Wiedźma, biegaczka, mykofilka, górska szwenda i fotomaniaczka.
Lekko trącona rydwanem czasu choć wciąż piękna (coraz bardziej od środka).
Uzależniona od lasu.
A właściwie storczykowate. Tak, ten kawowy (gnieźnik leśny) to też nasz polski storczyk. Młody, kwiaty przed rozkwitem. A poza tym gółki i kukułki 😊
A na deser zaraza 😁 A dokładniej zaraza żółta. Roślina pasożytnicza, dość rzadko występująca w górskim terenie. Na niżu nie spotykana wcale. Nie wytwarza chlorofilu i nie potrafi przeprowadzać fotosyntezy zatem żywi się kosztem innych roślin poprzez specjalne ssawki. Tu są młode rośliny, przed kwitnieniem. Szkoda że nie mogę Wam pokazać kwiatów bo są fascynująco dziwne (zerknijcie do internetu, warto). Jaram się 😁
A kto nie widział jeszcze szarotek alpejskich z Doliny Kościeliskiej, niech zerknie na dwa wpisy wcześniej.😉
Udało mi się troszku zaktywować moich towarzyszy i dwa dni z rzędu wyciągnęłam ich na tuptanko. Co prawda nie były to wysokie szczyciory, ale zawsze coś.
Wczoraj Gęsia Szyja w Tatrach Wysokich przez Rusinową Polanę. Wejście makabra, po drewnianych schodach. Nie lubię, nie polecam. Żmudne i nudne. A zejście jeszcze mniej przyjemne, zwłaszcza dla małych ludzi o krótkich nóżkach i starych kolankach 😁. Ale na samej Rusionowej obejrzeliśmy z zaciekawieniem pracę psów przy zaganianiu owiec i kupiliśmy ogrom sera w bacówce, jeszcze cieplutkiego po wędzeniu, prosto z produkcji. Bosheee, jaki smak!
A dziś ponowna wizyta w Dolinie Kościeliskiej i wejście na Suchy Wierch z Polaną Stoły na górze i zabytkowymi szałasami pasterskimi po drodze. Polecam, jeśli lubicie trochę się zmęczyć i gdy wolicie by obcy ludzie nie słuchali jak sapiecie 😁 Na szczyt prowadzi urokliwy i mało uczęszczany szlak.
Mam troszku zdjęć tatrzańskich roślin, ale zanim Wam pokażę to muszę nad nimi popracować. A dziś pochwalę się tylko na gorąco szarotkami alpejskimi, jakie udało mi się w Kościeliskiej spotkać.
Klęcząc przy szarotkach kątem oka zobaczyłam młodą żmiję zygzakowatą, grzejącą grzbiet na kamieniu. Mam szacunek pomieszany z lękiem więc wycofalam się szybcikiem, nawet nie próbując robić zdjęcia. Uważam, że nie warto żmij niepokoić, dla dobra obu stron. Zatem pożegnałyśmy się z daleka i każda poszła w swoją stronę, cała i zdrowa.
A oto szarotki. Jeszcze małe, z delikatnie rozwiniętymi kwiatami. Za kilka dni będą naprawdę piękne. Ale wtedy ja już będę mieć Tatry wyłącznie w sercu. A myślami przy planowaniu kolejnych szwendaczek...
Polazłam i nawet szczęśliwie wróciłam 😁 Zaliczyłam wszystkie Czerwone Wierchy (Ciemniak, Krzesanicę, Małołączniak i Kopę Kondracką) i na koniec miałam jeszcze pokusę wleźć ponownie na Giewont, skoro miałam go tak blisko. Ale żołądek i wizja gołąbków z sosem borowikowym wygrały 😛
Po drodze przeszłam przez Dolinę Małej Łąki. Moim zdaniem to jedno z najpiekniejszych miejsc na ziemi. Idąc do doliny z góry żółtym szlakiem cały czas się zastanawiałam czy zarządcy PN są lekko szaleni, udostępniając tę porąbaną trasę turystom, bez ostrzeżenia? Jest naprawdę okropna, a prawdopodobieństwo skręcenia karku lub nogi na śliskich ruchomych kamieniach spore.
