Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kij w mrowisko :)
5 września 2007
Starym zwyczajem swoim dzisiejszym wpisem być może włoże kij w mrowisko :))
Wczoraj wieczorem zareagowałam bardzo spontanicznie i być może niewspółmiernie do zaistniałej sytuacji w stosunku do Patryka.
Patryk powiedział, że jak sie wyśpi to dzisiaj bedzie się bawił nowozakupionymi w przedszkolu zabawkami. Zwróciłam mu uwage, że jak wstanie to bedzie już jutro, ale on uparcie powtarzał,że będzie to jednak dzisiaj, starałam się wytłumaczyć, że jak nastanie nowy dzień to bedzie jednak jutro, ale synek arogancko zatykał sobie uszy i odwracał głowę , aby dac do zrozumienia, że już mnie nie chce słuchać.
Chwyciłam go za ramiona, schyliłam się na wysokość jego oczu i powiedziałam, że kiedy do niego mówię to powinien mnie słuchać, ale on opryskliwie odpowiedział, że "przecież teraz nie mówisz". Niestety zabrakło mi argumentów i wymierzyłam klapsa, a nastepnie wyprowadziłam do drugiego pokoju.
Do akcji wstapił Darek, porozmawiał z nim, wyjasniając, że nie wolno niegrzecznie sie odzywac i zachowywać w stosunku do osób dorosłych,a szczególnie w stosunku do rodziców jednoczesnie nakłaniajac go do tego, aby podszedł do mnie i przeprosił za swoje zachowanie, ale on przyszedł i oznajmił, że nie ma mamie nic do powiedzenia.No cóż, wylądowało dziecię w kącie i dłuższą chwile trwało zanim przełamał sie i przeprosił.
Dużo mnie to kosztowało, ale przytuliłam synka i w pokojowej atmosferze położyliśmy dzieci spać.
I właśnie o tym chciałabym tu napisać.
Zrobiliśmy sobie z mężem po drineczku, wskoczyliśmy do łóżka i na kanwie wieczornych wydarzeń dłuuugo dyskutowaliśmy o naszych relacjach.
Na koniec stwierdziłam,że muszę zapytać kolezanki na vitalii , co o tym wszystkim sądzą :)))
Chodzi mi o różne rodzaje miłości (nie tylko do dzieci) w zalezności od wieku, różnych uwarunkowań i sytuacji.
Kiedy byłam młodsza to bulwersowały mnie wyświechtane stwierdzenia o tym, że miłość nalezy pielegnować.Nie potrafiłam zrozumiec co to okreslenie ma oznaczać- sztuczne zachowania?Wymuszone gesty? Gra?
Teraz jak analizuje swoje życie to zdecydowanie muszę przyznać, że będac dojrzała i doświadczona kobieta , podświadomie, instynktownie stosuje pewne triki, ktore wpływaja na dobrą atmosfere, pozytywne relacje i śmiało mozna stwierdzic, że pielegnuje naszą miłość.:))
Darek oczywiscie podziela moją opinie i pewnie dlatego zyje nam sie teraz łatwiej, milej i przyjemniej.
Inaczej ma sie jednak sprawa z miłościa do dzieci. No bo co co ona tak naprawde oznacza, jak sie objawia??
Kiedy byłam młodą matka wychowywałam swoje dzieci instynktownie, nie zastanawialam sie nad konsekwencjami swoich zachowań, rzadko je przytulałam, właściwie nie mówiłam, że je kocham wychodząc z założenia, że wynikać to powinno z moich czynów, samego mojego jestestwa :))
Kiedy byłam zła to krzyczałam , wymierzałam kary, przeklinałam nie zastanawiajac sie nad tym, że dzieci biorą z nas przykład i powielaja nasze zachowania.
Bartek częściowo uczestniczył we wczorajszej dyskusji i powiedział, że nie przypomina sobie w ogóle moich napadów złosci i nerwowosci, potrafił rozróznic, że rodzic przeklina, a dzieciom nie wolno i na koniec stwierdził, że jest szczęśliwy, że ma taką trochę niekonwencjonalna rodzine.:))
Ciekawe to wszystko.:))
Nie wyobrażam sobie teraz, aby przeklinać przy maluchach , mam świadomośc , że powinnam swoim zachowaniem dawać przykład maluchom i widać, że faktycznie to działa :)) , lecz zdarza się, że częste kontrolowanie się powoduje u mnie frustracje.
