Niestety zapomniałam, który to miał już być dzień mojego odchudzania. Do środy ubiegłego tygodnia było super. A od czwartku niestety już coraz gorzej. A to pizza zamówiona przez koleżanki w pracy (co z tego że do podziału na cztery???-i tak była duża i później "leżała " na żołądku)a to pączek na Targach Edukacyjnych a to kawałek pysznego ciasta, które kupił mąż. Do tego życie w strasznym biegu i brak czasu na przygotowanie obiadów tylko dla mnie czyli niskotłuszczowych. Na szczęście ratował mnie zapas mrożonych warzyw na patelnię i kiedy nie miałam czasu właśnie one stanowiły mój główny posiłek.
Efekt? Nie schudłam ani grama. A miało być tak pięknie. Pocieszające jest to, że teraz jestem w tej fazie cyklu gdzie "nabieram wodę" i zrzucenie czegokolwiek będzie dosyć trudne więc załamywać się nie można.
Od wczoraj znowu jestem bardzo poprawa jeśli chodzi o jedzenie chociaż jest ciężko. Jednak zwolniłam trochę tempo i mam czas na spokojne zaplanowanie posiłków.
Boję się jeszcze jednego . W sobotę kupiłam samochód!!! :-))) Cieszę sie strasznie bo dzięki temu dziennie oszczędzę około 1 godziny czasu - zwłaszcza jeśli chodzi o odbieranie dzieciaków od niani i przedszkola. Z drugiej strony wyobraźcie to sobie:
z domu do samochodu, z samochodu za biórko, zza biórka znowu do samochodu.........
STRASZNE!!!!