Lekcja poglądowa :))
Przez ostatnie trzy tygodnie pod rząd przyjeżdża na weekend Agata. Pomieszkała juz miesiąc ze swoim chłopakiem i właśnie sie od niego wyprowadziła hehehehe.
Za każdym razem jak przyjeżdża do nas to umawia sie z gorzowskim towarzystwem i odreagowuje w dyskotece.
Razem z nią powróciły niepokoje związane z nocnymi wypadami. Kiedy jest w Szczecinie to nie wiem co ona tam wyczynia i nigdy jej nie kontroluje, lecz kiedy jest w domu to nie mogę w nocy spac. Ostatnie dwa weekendy wracała ok. 6:00 i chyba raz dzwoniłam z pytaniem kiedy ma zamiar zawitać w domciu.
Dzisiaj jednak dzwoniłam do niej od 6:50 i do 7:20 nie odbierała telefonu.
Moja bujna wyobraźnia przez ten krótki czas wygenerowała różne horrorystyczne historie. Ubrało się dziecko (22 lata!!) w mini spódniczke, kabaretki, buty na big szpilce i bluzeczke - jestjakobyjejniebyło i polazło z niby sobie zaufanym towarzystwem z osiedla.
Przypomniały mi sie przypadki kiedy pracowałam na 997 i w takie właśnie ranki dzwoniły mamusie synków i córeczek szukając pomocy w poszukiwaniu zaginionych dorosłych latorośli. Kiedy nie ma się związku emocjonalnego z zainteresowaną to łatwo jest oznajmić, że dziecię jest już dorosłe i wie co czyni, a do tego radzi sie cierpliwie czekać aż upłynie czas kiedy to będą faktyczne powody do niepokoju.
Faktyczne powody dzisiaj odczuwałam, bo przecież moja córka jest zawsze zdyscyplinowana, zawsze wraca o umówionej godzinie, a jak nie jest umówiona to zawsze rozsądnie informuje mnie o swoich zamiarach i opóxnieniach. No i zawsze odbiera telefon !!
Więc wyobraziłam sobie, że ktoś jej coś być może nasypał do piwa i wykorzystał, ktoś ukradł jej komórke, lub co gorsza upiła sie i nabroiła tak, że znalazła się w izbie wytrzeźwień lub co gorsza w areszcie.
Niby racjonalna ze mnie kobieta i wiem, że gdyby do czegoś takiego doszło to koledzy na pewno poinformowaliby mnie o takim zdarzeniu, ale trudno w chwili takiej rozpaczy o odrobinę rozsądku.
I gdyby mi kolega po fachu powiedział, że być może moja córka śpi u koleżanki, lub kolegi to biłabym się w pierś, że ona tego by nigdy nie zrobiła.
Lecz nigdy nie mów nigdy !
Znalazła sie zguba , zgłosiła sie po kolejnym telefonie i okazało sie, że dyskotekowe szaleństwo zakończyło sie w mieszkaniu jednego z kolegów, gdzie nastepnie całe towarzystwo przysnęło , no i zaspało .
Uszy by Wam zwiędły moje Drogie Koleżanki gdybyscie usłyszały wiązanke przekleństw, jaka puściłam przez telefon w kierunku swej najstarszej latorośli po czym puściły mi zawory i histerycznie sie rozryczałam :))
W kilkanaście minut Agata znalazła sie w domu, wyprzytulała, wycałowała, naprzepraszała mnie.
Akurat wstały maluchy więc były bardzo zdziwione, że nawet taka duża Agata przeprasza mamę :))
Do tego cała sytuacja bardzo przejął się Bartek, bo wreszcie z drugiej strony zobaczył, jak to jest czekac i nic nie wiedzieć o osobie najblizszej.
Jeszcze niedawno zarzucał mi, że wypytujac go o towarzystwo i domagajac sie stanowczo podania konkretnej godziny przyjscia ze spotkania, złośliwie ograniczam jego wolność co jest objawem braku zaufania do niego.