Czesto zadaje sobie pytanie czy z tej racji, że jedne dzieci są biologiczne a drugie adoptowane, traktuje je inaczej i nie jest mi łatwo na nie odpowiedziec. Jestem starsza, posiadam doswiadczenie,inną świadomośc, wiekszą wiedzę, i jestem bardziej wygodna :))
Mysle, że każde dziecko traktowałam inaczej co nie oznacza, że ich nie kocham :))
Pamietacie zapewne moje pierwsze dylematy związane z nastaniem w naszym domu maluszków - Oliwia swoim wrzaskiem powodowała moja rezerwe, natomiast wystraszony, zamkniety w sobie Patryk rozczulał.
Właśnie minęło pięć miesiecy od tamtego czasu i muszę sie przyznać , że wiele sie zmieniło. Przede wszystkim Oliwka jest pogodną, miła, ugodowa dziewczynka i nietrudno było przywiązać sie do niej i pokochać :)) Własnie wczoraj odbierajac je z przedszkola, kiedy mała radośnie szczebiotała swoim językiem o tym co sie wydarzyło, poczułam te właściwe motylki w brzuchu, które stłumione zostały uczuciem (wstydu?Zawodu?Wyrzutów sumienia?) do Patryka. Wiem, że na uczucia nie mamy wpływu, niemniej jest mi przykro.
Nie oznacza to , że czuje do niego niechęc, absolutnie nie o to chodzi, lecz ubolewam nad tym, że w sposób kontrolowany traktuje go poprawnie.
Jest tak na pewno dlatego, że Patryk jest starszy, ma za soba pakiet różnych doswiadczen, kilku, róznych opiekunów, którzy mieli rózne wymagania. Na pewno jest dzieckiem zagubionym, wrażliwym i na pewno bardzo się stara.Pamietamy tez, że jest czterolatkiem, więc zapewne wzywa go zew natury :))) O wszystkim pamietamy i staramy sie go odpowiednio traktowac, ale niestety , serce nie sługa.
I takie oto rózne przemyslenia nasunęły mi sie na bazie wczorajszych wydarzeń :)) Trudno mi było nie pogniewać sie na niego jak na dorosłego , byłam wściekła, zła , czułam do niego niechęć, ale później przyszło opamiętanie - przecież to tylko małe , zagubione dziecko, a dwa dni w przedszkolu spowodowało zmęczenie i zachwianie emocjonalne.
Ech, trudne to wszystko :)) Prawda?? :))
A w kwestii diety? Żrę :))
mnna
5 września 2007, 23:34podświadomie odreagowałaś "brak motylków", kiedy odbierałaś dzieci z przedszkola? Co czułaś, kiedy Patryk upierał się przy swoim zdaniu, przeciwstawiał się, nie przeprosił. Nie chodzi o uczucia w stosunku do synka. O Twoje. Przypomniałaś sobie? Może tu jest przyczyna Twojej reakcji. Kiedy krzyczymy, dajemy klapsy? Kiedy nie umiemy sobie poradzić z własną bezsilnością, złością. Jeśli zbyt dosłownie napisałam, przepraszam za bezpośredniość. kibicuję Waszej Rodzinie. Dlatego pozwoliłam sobie na taki komentarz. Trzymam kciuki
MachalaB
5 września 2007, 14:54lekko otępiała. Z kawa i 4 delicjami wdrapałam się na poddasze:) Mam sporo do napisania w swoim pamiętniku, ale jakoś nie mam siły i chyba chęci. Bardzo się ucieszyłam, że znowu piszesz. Zauważyłam, że zajrzała też do ciebie Kaiara (znalazłam ją całkiem niedawno i poleciłam jej twój pamiętnik...hehe). Mariolka napiszę ci tylko, że właściwie zgadzam się z Roksaną. Chyba zrobiłaś z igły widły (mam na mysli mylenie dni przez Patryka, nie jego zachowanie) a potem to już poooszłoo.... Pielęgnowanie miłości...wiesz dobrze, że patrzę przez palce na pewne zachowania mojego męża, bo wiem, że "normalnie" jest rewelacyjny pod każdym względem...hehehe. Znam go na wylot i gdybym chciała ciągle naginać wszystko tak, jak mnie się podoba to pewnie byśmy ze sobą nie wytrzymali. I jeszcze jedno: wiem, że R robi to samo dla mnie, bo do ideału to mnie daleko.... Buziaki!
