Dzień wolny od pracy zawodowej, ale za to ogromna ilość rzeczy do zrobienia na liście "to do".
Zaczęłam od 7ej rano. Szorowanie okien cifem, mycie podłóg, mycie ścian w salonie, trochę prac w ogrodzie, wizyta u ortodaty, odbiór firan i zasłon, zakupy na 3dni (w tym tygodniu wydałam 500zł i wogóle tego nie widać, jestem przerazona).
Zawiesiłam firany i padłam. Zegarek pokazywał 00:30 🫣
Jedzeniowo słabo. Karlorycznie mało zjadłam. Głównie slodycze.
Cały dzień grabienia dał mi tak w kość, że ledwo żyłam, ledwo pracowałam. Wyszłam wcześniej mając nadzieję że zdążę na wcześniejszy pociąg, ale... okazało się że spóźnił się 30min na przesiadkę miałam ponad godzinę.... podjęłam na szybko decyzję której żałuje aż do teraz- wzięłam busa- krakowskie korki oraz otwarte okno z którego szły prosto na mnie spaliny i wiatr, tak mnie zagotowały że długo dochodziłam do siebie.
Dietetycznie dzień okej. Ale bez szału. zamiast poranne jogi- medytacja 10min.
Wzorowe jedzonko, a po pracy ruszyłam na bieżnie lekkoatletyczną, która okazała się być zamknięta do odwołania, przez budowę zadaszenia...
przyznaje, że obawiałam się wczesnej kolacji którą zjadłam przed 18tą. Martwiłam się że ok 21ej będę głodna i zjem coś spoza planu, ale na szczęście czułam że mój organizm wycisza się do snu :)
Kuchnia już jest 🥳 ... poza ciepłą wodą w kranie którą zajmie się hydraulik we wtorek.
Wracam z dietą, aktywnością fizyczną, dbaniem o rutynę, głowę, psychikę, ciało i bliskich 🧡
na śniadanie zrobiłam placki bananowe, a na obiad łososia z frytkami z batatów. Na kolację wpadł białkowy serniczek.
szykuje się piękny tydzień. podejrzewam że nie będzie łatwo wrócić na dobre tory ale jestem podekscytowana tym do czego dążę: do balansu, równowagi, sprawności, zdrowia szeroko pojętego.
Pierwszy miesiąc w nowej pracy wraz z dojazdami prawie 55km w jedną stronę.
Pierwszy miesiąc mieszkania z teściami bez własnej kuchni.
Kolejny miesiąc remontów i adaptacji piętra dla nas.
Sporo stresów, pracy, zmęczenia, trudnych sytuacji i rozmów.
Kolejna niedziela to praca od 7-18 aby sprzątnąć pył, usunąć niepotrzebne rzeczy po remoncie. Przygotowałam już górę pod przyjazd montażystów. Mają być we wtorek. We srode zaraz po pracy mąż zabiera mnie w góry na noc a we czwartek planujemy giewont lub termy. Piątek i sobota jestem w pracy czyli w niedzielę będę przenosić nasze rzeczy ze strychu do kuchni.
Bardzo się cieszę że to już koniec. Z tej okazji rozłożyłam dywan wieczorem i jeszcze w pustej przestrzeni zapaliłam lamke i zrobiłam jogę na bolące biodra.
Dietetycznie i wagowo nie miałam żadnych planów poza obserwacją siebie. Niechciałam dodatkowo nakładać na siebie presji i stresu. To była dobra decyzja.
finalnie po tym miesiącu mam +1kg ale nie przejmuje się tym bo wiem że jak tylko zrobimy zakupy do lodówki to zacznie się zdtowszy etap w moim życiu.
Zaspałam do pracy i nic sobie do niej nie kupiłam. Po pracy wizyta u dentysty-protetyka.
Oczyszczanie i przygotowywanie zębów pod most adhezjny doprowadził mnie do łez. Koszmar. Żałuje że nie wzięłam znieczulenia. Całą lewą stronę twarzy miałam sparaliżowaną przez ból.
To już koncowka leczenia ortodontycznego. Został mi wyznaczony termin na ściąganie aparatu- w styczniu.
Wróciłam po 18tej i od razu zjadłam zaległe śniadanie obiad i kolację w jednym. Czyli dwie miski zupy oraz drugie danie z niedzieli.
Psychicznie ten dzień to dramat. Byłam już na skraju decyzji aby zacząć brać tabletki hormonalne.
Udało mi się znaleźć dzięki fundacji endopolki namiar na lekarza w Krakowie. W poniedziałek będę dzwonić i umawiać się na wizytę.
Po pracy zabrałam się za malowanie pawlacza po odgrzybianiu i już wygląda spoko. Mąż nałożył gładź na wszystkie ściany w przyszłej kuchni więc jest nadzieja na malowanie w połowie tygodnia 🙏🤞
Wieczorem razem z mężem zrobiliśmy coś pierwszy raz : gra w tenisa. Było extra :) uzupełniamy się bo ja świetnie serwuje a on świetnie odbijam. Niestety mi odbijanie nie wychodzi... ale daje sobie czas.