Dzisiaj wystraszył sie nie na żarty, bo pomimo, że wczoraj oznajmił mi ,że wybiera sie na noc do koleżanki to później dzwonił i pytał czy nie bedzie lepiej jak wróci jednak wieczorem :)) Później zadzwoniła koleżanka (hehehe) i poprosiła żeby jednak Bartek dłużej został, bo on sie o mnie martwi, ale ona zapewnia mnie ,że jak chce to beda mi wysyłać sms-a co godzine i osobiście przypilnuje, aby Bartek wsiadł do pierwszego, porannego autobusu:))
Rozbroiła mnie i sie zgodziłam hehehehe.Ooczywiscie na sms-y nie wyraziłam zgody, bo mam zamiar jednak złapać troche snu dzisiejszej nocy :))
Ech, Kids!! I po co mi to wszystko było??
Agata mimo powaznego kaca (i moralnego i poalkoholowego) znów gdzieś wybyła w swojej zdzirowatej kreacji (hehehe) , ale zapewniła mnie, że długo nie zabawi i przysle mi w miedzyczasie ze dwa sms-sy, że żyje i ma sie dobrze :))
Przez przypadek wszyscy dzisiaj wynieśli jakas nauke :)), a ja z tego stresu przed chwilka poprosiłam Darusia żeby zrobił mi drinasa :))
Musze wyluzowac :)) Dobranoc :)
Już po wszystkim :)
Dzieci są już nasze !!
Sprawa odbyła sie szybko i rzeczowo, żadnych dziwnych pytań, żadnych komplikacji, chociaż o karcenie pytanie padło :))
Pani Jadzia uprzedziła nas, że sedzina jest zwolenniczka klapsów więc nie nalezy sie wypierać, że nigdy się nie zdarzyły.
Tak też zrobiłam.
Teraz czujemy sie jakby ktoś spuścił z nas powietrze.
Niesamowite uczucie :))Kamień spadł z duszy.
Daruś właśnie drzemie na kanapie więc i ja do niego dołącze.:))
Po obiedzie zrobimy sobie małe święto. Powiemy dzieciom ,że jesteśmy ich jedynimi rodzicami, że zawsze już będziemy razem i już nikt nigdy ich nie odda i nie zostawi.
Co zrozumieja to zrozumieja.Myśle,że poznają po naszym zachowaniu , że to doniosła chwila :))Dzieci świetnie wyczuwaja nasze emocje .
Totalny leń !
Uskuteczniam właśnie błogie lenistwo - w myśl zasady : co masz zrobić dziś, zrób jutro, będziesz miał dzień wolnego:))
Nic mi się nie chce robić, nigdzie wyjść, niczego załatwiać, a nie ukrywam ,że parę spraw już się prosi o załatwienie.
Jakoś tak mi dobrze w domu, w tym barłogu :))
Widocznie mój organizm potrzebuje odrobinki luzu i nicnierobienia i ja jemu to właśnie zapewniam.
Wczorajsza wizyta pani Jadzi przebiegła w miłej i sympatycznej atmosferze.Udało mi się nawet czasem przebić i zapytać o nękajace mnie problemy, tudzież opowiedzieć o naszych relacjach, generalnie jednak dowiedziałam się sporo o rodzinnych relacjach pani Jadzi :)))
Jutro rozprawa w sadzie i nie obawiam sie wyroku, ale troche boje sie nieziemskich i niezyciowych pytań, bo spontaniczna ze mnie kobieta i często zanim pomysle, to już palnę jakieś głupstwo :))
Ale cóż, jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś , takiego mnie masz :))
Jutro o tej godzinie bedzie już po wszystkim. Przeżyjemy :))
Nie chce mi sie dzisiaj fizolować :)) Biorę swoją kawkę i laptopa pod kołderke i zobaczę co tam u Was nowego :))
Psychoterapia :)
Lezę już na swojej ulubionej kozetce dzierżąc w dłoni kawusie i już poddaje sie psychoanalizie hehehehe.
A nekłębiło sie w głowie różnych spraw , jak zwykle u mnie kiedy dzieją się rzeczy nowe , ważne :))
Po pierwsze pani Jadzi z ośrodka wczoraj nie było - przełozyła wizytacje na jutro, znaczy dzisiaj :))) Cóż wcześniej czy później dowiemy sie co tam u niej słychac , bo uwielbia mówić o sobie hihihihihi.
