8,9,10 dzień
Oj kiepsko, kiepsko - ostatnie dwa dni wręcz katastrofalne, całkowicie odpuściłam sobie dietkę. Oczywiście wszystko przez rogale marcińskie i 11 listopada - koszmar!!! A jutro ważenie, sumienie mnie męczy, ale muszę jakoś to przetrwać.
5,6,7 dzień
Jestem, jestem, ale wcześnie rano, bo w pracy mam tzw. kocioł. Czyli wychodzę rano i wracam późno wieczorem - koszmar!!!
Sobotnia kolacja - przebiegła całkiem spokojnie, nie powiem jednak, że nie skusiłam się na małe co nie co, ale co tam - mówi sie trudno i żyje sie dalej. Dalej dietkuję ze SD, czasami wydaje mi się, że ta dieta jest za obfita, albo ja sama robię za duże porcje. Co o tym sądzicie? Jeśli chodzi o ćwiczenia, to nadal nic nie robię w tym kierunku - a to pech. Teraz oczywiście mam wymówkę - brak czasu, praca. To trzymajcie sie drogie vitalijki, a ja do pracy. Pa
4 dzień
Jest super, moja waga pokazała dokładnie 72,30 czyli 70 dkg mniej, a myślałam że nawet nie drgnie. Chce mi się skakać i biegac z radości tylko pogoda nieciekawa (ciągle pada). Za chwilę zrobię dzieciom smaczny obiadek, a później sobie. Na wieczór szykuje mi się wyjazd do znajomych na proszoną kolację i trochę się tego boję, bo jak tu tłumaczyć przy wszystkich, że się jest na diecie? To będzie dopiero walka o przetrwanie, ale obiecuję, że będę się starać.
3 dzień
No to mamy wekend - super i oczywiście, chwila prawdy, bo wiadomo, że jak siedzi się w domu to żołądek, a właściwie oczy, chcą więcej. Dietkuję, ale ciężko, właśnie dzisiaj zawitała do mnie moja mamusia ze smacznym serniczkiem, który uwielbiam!!! Moje dzieci się zajadały, a mnie ciekła ślinaka, ale nie dałam się - wygrałam. Ha, ha - ale bzdety piszę, same wiecie, że każdy mały sukces cieszy i tego musimy się trzymać. Jutro mam pierwsze ważenie, bo zdecydowałam się na pomiar sobotni, oczywiście nie spodziewam się spadku wagi, bo chyba byłoby to za wcześnie. Zobaczymy!
2 dzień diety
No to drugi dzień schodzi, za chwile zrobie sobie smaczne jedzonko i jest ok. Wczoraj wieczorem poczułam głód i żeby nic nie jeść wypiłam od razu szklanke wody. Najgorsze jest szykowanie obiadku dla rodzinki, no ale cóż - ja jestem na diecie, a nie oni. Moje drogie jak radzicie sobie bez kawy, bo ja należę do tzw. kawiarek i dzień bez kawy to dzień stracony. A tutaj susza, ale myslę, że 1, 2 filiżanki to chyba aż tak nie zaszkodzą. Co sądzicie? Z ćwiczeń nadal zero, może jutro?
1 dzień diety
No to jestem - tak, jak obiecałam. Właśnie rozpoczęłam pierwszy dzień dietki smacznie dopasowanej. Głodna nie jestem, ale mam wrażenie, że ciągle myślę o jedzeniu. Muszę przestawić swoją psychikę. Do tego trochę pobolewa mnie głowa, jestem przeziębiona (katar, kaszel itp.) Miałam też dzisiaj trochę poćwiczyć, ale chyba nie dam rady. Zrobiłam sobie herbatkę, popijam i rozmyślam, czy dam radę? E tam dopadły mnie jakieś pesymistyczne myśli - biorę to na "karp" osłabienia. A co tam u was drogie Vitalijki!
moja dieta
Dzięki dziewczyny za wsparcie - myślę, że może tym razem się uda. Mikolino zdjęcia ślubne sa super, a zdradż mi, na czym polega ta siła błonnika? Swietka myslę, że tobie też sie uda, jesteś młodsza i chyba zdeterminowana. A ja dzisiaj objechałam pobliskie rodzinne groby i szybko myk do łóżka, dopadło mnie jakieś grypsko, koszmar. Jedyny plus to to, że nie mam na nic ochoty do jedzenia. Nic mi się nie chce, a jutro mam rodzinne spotkanie i niestetety trzeba zrobić jakiś świąteczny obiad. Całe szczęście, że wtorek mam wolne i sobie poleżę. To tyle, wyłączam sie na kilka dni, odezwę się już w piwerszym dniu mojej diety - no to pa.
Zaczynam od nowa!
Witam, już tu byłam i znów powróciłam!!! Aż żal - tak szybko się zapomina o ustaleniach, diecie, wysiłku fizycznym itd. Co mnie do tego skłoniło? No cóż zabrzmi to banalnie, ale chęć poczucia się ładniejszym, zgrabniejszym no i sprawniejszym! Wszyscy wkoło się odchudzają, wszystkim sie udaje, a moja "silna wola" gdzies na wakacjach. Czas za nią się wziąść!!!
Wykupiłam dietę smacznie dopasowaną i zaczynam 03.11 - może jest ktoś, kto zaczyna też dietkę. Jeśli tak to serdecznie witam.
20 dzień
Jest mnie mniej 80 dkg ale zawsze. Rzadziej tu zaglądam, natłok pracy, ale myśle o witalii niemal bezprzerwy. Dieta - właściwie to nie dieta, tylko rozsądne odrzywianie. Pomału się już do niej przyzwyczajam i mam mniejsze "ciągoty" do słodyczy. Co nie znaczy, że czasami nie grzeszę - ale tylko tyci, tyci w niedzielę. Później się pilnuje i może dlatego, waga spada tak pomalutku. Małymi kroczkami do przodu, może celu nie osiągnę 16. 10. ( takie były plany ) tylko trochę będzie to trwało dłużej.Myślę,że do gwiazdki zdąrzę.
18 dzień
Dawno tu nie zaglądałam, ale nie miałam czasu, tak jakoś ciągle coś się działo,że uciekał dzień za dniem. Moja dieta toczy się pomalutku do przodu - a waga poprostu się ślimaczy. Myślałam, że pójdzie o wiele szybciej, może to moja wina - przestałam ćwiczyć, jakoś nie mogę się zmobilizować, nie chce mi się. Tak wogóle, to chyba złapałam jakieś grypsko: katar, kaszel, gardło - szkoda gadać. Zresztą jak można być zdrowym skoro w domu ma się szpital, dzieciaki są chore od tygodnia ( to chyba od nich coś podłapałam). W pracy kociokwik - jakiś obłęd, zresztą tak jest zawsze na początku roku szkolnego. Trzeba to przeżyć. No cóż biorę grypeksik i idę do wyrka.