Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wiedźma, biegaczka, mykofilka, górska szwenda i fotomaniaczka. Lekko trącona rydwanem czasu choć wciąż piękna (coraz bardziej od środka). Uzależniona od lasu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23485
Komentarzy: 2043
Założony: 21 kwietnia 2023
Ostatni wpis: 20 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tojotka

kobieta, 44 lat,

160 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

27 października 2024 , Komentarze (25)

I boli mniej. Blizna jest elastyczna i nie utrudnia życia. Jedynie miejsce po wartowniku wciąż się odzywa. W moje życie powoli wracają kolory. Ale nadal nie ma wyniku z operacji. Staram się być spokojna bo "planet Earth is blue and there's nothing I can do"...

Nie wróciłam na razie do pracy. Mam więc dużo wolnego czasu i włóczę się, jak za starych dobrych czasów. Na ile siły pozwalają, bo kondycyjnie jestem w tyłku, niestety. Dziś polazłam w krzaczory na ukochanej Ślęży. Dawno już nie odwiedzałam Góry, nie czułam się psychicznie na siłach. Aż mnie zawołała i musiałam po prostu pójść. Czasem tak z Nią mam. Budzę się z myślą, że to ten dzień... Dziś był ten dzień. Macie takie swoje miejsce na ziemii?

Koszyczek pełen grzybów poszedł do mojego najlepszego_na_świecie sąsiada. Ależ się chłop ucieszył 🤗. Dobrze. 

A.

23 października 2024 , Komentarze (18)

Mąż myśli, że jestem z kochankiem. Kochanek, że z mężem. A ja tup tup, plecaczek i w góry!

Na razie na "prawdziwe góry" patrzę z pewnej odległości, ale już prawie je mam! Już prawie!

Dzisiaj po fizjoterapii nie wytrzymałam i polazłam na mały rekonesans. Hmmm, jest lepiej niż myślałam i mogę więcej niż sądziłam. Dobrze.

Jak teraz uspokoić górskiego robala w tyłku? Chyba już nie dam rady...

A.

18 października 2024 , Komentarze (19)

... wciąż boli miejsce po wartowniku. Nie jest to ból ciągły, ale ograniczający. W pewnym zakresie ruchu ręki pojawia się ostrzegawcze ukłucie. Znak, że trzeba odpuścić i czekać, aż się wygoi. Czekam. 

Chodzę na w-f, jak moja Córa nazywa zajęcia z rehabilitantką. Biorę prochy przeciwbólowe i ćwiczę. Ręka wydaje się być w pełni sprawna, czucie w skórze też powraca, obrzęku brak. No, żyję. Ale nigdy nie przekonam się do spania na plecach. Męczarnia!

Obijam się spacerując. Raz mniej, w okolicznych lasach. Raz więcej, uciekając w Bory Dolnośląskie. Mogę już prowadzić auto więc odzyskałam swobodę.

Jestem wiewiórką i gromadzę zapasy. Suszę, mrożę, marynuję... Zamierzam przetrwać tę zimę.

A.

11 października 2024 , Komentarze (27)

W poniedziałek zameldowałam się na onkochirurgii. Zrobili mi mnóstwo badań. Najpierw limfoscyntygrafię, żeby oznaczyć węzeł wartowniczy do wycięcia. Potem Wymarzony założył tzw. kotwiczkę czyli dodatkowy metalowy znacznik do środka guza, żeby go sobie precyzyjnie oznaczyć do zabiegu. Bez znieczulenia więc niekomfortowo i trochę boleśnie. Ale działał szybko i sprawnie więc wybaczam. Jemu wybaczam wszystko 😁. Potem badania z krwi, kontrolne rtg klatki z piersiami, mammografia, a na wieczór zastrzyk przeciwzakrzepowy. Dzień męczący, bardzo intensywny więc spałam jak dziecko.

Pobudka w ciemnościach i o 6:30 byłam już na bloku operacyjnym. I tu znowu ten bezsensowny ryk! Pamiętacie jak płynęly mi łzy w dniu pierwszej chemii? Fizjologicznie i bez kontroli? No, to po przekroczeniu progu bloku znowu się zaczęło. Płakałam przez cały czas przygotowań i nic nie mogłam z tym zrobić. Moja anestezjolożka cierpliwie podawała mi chusteczki do wydmuchiwania nosa. Aż wreszcie chyba ją to znudziło, bo zabrała mnie na salę i uspała 😉.

