Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Całe moje życie kręci się wokół wagi i moich kompleksów, chciałabym to zmienić i zacząć cieszyć się z życia i wyciskać z niego ile się da.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37520
Komentarzy: 206
Założony: 31 marca 2008
Ostatni wpis: 21 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
babajaga82

kobieta, 42 lat, Kraków

171 cm, 99.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 kwietnia 2008 , Komentarze (3)

Uff dziewczynki poniedziałek zaliczony.
- kawka (czarna ble ble)
- jajo i pomidorek
- kurczaczek i sałata
-1 grzeszek: papsi max
- wieczorna dawka ćwiczeń

Miałam się do przyszłego poniedziałku nie ważyć, ale jakoś nie mogłam się oprzeć i rano wskoczyłam na wagę. Od wczoraj 0,5 kg mniej. Wiem, że nie ma co się cieszyć, bo wystarczy jeden dzień zapomnienia i wszystko szlag trafi. I tak naprawde to sukcesy będę świętować dopiero poniżej 79 kg, bo tyle miałam już na wadze jakieś 2 miesiące temu, ale oczywiście spartoliłam wszystko ....
Ehhh tym razem trza być twardym, nie miękkim :-)
Powiem Wam w tajemnicy, że siedzę i znowu podczytuję w pracy Wasze pamiętniki... to jest mobilizacja pierwsza klasa.
W niedziele byłam na zakupach, mierzyłam prześliczną sukieneczkę w rozmiarze 42, już wędrowałam z nią do kasy aż nagle zawróciłam na pięcie i poszłam grzecznie odwiesić ją na wieszaczek. Nie będzie żadnej nowej kiecki w tym rozmiarze...w końcu zaczęłam się odchudzać ! Kiecka bedzie ale w mniejszym rozmiarze (40) i już ! Poczekam sobie, na sukienki i tak jeszcze za zimno...ale była naprawdę śliczna.
Aha i dzisiaj w pracy też jestem grzeczna, na razie kawusia i jogurcik naturalny z plasterkiem chudej szyneczki.
Dziewczyny lato tuż tuż, jak to powtarza mój instruktor, trzeba się jakoś pokazać!

7 kwietnia 2008 , Komentarze (4)

Cześć dziewczynki,
Nie wiem czy ktoś to w ogóle czyta, ale tak czy inaczej zdecydowanie bardziej czuję się zmotywowana mając świadomośc, że muszę czarno na białym pochwalić się moimim wątpliwymi wynikami w walce z kilogramami.
Minął weekend... rewelacji nie było, ale zmieściłam się w dziennej dawce 1000 kcal. Niestety po tygodniu diety, ćwiczeń na wadze niecały kilogram mniej.
Na dobicie pooglądałam swoje zdjęcia...wyglądam jak potwór i nie ma co się oszukiwać...
Na razie kawa...czarna...chociaż jej z głębi żołądka nie znoszę, za chwilkę jajo i pomidor, a na obiad mięso i sałata.
Nastrój mam popsuty na najbliższy tydzień.

 

4 kwietnia 2008 , Skomentuj

Wczorajszy dzień chyba zaliczyłam...tzn kawka, zupke zastąpiłam maleńką (naprawdę tyci tyci) galaretką drobiową, czyli kawalątek kurczaczka w chudym rosołku, pomarańczką, bananem i gryzkiem batonika corny od mojej siostry łakomczuszka. Całość uhonorowałam godziną aerobiku i 15 minutami (wiem, że mało..będzie więcej) orbitreksu..Kocham ten orbitreks jak widzę jak mój tłusty tyłek nie ma wyjścia tylko napina mięśnie.
I dzisiaj nie może być gorzej; zaliczona kawa z mlekiem i czeka na mnie tuńczyk w sosie własnym - tyle w pracy. W domu też mam nadzieję na coś małego i bardzo dietetycznego.
Nie ma dziewczyny żartów, muszę być twarda bo jak patrzę na siebie w lustrze, to od szyi w dół się do siebie nie pzyznaję.
Niestety grzeszę sobie pepsi max i tigerem light ...myślicie, że to duży grzech? NIby kcalorii to nie ma, ale niezdrowe straszliwe.
Wczoraj zaopatrzyłam się w nowy żel nivea do zmniejszania obwodu cielska...zobaczymy co to warte a przede wszystkim ile i jak systematyczne będę tego używać. Moja ciało zdecydowanie wymaga jakiegoś wspomagania zewnętrznego bo utonęło w cellulicie.
Moja silna wolo wróć!!!
Poczytam sobie wasze pamiętniczki, żeby zmotywować się przed weekendem..bo wiecie jak to jest, gdy się siedzi w domu, gdzie pełna lodówa a z szafek wysypują się słodycze.
A i mam nadzieję, że już z powrotem jest 83 na wadze, czyli zaczynam od początku. Tak bym chciała zobaczyć w kwietniu 7 na przodzie...