Po drugie matka biologiczna maluchów została rzekomo pozbawiona praw z powodu swej totalnej niezaradności. Nie wiem jak było naprawde, bo trudno mi uwierzyc, że zamiast pomóc kobiecie to można zabrać jej dzieci.
Po trzecie mam zamiar mówić maluchom, że urodziła je inna matka utwierdzajac je w przekonaniu , że niewiele wiem na jej temat poza tym, że nie mogła sie nimi opiekowac.
Zresztą Patryk juz pytał o nią i w ten sposób udało mi sie wybrnać - urodziła Cię inna mamusia, która nie mogła sie Wami opiekowac, dlatego czekałeś na nas u cioci Marzenki.Na to Patryk - mamo, ale my na nikogo nie czekaliśmy .
W swojej wyobraźni dziecko kojarzy oczekiwanie jak rodzaj dyskomfortu psychicznego, zniecierpliwienia, stania w oknie i wyczekiwania na tego kogoś właściwego, tęsknotę, a tymczasem dzieci żyły 1,5 roku w cieplarnianych warunkach, u boku mamy , taty i rodzeństwa i czuły się tam bezpiecznie , przekonane, że to jest ich właściwe miejsce.
Czasem mnie to dręczy, bo Patryk dość często wspomina tamten dom , zabawki, babcie, ciocie i pomimo, że powoli poukładał juz sobie, że dom i zabawki nie były jego tylko dzieci, które u cioci Marzenki czekaja na rodziców to jednak czasami jeszcze używa okreslenia - a u nas .....np. były dwa kotki , albo pies na łańcuchu.
Malutka Oliwka też ostatnio powiedziała, że my mamy pieska w innym domu.
Ech........
Mam jeszcze jeden problem ,który leży mi na sercu. Otóż Patryk urodził się w domu, na wsi, więc w rubryce miejsce urodzenia bedzie miał zawsze ten Pcim Mały, który jest oddalony od nas o kilkanaście kilometrów. Wczoraj rozmawialismy o tym z mężem i doszlismy do wniosku, że nie mamy innego wyjścia, jak wychować go tak, że nie bedzie to miało dla niego znaczenia. Tak jak napisała mnna w swoim komentarzu, że dla jej córki życie bez ojca było sprawa naturalną , tak też musi sie stać dla Patryka i Oliwki , że adopcja i to, że jesteśmy dla nich jedynymi rodzicami to sprawa oczywista.
Tylko jak to uczynić Kobiety ??
Ech kłebi sie mi sie dzisiaj w głowie wiele innych spraw moje drogie psychoterapeutki :))))
Np. wczoraj pod wpływem otulonej poczytałam kilka swoich archiwalnych wpisów i na pewne sprawy spojrzałam z innej perspektywy , niektóre wydaja sie dziś błahe, niektóre nieważne, a są nawet żenujące :)
Nastepnym razem napisze Wam o moim męzu i o córce, bo widzę ,że od czasu kiedy ją ostatnio obgadałam troche sie zmieniło :))
Tymczasem koncze swoja kawusie i ide biore sie za sprzatanko. :))
Acha - wczoraj pobiłam rekord swiata w żarciu wszystkiego co popadnie i zauważyłam,że waże dokładnie tyle samo co rok temu. Żadne pocieszenie , tyle ciężkiej pracy poszło na marne :((
Hej ho, hej ho do przedszkola by się szło :))
No i minął tydzień jak maluszki zasuwają do przedszkola :))
Rano wstaja ochoczo, a przez łikend nie mogły sie doczekać poniedziałku :)) Z jeden strony fajnie, że omija nas trauma związana z porannym odrywaniem dzieci od nogi, ale z drugiej strony jakoś tak dziwnie się czuje jak przychodzę je odebrać, a one nie tryskaja szczęściem.
Boje sie czy to nie za wcześnie na przedszkole i czy nie pomiesza im sie teraz wszystko w małych główkach. Pani Oliwki mówiła, że mała przytula sie do niej i całuje ją , a Patryk jeszcze przed pójściem do przedszkola tłumaczył Oliwce, że w przedszkolu będzie taka pani-mama.
