Chyba jednak łapie mnie jakieś choróbsko. Rano niby czułam się lepiej, nawet znalazłam czas i energię na poranną praktykę jogi. Ale potem jakoś zaczęły mnie boleć mięśnie i znowu ogólne osłabienie. Tym razem, kierowana przeczuciem , zmierzyłam gorączkę i po stwierdzeniu, że moje samopoczucie jest obiektywnym wyznacznikiem aktualnej kondycji organizmu a nie podświadomą wymówką do nierobienia trudnych rzeczy, wzięłam tabletkę i spróbowałam dokończyć ten dzień w miarę bezboleśnie. Prawie wszystko się udało. Kroków nie zrobiłam - tylko 8000 - bo jednak łazić tak przy tym zimnym wietrze z gorączką to niezbyt mądrze. No i jedna ważna rzecz z ostatecznym terminem do jutra mi została, choć miałam nadzieję ją skończyć dziś, no ale trudno. Wstanę wcześniej. Bo teraz to już nie mam siły. Jadłam normalnie dziś już wreszcie. Chociaż zupę pomidorową zaplanowaną na kolację zastąpiłam herbatą z rumem, imbirem, cytryną i kurkumą. Dobranoc dziewczynki 🥰.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.