blanita
5 września 2007, 13:53Ty do mnie wpadasz po motywacje? hmm to obawiam sie ze u mnie jej nie znajdziesz - gdyby tak było dzisiaj wazyłąbym tyle co Ty:)))) Analizując to co przeczytałąm u ciebie w pamietniku musze stwierdzic iz mam bardzo podobne wnioski... i doswiadczenia. Starsze dzieci wychowywałąm instynktownie , popełniajac mase błedów (teraz to wiem)które sprawiały iz moj dom to czasami było jedno wielkie piekło. Czasami z bezradnosci wylewałam z siebie nie zawsze w ukryciu morze łez... mało brakowało a rozpad by sie mój zwiazek (moj mąz-wtedy jeszcze nie mąż- pewnego dnia spakował walizki i sie wyprowadził) No ale to juz przeszłosc! Teraz tworzymy bezpieczną rodzinę, jestesmy dobrymi choc wymagajacymi rodzicami , w domu panuja jasne zasady, ja z mezem jestesmy niezłymi kochankami (poniewaz dbamy o nasza miłosc) - po prostu sielanka! I oby trwała wiecznie, ale zeby tak było to w parze zawsze musi isc "ciezka praca", , co nie znaczy ze mecząca. Mariuolciu - zeby miec to co mamy musielysmy przez te wszystkie lata przede wszystkim dojrzec, obserwowac, analizowac, wyciagac wniski... jestesmy bardziej swiadomi. Roża jest wychowywana całkowicie inaczejniz jej rodzenstwo. Miewam oczywiscie przy niej chwile zwatpienia, zmeczenia, egoizmu, frustracji, ale wiem do czego daze , co chce osiagnac i jestem konsekwentna. I tez mam motyle w brzuchu jak na nia patrze, motyle , których nigdy nie miałam w stosunku do straszych dzieci. Na wszystko przyjdzie czas - zobaczysz.
sobotka35
5 września 2007, 12:28miała napisać ci wszystko,co nasunęło mi na myśl podczas lektury powyższego wpisu,wyszłaby niezła epistoła:))Napiszę więc tylko jedno-przyjdzie dzień,że poczujesz motylki niczym niestłumione w stosunku do obojga dzieciaczków.Miłego dnia:)
roxy1
5 września 2007, 12:12zajrzałam , przeczytała, mase myśli mi sie nasunęło ale napiszę je póxniej bo teraz lecę do roboty, tak na biegu to musze jedno tylko Ci napisac, że dziecko to też człowiek i Ty musisz pamietac o tym , że jest oddzielną jednostką i nalezy mu sie szacunek( po to aby szanował Ciebie) i nie zawsze musi robić i myslec tak jak Tobie się podoba ,on też ma prawo do swojego zdania i nie ma większego sensu udowadniać mu na siłę, że to co czarne jest czarne a to co białe białe- niech sam dohodzi do takich wnioskow a jeśli dla niego czarne to białe i na odwrót- to cóż w sumie ma do tego prawo.
kaira74
5 września 2007, 10:40że to małe dziecko, które niewątpliwie bagażem dośwadczeń obdzieliłoby niejednego dorosłego. On próbuje się odnaleźć, mimo wszystko. Przechodzi transformację i niewątpliwie Wy przechodzicie test, na ile sobie może pozwolić. Nie mam zbyt dużego doświadczenia, obkładam się mądrymi książkami, ale właściwie to ufam sobie odnośnie wychowywania Bartka. Mi jest łatwiej, bo jest z nami od urodzenia. Ale pierwszego klapsa w życiu nie zapomnę, jakiego mu wymierzyłam, bo psychicznie odchorowałam bardzo. I był to jak narazie ostatni, bo mnie za dużo kosztuje taka kara, która właściwie sobie wymierzam.