Ech, wiem, że wszystko się unormuje i potrzeba tylko czasu, czasu i jeszcze raz czasu, ale przecież niecierpliwiec ze mnie straszny więc nie byłabym sobą gdyby nie targały mną sprzeczne uczucia. :)))
Jak spojrze na to wszystko racjonalnie to przecież większość matek pracuje i jak świat światem dzieci muszą zostać umieszczone w przedszkolach, żłobkach tudzież u innych opiekunek, do których również się przywiązuja wzbudzając matczyną zazdrośc :))
Wielkimi krokami zbliża się termin rozprawy adopcyjnej w sądzie - 13 września w czwartek. Właśnie dziś spodziewam sie wizyty pań z ośrodka adopcyjnego na tak zwany wywiad. Dzieci są z nami już ponad 5 miesiecy i to jest pierwsza taka wizytacja :)) Ciekawe, że urząd tak ufa swojej diagnozie, że nikt nie pofatygował sie sprawdzić czy maluchy są dobrze traktowane.
W ogóle jest wiele aspektów związanych z adopcją, które są niedopracowane , np. od środy Patryczek był przeziębiony i gdyby zaszła konieczność pójścia z nim do lekarza to ja nie mam na dzieci ubezpieczenia zdrowotnego i nie jestem ich opiekunem prawnym. Np. jadąc tramwajem czy pociągem nie mam mozliwości udowodnienia, że dzieci nie mają 4 lat, bo poza postanowieniem sądu zawierajacego ich obecne dane osobowe nie mam innych dokumentów.
Adopcja podobno jest niejawna, ale nikt nie pomyślał, że załatwiajac formalności związane z zapisaniem dzieci do przedszkola musze przedłożyć określone dokumenty, akty urodzenia, numery pesel i tylko dzieki uprzejmości dyrekcji przedszkola sprawy te zostały odłożone do momentu uregulowania sytuacji prawnej.
Ale wielkimi krokami zmierzamy do zakonczenia tej nienormalnej sytuacji, więc tymczasem znikam posprzątac chate i przygotować się do wizytacji o 15:00 :))
Dieta - bez zmian :)))
Diamenty :))
Podczas wczorajszej wizyty u mnie na kawce, moja przyjaciółka zwróciła mi uwagę na to, że ja mojego męża szlifuje jak diament hehehe.
Kiedy go poznałam siedział przy komputerze na poddaszu marnego mieszkania,gdzieś w Niemczech, z braku środków (żył z zasiłku) rzadko gdzies bywał , papierosy i litry kawy były głównym jego źródłem egzystencji, i jedynie babcia odwiedzała go w tej norze, przynosząc czasem coś ciepłego do zjedzenia. Rzekomo szukał pracy, ale tak naprawde nie miał żadnego pomysłu na życie, a jedyne czego sie dorobił to mase długów, które bedziemy jeszcze spałacać latami.
Poznaliśmy sie przez internet i po dwóch tygodniach wirtualnej znajomosci zdecydował sie przemierzć te 800 km, aby mnie poznać.
Pisałam juz kiedys o naszych pierwszych relacjach i zdecydowanie moge napisac, że mnie na kolana nie powalił :))
Musze jednak przyznać, że swoim spokojem, determinacja i osobowością bardzo mnie zaskakwiał , a potem powoli oswoił .
Od tamtego czasu minęło prawie 5 lat - 18 października po raz pierwszy odbyliśmy rozmowe na czacie, a mój mąż ciagle mnie zaskakuje i ciągle jest dla mnie nieprzeczytaną książką.
Po kilku wizytach po prostu został ze mna i moimi dziećmi na zawsze, a przez ten czas za moją namową podjął studia (po długim okresie nostryfikacji niemieckiego świadectwa), gdzie zdobył stypendium naukowe, znalazł ciekawą prace (napisałm mu list motywacyjny) , gdzie kilka dni temu niemiecki prezes osobiście odbył z nim rozmowę , pytajac co może uczynić, aby inna firma nie podkupiła go, jako fachowca , a do tego sprawiłam, że sprawdza sie jako ciepły, kochający ojciec dwójki dzieci :))
Jestem dumna z tego, że kolejny raz nie zawiodła mnie intuicja, i że od początku dałam szanse temu mężczyźnie, który w swej niepozorności zawiera wszystkie cechy mieszczące sie w mojej definicji prawdziwego mężczyzny:)). Cieszę się ,że przez lata nie poznała sie na jego wartosci żadna inna kobieta hehehehe.
