niedzielę następne dwa- masakra!!! Powróciłam do notowania wszystkiego co ląduje w mojej paszczy, bo przyznam chyba przestałam to kontrolować, jak widać, są tego przykre efekty. Czyli w skrócie trzymam się założeń, kontrola posiłków i ćwiczenia. Miłego dnia !!! Znów jest tak pięknie na dworze!
Katastrofalna katastrofa!!
Wydaje się, że powinnam napisać " no i dupa" Chodzi o moją wielką i szanowną. Nie przypuszczałam, choć naiwna nie jestem- wiedziałam, że łatwo nie będzie, ale nie sądziłam,że będę musiała zmienić pasek wagi i pomiary w górę. I to nie są jakieś drobne zmiany wynikające z cyklu, bo 4 cm w biodrach- no to już coś, prawda? I nie zwalam tu na święta, nowy rok i wszystkie inne klęski i kataklizmy. Pracowałam na tę cofkę już myślę że od początku grudnia. Sesja, teraz mam w tym tygodniu 5 zaliczen, w tym jedno już wcześniej oblane, ale lepiej będzie mi się uczyć, bez wyrzutów sumienia, jak poćwiczę zumbe i Mel B, wyjdzie tego ponad godzinka- czyli tak w sam raz. Wracam do rygorystycznego niejedzenia rzeczy zakazanych (słodycze, pieczywo, ziemniaki, makaron) no i ćwiczenia. Nie wiem jakim cudem, ale u mnie za oknem wiosna, stokrotki pod balkonem, ptaki śpiewają ( przyroda oszalała)- więc szybko trzeba brać się do roboty i odrobić straty. Nadal cel na 31 01.14- 75 kg, tylko, ze z wyższego pułapu startuję! Miłego dnia!
Katastrofa!
Wczorajszy dzień rozpoczął się ok. Godzinę ćwiczyłam, zjadłam lekkie śniadanko, przeszłam się z młodą na spacer, piękny dzień był!. Potem poszłyśmy na lodowisko. Nic nie zapowiadało tragedii.Wcisnęłam całą czekoladę (nadziewana kremem malaga- mniam) czego zazwyczaj nie robię nawet bez diety, co dopiero będąc na diecie.Potem było już tylko "lepiej", dwie kanapki z majonezem i wędliną, barszcz z fasolką( chyba wiadro!) , a na koniec dnia puszkę piwa. Szczerze nie wiem co mnie napadło wczoraj, nie wiem, Po świętach nie powinnam odczuwać braku przysmaków, bo sobie pozwalałam, a co! Nie czekam też na @.... Więc za chwilę znów do cwiczeń, choć mięśnie brzucha jeszcze mnie bolą po wczoraj, ale nie mam wyjścia.
Do dzieła, ja kończę z tym obżarstwem- choć nie rozumiem tego co wczoraj miało miejsce!
Coś mi tam przybyło.....Coś mi się jeszcze
przypomniało!!!
Coś mi tam przybyło na wadze, jakiś kilogram czy ciut więcej. Nie przejmuję się tym tak straszliwie, ale w biodrach też mi doszło ok 2 cm. To już niebezpiecznie. Biodra nie są tak podatne na objedzenie, czyli jednak coś na rzeczy....Zapuszczam się,... Nie moje miłe, nie ja! Nie odpuszczę , nie wrócę do poprzedniego ciała, nie, nie , nie!!!! Dlatego zaraz wkładam dres i ćwiczenia, no i ścisła , konkretna dieta, bez zawalanki. To kilka dni tylko- czemu one maj a zniweczyć działania z ostatnich miesięcy? Za pół roku mam wyglądać szczupło, zgrabnie i ponętnie.....
Zapomniałam o fundamentalnej zasadzie mojego odchudzania. Przypomniała mi Nesca- małe cele po 5 kg!! Czyli do końca stycznia 75, nie więcej!! to jest tylko 4 kg, ale wiem , że nie pójdzie tak łatwo jak na początku. Czyli 75, 75, 75.....
Podsumowanie Wigilii
Przejadłam się!!! Makabrycznie się przejadłam!!!!I może dziś tonęłabym w oceanie nienawiści do siebie i pogardy do braku samokontroli, a wyrzuty sumienia nie pozwalałyby mi podejść do lustra. Tylko, że..... ja wcale dużo nie zjadłam!!! barszczyku czystego z czterema uszkami- niewiele, pół kawalka dorsza po grecku, 2 pierogi z kapustą, lyżkę kapusty z grzybami, kilka orzechów, kilka owoców suszonych , 1 trójkąt pischingera, trochę wina wytrawnego. Jak na wigilię niedużo , prawda. Oczywiście , siedzenie z rodziną do 1 w nocy. Po prostu mam zmniejszony zołądek. Wyraźnie czuję różnicę w stosunku do "kiedyś". Pół roku bycia na diecie jednak robi swoje!!! I z ta myślą idę na świąteczny obiad- nie zmieszczę więcej niż dam radę, rozsądek ponad wszystko!!! Wesołych Świąt Kochane i Kochani!!!!
Czas spokoju nastał.
Czas przedświąteczny- dla mnie czas spokoju. Po burzliwych miesiącach szarpaniny nie wiadomo z czym, nie wiadomo o co, nie wiadomo po co wróciłam do swojego życia. Ex nie zakłóca mi tego spokoju co mi bardzo odpowiada. Wszystko chyba zostało powiedziane. Tydzień temu oblałam pierwszy egzamin na magisterce- o jak słodko!!! Wiem już jakie mam plany na święta ;-). Dziś zaczynam z ćwiczeniami, oczywiście dopiero jak umyje wszystkie okna, posprzątam całe mieszkanie, zrobię kilka zmian prania, firany itd, to co większość z nas, potem ćwiczenia, a wieczorem impreza w klubie ze znajomymi. Trochę się chyba dziś poruszam, nie? Coś fajnego mnie w tym tygodniu spotkało. cały czas marudziłam, ze waga stoi i stoi, obwody też nie za bardzo.... zaczynałam się cieszyć, że chociaż nie mam jo-jo. Trzy miesiące temu brałam udział w ankiecie nt odchudzania do pewnej pracy magisterskiej. No i proszę, 3,5 kg w dół, w talii 4 cm w dól, w biodrach 2 cm w dół, czyli jednak nie było tak źle. Coś nie coś przeczuwałam po ciuchach, ale widzieć taki wynik- to nie to samo co podejrzewać, prawda?Dało mi to powera do dalszej zabawy. Miłego weekendu dziewczynki i chłopaki, mimo, że jest grudzień, ja się czuję jakoś tak wiosennie. Specyficzne wyczucie, nie powiem... Ale gdy wspomnę, jak letni urlop przesiedziałam z depresją w domu, to uznaję, ze wszystko jest możliwe.