Dziewczyny opowiadały, że zasypianie do zabiegu jest przyjemne i odprężające. Nie jest. Lekarka opowiadała mi bajkę o plaży, a ja wpadłam w panikę i chciałam stamtąd wiać! Na szczęście już nie dałam rady...

Za to wybudzenie było mega przyjemne. Jasna, słoneczna sala i ta irytująco szczebiocząca anestezjolożka nade mną... Nic, tylko zwymiotować tęczą i brokatem. Tak też zrobiłam, serio serio 😆  Ekipa szpitalna chyba tego nie doceniła bo od razu dostałam dawkę leku przeciwwymiotnego i odwieźli mnie z powrotem na oddział. Po południu przyszedł Wymarzony i opowiedział co się ze mną działo na stole.

Zabieg poszedł koncertowo. Guz i węzeł wartowniczy wycięte, w marginesie nie znaleźli śródoperacyjnie komórek nowotworowych, dodatkowo zabezpieczyli obszar operowany radioterapią, a na koniec Wymarzony przeszczepił brodawkę z otoczką odrobinę ciut w inne miejsce, żeby było po wygojeniu "ładnie". Kochany! Pierś będzie troszku mniejsza, ale naprawdę będzie ładnie. Z blizną, ale ładnie. Przed zabiegiem podpisałam zgodę na usunięcie całej piersi, gdyby okazało się niemożliwe wycięcie guza z czystym marginesem. Dlatego moim pierwszym ruchem po wybudzenie było zerknięcie czy cyc jeszcze jest 😉

Następnego dnia konsultacja z fizjoterapeutą i pielęgniarzem odnośnie postępowania z ranami i Wymarzony puścił mnie do domu. A w poniedziałek zaczynam rehabilitację. Za 2 tygodnie kontrola i zdjęcie szwów. I tyle.

A co dalej? Czekamy teraz na wynik histopatologiczny z wyciętego materiału. Jeśli w wartowniku będą komórki nowotworowe to trzeba będzie usunąć wszystkie węzły. Oby nie! Reszta zgodnie z planem czyli radioterapia i wracam na immunoterapię do mojej onkolożki. 

Boli, ale coraz mniej. Biorę prochy przeciwbólowe, zmieniam opatrunki i robię sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe. Nuda Panie! Ale psychicznie czuję się lepiej. Ustąpił ucisk w gardle i mogę wreszcie swobodnie leżeć na plecach. Mam miesiąc zwolnienia więc będę odpoczywać, spacerować i przygotowywać się do reszty życia... Trochę stresuje mnie to oczekiwanie na wynik bo dużo od niego zależy. Ale nie ma już guza i to daje mi póki co nową siłę. Nie sądziłam, że to jego obecność jest takim realnym obciążeniem. Teraz oddycham swobodniej. I jakoś to będzie.

Nie mam apetytu, ale zmuszam się do jedzenia. Idę gotować kalafiorową. A co u Was Chudzinki? 

Ściskam!

A.

9 października 2024 , Komentarze (19)

Bezpiecznie wylądowałam w domu. Rozpakowałam walizę, wypiłam małą kawkę i idę na spacerek bo piękna pogoda.

Trochę boli, ale mam to gdzieś. Nie będę się nad sobą użalać bo to etap przejściowy. Zaczęłam dziś ćwiczyć, żeby jak najlepiej wyjść z tego bałaganu.

Napiszę też więcej o operacji za jakiś czas bo może komuś się taka wiedza przyda. Ale to nie dziś, dobrze? Muszę to sobie poukładać w głowie. A potem opowiem.

Ściskam Was cieplutko w podziękowaniu za ogromne wsparcie jakie mi dajecie! 

A.

8 października 2024 , Komentarze (21)

Melduję, że żyję. Czuję się jak po zderzeniu z pociągiem, ale żyję. Operacja poszła zgodnie z planem. Wymarzony był boski! 🥰

A jutro już wracam do domku.

Dziękuję za Wasze dobre myśli 

A.