Jak teraz tak o tym wszystkim myślę, to sama nie wiem kto kogo tu bardziej szlifuje :)))
Teraz musze dbać o to, aby mój diamencik nie zalśnił zbyt drogocennie dla innej baby hłe,hłe :))
Myśle tez o swojej teściowej , która wychowała dwóch synów, którzy jeszcze w wieku 30 lat nie byli przygotowani do samodzielnego życia, ktorzy przy wysokim poziomie inteligencji i ogromnej wiedzy nie mieli żadnego pomysłu na wykorzystnie swojego potencjału.
Jeden syn już podlega obróbce hehehe, a drugi pozostał pod czujnym okiem mamusi , która modli sie o druga taka stanowcza synową :)))
Tamta jednak bedzie musiała być bardziej matka niż partnerką, bo synek osiągnąwszy już chrystusowe lata nie potrafi przygotować sobie kanapki, ani odróżnić koszuli włąsnej od ojca .
I powiedźcie mi kobiety, że nie można skrzywdzić kogoś kochając go za bardzo.:))
To pisałam ja- znana egoistka :)))
A dieta ? Żręęęęę !!!
Pierwsze ofiary .
Oczywiście, że nie było moja intencją udowodnianie, że mamusia jest mądra i ma zawsze racje, a synek głupi , uparty więc nalezy nauczyć go pokory i szacunku.
Powodem mojego wpisu była frustracja spowodowana brakiem motylków i moja reakcją nieadekwatna do sytuacji. Macie racje, że to objaw mojej bezsilności, bo jezeli chodzi akurat o tę konkretną , opisaną wczoraj sytuacje , to jeżeli nawet chciałam ukarać Patryka, to wystarczyło zaprowadzić go do drugiego pokoju, bez tego nieszczęsnego klapsa, który ciązy mi do teraz.
Te koleżanki, które mnie dłużej znaja wiedza, że kiedy gnębi własna niedoskonałość, kiedy targaja mną sprzeczne uczucia, kiedy toczy się we mnie walka pomiedzy tym , co powinnam zrobic, a tym co rzeczywiscie czuje, wtedy wynurzam sie w tym pamietniku i najczęściej dostaje na garba hehehe.
Chyba jestem jakas masochistka, bo lubie to i bardzo jest mi to potrzebne :))
A co do tytułowej ofiary to nie ja nią oczywiście jestem (chyba ,że ofiarą swojego impulsywnego charakteru hehe), a właśnie Patryk, którego odebrałam wczoraj z przedszkola z gorączka.
W nocy wstawałam do niego kilkanaście razy, bo dziecko miało rozpalona główke do czerwoności i sapało przez sen. Rano ma stan podgoraczkowy, ale zostawiłam go dzisiaj w łóżeczku.
Będziemy mieli więcej czasu dla siebie na integrację :)), bo Oliwia ochoczo pomaszerowała do przedszkola :))
A dieta? Wczoraj m.in. pożarłam chamburgera z dużą ilością sosu, panierowaną pierś z kurczaka i twixa .
Jeszcze chyba nie czas na odchudzanie.
Kij w mrowisko :)
Starym zwyczajem swoim dzisiejszym wpisem być może włoże kij w mrowisko :))
Wczoraj wieczorem zareagowałam bardzo spontanicznie i być może niewspółmiernie do zaistniałej sytuacji w stosunku do Patryka.
Patryk powiedział, że jak sie wyśpi to dzisiaj bedzie się bawił nowozakupionymi w przedszkolu zabawkami. Zwróciłam mu uwage, że jak wstanie to bedzie już jutro, ale on uparcie powtarzał,że będzie to jednak dzisiaj, starałam się wytłumaczyć, że jak nastanie nowy dzień to bedzie jednak jutro, ale synek arogancko zatykał sobie uszy i odwracał głowę , aby dac do zrozumienia, że już mnie nie chce słuchać.
Chwyciłam go za ramiona, schyliłam się na wysokość jego oczu i powiedziałam, że kiedy do niego mówię to powinien mnie słuchać, ale on opryskliwie odpowiedział, że "przecież teraz nie mówisz". Niestety zabrakło mi argumentów i wymierzyłam klapsa, a nastepnie wyprowadziłam do drugiego pokoju.