3 kwietnia 2008 , Komentarze (1)

Powiem tak...zmaściłam po całości. We wtorek do popołudnia trzymałam cud miód, ale jak tylko goście się zeszli to popłynełam. Nawet nie będę Wam wymieniać co w siebie wrzuciłam, żeby nie robić Wam apetytu...rozpływało się w ustach. Teraz się rozpływa, ale w biodrach. Ważę o 1 kg więcej niż kiedy zaczynałam w poniedziałek...ale do następnego poniedziałku musi być 82..musi!
Wczoraj troszkę wypociłam na vacu, dzisiaj będzie fitness i sama kawka, owocek i może zupka i nie ma zmiłuj się bo stracę resztki szacunku do siebie! Trzeba odpokutować co się nagrzeszyło.
A tak jak się spodziewałam już mój chłopak mnie dobija swoimi przechwałkami jak to schudł 2,5 kg...wrrrrr..no schudł schudł, ale on się zażerał fast foodami przed obiadem i po. Nic dziwnego, że jak zminimializuje to swoje obżarstwo to zaraz zobaczy efekty. I przy takiej wersji zostajemy :-)

 

1 kwietnia 2008 , Komentarze (1)

Wczorajszy dzień zaliczyłam całkiem ładnie, a wieczorem zaserwowałam sobie jeszcze dawkę sportu, więc nie ma na co narzekać. Gorzej będzie dzisiaj... w domu rodzinna uroczystość a co za tym idzie masa pysznego jedzenia. O ile powinnam wytrwać i nie dać się sałatkom z majonezem to ze słodkościami może być gorzej. Już przed wyjściem do pracy kusiły mnie wypieki, ale dzielnie odwróciłam wzrok i szybko uciekłam do pracy.
Plan na dzisiaj niestety musi ulec zmianie przez tą rodzinną posiadówę i o 5 posiłkach zapominam bo boję się, że wieczorem i tak pochłonę nadmiar kcalorii. Tak więc na razie kawka...zwłaszcza, że dzisiaj potrzebuję solidnej kawki kofeiny, żeby chociaż wyglądać na przytomną.
W ostateczności zrobię sobie dyspensę na jeden kawałak sernika zamiast obiadu a jutro odpracuję to na Vacu line...obiecuję.
Najgorsze jest to, że mój chłopak też ma w planie odchudzanie od dnia dzisiejszego...czyli codziennie będę słuchać ile to kilogramów nie traci i dołować się, że u mnie sukcesem jest 1,5 kg tygodniowo podczas, gdy on traci tyle w ciągu dwóch dni. No trudno zniosę to dzielnie i będę odporna na jego komentarze.
A i dzięki za Wasze wsparcie...od razu czuję, że mam więcej sily, żeby stawic czoła tym wszystkim paskudnym ciatom dzisiaj :-)

31 marca 2008 , Komentarze (13)

Witam wszystkie dziewczynki,
Od dłuższego czasu wpadam poczytać Wasze pamiętniki, zwłaszcza kiedy szukam motywacji, żeby rozpocząć zrzucanie kilogramów. Przyznam, że patrząc na Wasze wyniki człowiek naprawdę zaczyna nabierać ochoty, żeby się do Was przyłaczyć i też mieć frajdę z osiągniętych rezultatów.
Tak sobie pomyślałam, że może kiedy zapiszę sobie te wszystkie moje grzeszki, kiedy będę musiała spowiadać się przed samą sobą i Wami będę miała lepszą motywację i czarno na białym ile z tego mojego gadania o odchudzaniu jest naprawdę odchudzaniem.
Moja historia?
Zawsze byłam gruba, od kiedy pamiętam. Chudłam pare kilo, które potem szybciutko przybierałam. Uwielbiałam słodycze i to się nie zmieniło do dziś. Potrafię nie jeść cały dzień, żeby wieczorem pochłonąć tabliczkę czekolady. No i żyłam sobie taka gruba Berta, słuchając tych wszystkich komentarzy "uroczych ludzi", którzy mieli to szczęście nigdy się nie dowiedzieć ile kcalorii ma kromka chleba albo plasterek sera. Aż pewnego dnia setny raz zaczęłam dietę i pierwszy raz na niej wytrwałam ...nie pare dni, nie pare tygodni ale pare miesięcy :-) Schudłam 20 kg w ciągu 6 miesięcy. Zmieniłam trochę swój tryb życia na mniej siedzący i posiliłam się dietami cud. Te 6 miesięcy upłynęło pod znakiem diety 13 i kapuścianki. Teraz sama się zastanawiam jak ja to wtedy wytrzymałam....
Od roku niestety moja waga kręci się wokół 83 kg, raz mniej raz więcej..ale generalnie 83. Muszę przyznać, że więcej chyba gadam o tym całym odchudzaniu niż robię..bo po paru dniach diety daję upust swoim zachciankom i efektów żadnych. Ćwiczę od jakiegoś czasu dość regularnie ale niestety bez diety nie daje to żadnych rezultatów w moim przypadku.
Jak wspominam siebie sprzed roku nie mogę uwierzyć, że tak wyglądałam. zreszta co tu dużo gadać nawet teraz jak patrzę w lustro zastanawiam się jak mogłąbym się komukolwiek spodobać. Te zwały tłuszczu są przerażające...a jeszcze bardziej przygnębiająca jest myśl, że gdyby ten mój prywatny cud zdarzył się ponownie i schudłabym kolejne 20 kg to i tak nigdy z dumą nie rozbiorę się na plaży bo moje rozstępy, cellulit i obwisła skóra zawsze już będą moją karą za to niedbalstwo za młodych lat. No cóż zawsze zostaje na pocieszenie myśl o obcisłej kiecce.
Zaczynam dzisiaj...31 marca, ale tym razem troszkę inaczej. Spróbuję bardziej racjonalnej diety, która będzie się składać z 5 posiłków ale kalorycznie chciałabym bilans dnia ograniczyć do 700 kcal.
Mamy więc godzinę 15:00 a u mnie na koncie:
10:00 - kawa z mlekiem 0,5%

13:00 - tuńczyk w sosie własnym (puszka 120g)

Planuję jeszcze sałatę z olejem, octem i mięsem na obiad a potem jabłuszko. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Trzymajcie kciuki :-)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.