Dolina Małej Łąki:
Dobrze mi zrobiła taka samotna szwendaczka. Raz, że przewietrzyłam głowę i uporządkowałam myśli. Dwa, że trasa byłaby zbyt trudna dla moich towarzyszy. Wysoka suma przewyższeń, stromo, długo w zimnej chmurze, z wiatrem, czasem po resztkowych śnieżnych łatach, mozolnie góra-dół-góra-dół 😉 i męcząco. Ale ja miałam prawdziwą frajdę i nawet skończyłam przed zaplanowanym czasem. Bo TO trzeba kochać! Ja kocham. Mam otwartą głowę na ból mięśni i przyspieszony oddech. Idąc w górę mam poczucie, że mogę robić wspaniałe rzeczy bo urodziłam się w dobrym miejscu. Że dostałam tak dużo od Losu. Że jestem wdzięczna a jednocześnie łakoma na więcej! Las daje mi spokój i wolność. Za to góry nakręcają radośnie, zbroją w pokłady waleczności i uruchamiają zaklęte źródła Mocy w Duszy. Dlatego muszę co jakiś czas w góry chodzić. Po prostu muszę!
A i miłych spotkań było sporo. Mnóstwo kozic, sójka z którą zjadłam śniadanie (tak, nie wolno karmić zwierząt w PN), lisek i czarne wiewiórki. Lis w tym miejscu mnie zaskoczył. Tym bardziej, że to moje zwierzę duchowe. Albo byłam lisem w którymś z poprzednich żyć, albo będę w następnym. W tym życiu zdecydowanie jestem lisem, choć w ludzkim ciele 😁
Znaleźli się nawet dobrzy ludzie do krótkich pogawędek.
Spacer w chmurach z atrakcjami. Polecam. Ja zamierzam tu wrócić jesienią, gdy Czerwone Wierchy są naprawdę czerwone. Magia gór. A dziś kolejny plan skoro nogi nie bolą. Tylko czy pogoda się utrzyma...
Dzisiaj odpoczywamy bo pogoda deszczowa, burzowa i mocno zmienna. Wyskoczyliśmy na zakupki do Zakopca, ale na Krupówkach złapał nas deszcz więc zdążyłam tylko kupić jagodzianki i magnesik z Giewontem. No co 😁 zawsze kupuję i uczciwie na lodówce wystawiam na widok publiczny 😁
No to Wam pokażę cudaki jakie do tej pory udało mi się na szlaku spotkać. Wiele z nich to unikatowe rośliny, które spotkać można tylko w Tatrach. No i moje ukochane szyszki, tym razem kosodrzewina.
Aaaa, i ogromnie dziękuję za miłe słowa pod ostatnimi wpisami. Jesteście kochane 🥰
Na jutro mam w głowie szatański plan, oby tylko pogoda pozwoliła.
Obawiam się jednak, że w Tatry wysokie nie zajdziemy bo moi towarzsze z tych bojących się łańcuchów i bardziej stromej wspinaczki. W domu zaplanowali przejście przez Kasprowy do Doliny 5 Stawów, ale nie sprawdzili, że trasa idzie przez Orlą Perć i jaka jest skala trudności łażenia w tamtych rejonach. Tego nie przewidziałam. Szkoda, ale co zrobić. Ja bym poszła...Już są lekko zmęczeni więc dziś dzień odpoczynku i może Zakopane?
Podróż z przygodami, ale jesteśmy na miejscu. Dzisiaj bez szaleństw i tylko mały spacer Drogą pod Reglami. Rekonesans i badanie gruntu. Ależ się cieszę!
Nie mogłam sobie odmówić wstępnego buszowania w krzokach i oto moje pierwsze znalezisko. Kukułka plamista, jeden z kilku naszych rodzinych storczyków. Przecudna! Sprawiła mi dziś wiele radości. Niestety, znalazłam też zerwaną sztukę. A wszystkie polskie storczyki są chronione. Lałabym pałą po plerach, kurde! Kukułka plamista na Czerwonej liście roślin i grzybów Polski ma status V -narażona na wymarcie. Dzieje się tak z powodu niszczenia naturalnych habitatów, głównie przez osuszanie podmokłych terenów, które ten storczyk lubi. Brak edukacji niestety nie pomaga...
Zrobiłam luźne ciasto drożdżowe na racuchy, ale nie wrzuciłam ich na patelnię a do piekarnika. Wyszły miękkie i puszyste, tylko mało truskawek położyłam. Szkoda.
Tak. O warzeniu, nie o ważeniu 😁 O wiedźmowym warzeniu.
Ważyć się na razie nie zamierzam, ale warzyć wciąż będę, od czasu do czasu. Dzisiaj zebrałam się rankiem, po kawce, i fruuu na leśne obrzeża. Z koszyczkiem i sierpczykiem, jak druid 😁 A oto efekty:
Syrop z kwiatu czarnego bzu nastawiony. Dojrzewa. Za kilka dni zleję w słoiczki i będzie pyszniutkie i zdrowiutkie na zimę. Pierwsza partia, w planach są kolejne.