Zeszły tydzień - pełna determinacja. Zacisnęłam zęby. Spięłam tłuściutkie pośladki i było super dietetycznie..... aż do piątku po południu kiedy to dałam ciała na całej linii i tak aż do niedzieli. W zwiazku z tym, zamiast planowanego spadku wagi dostałam 0,5 kg na plusie. Mam nadziej, że jak odwiedzę pana kibelkowego to się wszystko wyrówna.
W związku z powyższym proszę o KOPA. Nie wiem już co mam robić. Utrzymuje się na poziomie 86,5 -87 chyba już miesiac i jakoś mi to sprężanie się nie idzie. Chodzę na siłownię dwa razy w tygodniu. Wylewam piąte poty z siebie - chyba się uzależniłam od tego i sprawia mi to ogromną przyjemność - a to i tak nic nie daje. Wiem, że same ćwiczenia nie pomoga bez diety.
No i co, potrzebuje jakiejś motywacji, która zamknię mi lodówkę na kłódkę.
Grzechy główne to lody i chlebek. I w ogóle nie jestem głodna i jem. Czasami to myśle, że mam jakies chwile zaćmienia. Bo myśle sobie, wczoraj za dużo zjadłam, i łapię się na tym, że właśnie skończyłam jeść kanapkę. A po co? Nie wiem, przecież głodna nie byłam.
Próbowałm różnych motywacji: Ślub brata nie działa, próba znalezienia sukienki w moim rozmiarze
zadziałała (na 4 dni), motywacja w sensie - Pieci kopara opadnie (mój narzeczony), też nie działa. Wiecie kogo to wina mojej przyszłej teściowej. Przyjechała do Polski i jak tylko mnie zobaczyłao była: O Boże jak ty wyglądasz, jak to zrobiłaś, a potem chwaliła mnie po całej rodzinie, Piecia tez zauważył rónicę jakby kto mu opaskę zdjął z oczu ... no i stało się.... spoczęłam na laurach. Innego wytłumaczenia nie widzę, dlatego też musze szybko spaść z tego piedestału bo przecież nie jest dobrze. Jeszcze drugie tyle i może to będzie jako tako.