4 października 2024 , Komentarze (41)

Tyle wsparcia od Was, tyle ciepłych słów! Dziękuję Wam przeogromnie, z całego mojego wiedźmowego serca! 

Strasznie się w tej chorobie zrobiłam miętka i wzruszająca się...

Już nic nie mówię, tylko zostawiam Wam jedno z moich lepszych wspomnień. Plan jest taki, żeby to wkrótce powtórzyć. O. 

Odezwę się.

A.

2 października 2024 , Komentarze (21)

Tymi paluszkami trzymię kciuki za samą siebie. Pomożecie?

Minęło 5 tygodni od ostatniej chemii, a ja mam wrażenie, że zrobiłam krok w tył. Że całe to chemiczne cierpienie było na nic. Że chyba mój guz urósł i jest niewiele mniejszy niż na początku. Bo wyczuwam go, od momentu założenia znacznika tj. od 29 lipca. Wymarzony chirurg uprzedzał wtedy, że obrzęk może utrzymywać się przez jakiś czas, ale kurde, minęły dwa miesiące i to nadal trwa? Hmmm, nie wiem co myśleć. Poleciałabym do Doktorki po pociechę, ale bez sensu bo w poniedziałek melduję się u Wymarzonego na onkochirurgii więc paniczne ruchy mogą poczekać. Tych kilka dni nic już nie znaczy. 

Poza tym fizycznie czuję się silniejsza. Włoski na skalpie mi się już ciut zagęściły i sobie rosną powoli. Brwi też. Rzęsy odrosły do stanu prawie-normalnego, no może te na dolnej linii oka są jeszcze rzadkie, ale to drobiazg. Smak prawie odzyskałam, ale prawie robi tu różnicę. Bo na przykład nie czuję czekoladowości czekolady, jest po prostu i tylko słodka. Jak żyć?!

Najgorsze są uderzenia gorąca na zmianę z zimnymi dreszczami i z bezsennością w komplecie. Takie jakby menopauzalne. Po pierwszej chemii w marcu przestałam miesiączkować i nie wiem czy to się jeszcze odwróci. Trudno przewidzieć.

I to paskudne uczucie ucisku w gardle i klatce piersiowej! Od śmierci Justynki mnie nie opuszcza i już nie mam pomysłu jak sobie z tym radzić. Nie ma mowy bym poleżała na plecach bo boli i mam wrażenie, że brakuje mi powietrza. Fizycznie nie ma żadnych podstaw żebym to czuła, a jednak... To kwestia psychiki. Ciało jest niezwykle tajemniczą materią...

Z przykrych skutków chemii doskwiera mi jeszcze rogowacenie okołomieszkowe na ramionach i źle mi z tym. I krwiaki pod kilkoma paznokciami u stóp. To akurat dla mnie nic nowego bo kto nigdy nie stracił paznokcia po biegu lub długiej szwendaczce, ten nie wie nic o bieganiu i nic o górach. Luzik, za kilka miesięcy nie będzie śladu i wiem to z wielokrotnego własnego doświadczenia.

Odbyłam trudną rozmowę z moimi dwoma psiapsiółkami i zostawiłam im wytyczne, na wypadek gdyby... Moja Córa będzie ich wtedy potrzebować... Coż, zamierzam po operacji wrócić do domu, no ale...

No i tak.

A.

29 września 2024 , Komentarze (19)

I jeszcze wincyj lasu!

Pracuję i zbieram siły włócząc się wśród drzew. A czas płynie nieubłaganie. Jeszcze kilka dni.

A.

21 września 2024 , Komentarze (12)

Czy ja już mówiłam, że Bory Dolnośląskie to jedno z moich ukochanych miejsc na ziemi? 

Pojechałam dzisiaj z nadzieją na koszyczek rydzów. I nic. Zero rudego w lesie. Mimo ostatnich deszczów ściółka sucha aż chrzęści. No trudno. Posiedziałam wśród chrobotków, zjadłam śniadanie z paziem królowej, pooddychałam sosnowym powietrzem. Ciut mi lżej, choć z tyłu głowy mam cały czas złe myśli o kończącym się czasie... Tik tak, tik tak, tik tak...

A.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.