Do akcji wstapił Darek, porozmawiał z nim, wyjasniając, że nie wolno niegrzecznie sie odzywac i zachowywać w stosunku do osób dorosłych,a szczególnie w stosunku do rodziców jednoczesnie nakłaniajac go do tego, aby podszedł do mnie i przeprosił za swoje zachowanie, ale on przyszedł i oznajmił, że nie ma mamie nic do powiedzenia.No cóż, wylądowało dziecię w kącie i dłuższą chwile trwało zanim przełamał sie i przeprosił.
Dużo mnie to kosztowało, ale przytuliłam synka i w pokojowej atmosferze położyliśmy dzieci spać.
I właśnie o tym chciałabym tu napisać.
Zrobiliśmy sobie z mężem po drineczku, wskoczyliśmy do łóżka i na kanwie wieczornych wydarzeń dłuuugo dyskutowaliśmy o naszych relacjach.
Na koniec stwierdziłam,że muszę zapytać kolezanki na vitalii , co o tym wszystkim sądzą :)))
Chodzi mi o różne rodzaje miłości (nie tylko do dzieci) w zalezności od wieku, różnych uwarunkowań i sytuacji.
Kiedy byłam młodsza to bulwersowały mnie wyświechtane stwierdzenia o tym, że miłość nalezy pielegnować.Nie potrafiłam zrozumiec co to okreslenie ma oznaczać- sztuczne zachowania?Wymuszone gesty? Gra?
Teraz jak analizuje swoje życie to zdecydowanie muszę przyznać, że będac dojrzała i doświadczona kobieta , podświadomie, instynktownie stosuje pewne triki, ktore wpływaja na dobrą atmosfere, pozytywne relacje i śmiało mozna stwierdzic, że pielegnuje naszą miłość.:))
Darek oczywiscie podziela moją opinie i pewnie dlatego zyje nam sie teraz łatwiej, milej i przyjemniej.
Inaczej ma sie jednak sprawa z miłościa do dzieci. No bo co co ona tak naprawde oznacza, jak sie objawia??
Kiedy byłam młodą matka wychowywałam swoje dzieci instynktownie, nie zastanawialam sie nad konsekwencjami swoich zachowań, rzadko je przytulałam, właściwie nie mówiłam, że je kocham wychodząc z założenia, że wynikać to powinno z moich czynów, samego mojego jestestwa :))
Kiedy byłam zła to krzyczałam , wymierzałam kary, przeklinałam nie zastanawiajac sie nad tym, że dzieci biorą z nas przykład i powielaja nasze zachowania.
Bartek częściowo uczestniczył we wczorajszej dyskusji i powiedział, że nie przypomina sobie w ogóle moich napadów złosci i nerwowosci, potrafił rozróznic, że rodzic przeklina, a dzieciom nie wolno i na koniec stwierdził, że jest szczęśliwy, że ma taką trochę niekonwencjonalna rodzine.:))
Ciekawe to wszystko.:))
Nie wyobrażam sobie teraz, aby przeklinać przy maluchach , mam świadomośc , że powinnam swoim zachowaniem dawać przykład maluchom i widać, że faktycznie to działa :)) , lecz zdarza się, że częste kontrolowanie się powoduje u mnie frustracje.
Czesto zadaje sobie pytanie czy z tej racji, że jedne dzieci są biologiczne a drugie adoptowane, traktuje je inaczej i nie jest mi łatwo na nie odpowiedziec. Jestem starsza, posiadam doswiadczenie,inną świadomośc, wiekszą wiedzę, i jestem bardziej wygodna :))
Mysle, że każde dziecko traktowałam inaczej co nie oznacza, że ich nie kocham :))
Pamietacie zapewne moje pierwsze dylematy związane z nastaniem w naszym domu maluszków - Oliwia swoim wrzaskiem powodowała moja rezerwe, natomiast wystraszony, zamkniety w sobie Patryk rozczulał.
Właśnie minęło pięć miesiecy od tamtego czasu i muszę sie przyznać , że wiele sie zmieniło. Przede wszystkim Oliwka jest pogodną, miła, ugodowa dziewczynka i nietrudno było przywiązać sie do niej i pokochać :)) Własnie wczoraj odbierajac je z przedszkola, kiedy mała radośnie szczebiotała swoim językiem o tym co sie wydarzyło, poczułam te właściwe motylki w brzuchu, które stłumione zostały uczuciem (wstydu?Zawodu?Wyrzutów sumienia?) do Patryka. Wiem, że na uczucia nie mamy wpływu, niemniej jest mi przykro.
Nie oznacza to , że czuje do niego niechęc, absolutnie nie o to chodzi, lecz ubolewam nad tym, że w sposób kontrolowany traktuje go poprawnie.
Jest tak na pewno dlatego, że Patryk jest starszy, ma za soba pakiet różnych doswiadczen, kilku, róznych opiekunów, którzy mieli rózne wymagania. Na pewno jest dzieckiem zagubionym, wrażliwym i na pewno bardzo się stara.Pamietamy tez, że jest czterolatkiem, więc zapewne wzywa go zew natury :))) O wszystkim pamietamy i staramy sie go odpowiednio traktowac, ale niestety , serce nie sługa.
I takie oto rózne przemyslenia nasunęły mi sie na bazie wczorajszych wydarzeń :)) Trudno mi było nie pogniewać sie na niego jak na dorosłego , byłam wściekła, zła , czułam do niego niechęć, ale później przyszło opamiętanie - przecież to tylko małe , zagubione dziecko, a dwa dni w przedszkolu spowodowało zmęczenie i zachwianie emocjonalne.
Ech, trudne to wszystko :)) Prawda?? :))
A w kwestii diety? Żrę :))
Przedszkole.
Nadejszła wiekopomna chwila :) Maluchy poszły do przedszkola.
Wczorak chlipały we dwójke, ale dzisiejszym rankiem ochoczo wstały i tylko przed drzwiami sali Oliwka cichutko załkała :)
Tak więc wszystko zmierza w dobrym kierunku .
Minęło własnie pięć miesiecy od kiedy jesteśmy razem. Wiele sie w tym czasie wydarzyło, wiele zmieniło , było bardzo dynamicznie i jak to w życiu bywa - raz na wozie , raz pod wozem :)
Na pewno było inaczej niż sobie wyobrażaliśmy :)
Teraz sobie lezę w łóżku hehehehe, pije kawke i właściwie nie wiem co ze sobą począc :) Mam masę roboty, w planie mam pranie pościeli, mycie okien, wysprzątanie mieszkania, ale przede mną tyle wolnych dni, że jak znam siebie to pewnie odłoże to wszystko na potem.
Podobnie jest z dieta :) Waga nie rusza z miejsca, bo pomimo,że codziennie rano wstaje z postanowieniem,że to własnie od dziś zacznę dietkowac to jednak z godziny na godzine odzywa sie moja słaba silna wola :)
Tymczasem chwyce za telefon i umówię sie z kosmetyczka na henne i regulacje brwi, do fryzjera , a pod koniec tygodnia na kawke z przyjaciółka, która mam nadzieje też juz bedzie gotowa do spotkania po oddaniu swoich latorośli do żłoba i przedszkola :))
Miałaś racje Roksana - na dłuższą mete umarłabym wiodąc taki tryb zycia jak dotychczas :) Monotonia zycia mnie zabija hehehehe.
Nowy wpis.
Totalny brak weny. Trochę mam do napisania, ale nijak nie mogę się zmobilizować
Dzisiaj wyjęłam z szafki kopię diety vitalii, bo tak patrzę i patrzę na swoją wagę, patrzę rano, patrzę wieczorem i niestety jest ona nieubłagana . Waże 70 kg.
Zaczynam dojrzewac do decyzji o zrzuceniu tych 3 kg, ale jak przypomnę sobie co pożarłam przez ostatnie wieczory to boję się , że to jeszcze nie pora na tak poważne decyzje.
W przedszkolu zaczyna sie tydzień integracyjny, a od przyszłego tygodnia dzieciaki maszerują na pełne osiem godzin zajęc. Adrenalinka straszna.
Mam nadzieje, że szybko się pozbieram i znajde wiecej czasu dla Was moje vitaliowe koleżanki.
Tymczasem znikam, bo dzieciaki roznoszą mi chate :)