wpis, muszę, inaczej się uduszę, że zacytuję klasyka. Wczoraj nie dotrwałam do końca sesji słonecznej...to tak skubane piekło, że zwinęłam ciele i uciekłam kwadrans przed czasem. Dokonałam ablucji, maseczek, peelingów, balasmów, zaległam na zasłużony odpoczynek przed wieczornym koncertem a tu telefon " mamo zeszłaś już z dachu"? " zeszłam" , " a co jest na obiadek?" " hmmm...zupka jarzynowa " bue", albo kotlety z mielonego indyka " no dobra, to ja zaraz będę w domu" . Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.....nie wiedziałam, czy będzie sam Paszczur II czy też w dwóch osobach ( i tak dobrze, że nie w trzech). Powlokłam się do kuchni i ...zamiast kotletów , ukroiłam porcję kiełbaski i wwaliłam jej do piekarnikowego grilla. Moment i była...na szczęście sama ...mówię jej że zmieniłam menu....a ona " o Jezu, tylko nie kiełbasa z grilla ostatnie trzy dni jadłam kiełbasę i piłam piwo" , pocieszyłam ją że piwa nie ma ...a kiełbasę...jesli gardzi to zje ojciec albo ...psica , to się zobaczy. No...pomyślala chwilę i stwierdziła że jednak zje . Potem pogadałyśmy o mało co wywołaniu III Wojny Światowej przez Paszczura I i tak sobie dyskutując paszczowo, doszłam do wniosku, że ja jednak mam niezłe te dziecki i nawet można z nimi burzę mózgów robić i nawet konstruktywną . spytałam ją czy pójdzie ze mną na koncert, łaskawie wyraziła zgodę ...bo liczyła na dłuższy występ Kultu i Kazika . Zadzwoniła przy okazji do swojej matki Krzestnej czyli tej z " ręcami do ziemi" i umówiła nas , że jak będziemy to do nich doleziemy. Z godnością i my polazłyśmy z buta...nie za szybko bo moje nogi już miały przecie 18 weekendowych kilometrów w podeszwach i nie tylko. Dojszłyśmy ...po drodze spotkałyśmy znajomych, wymieniłyśmy buziaki a ja z mężem koleżanki ...tradycyjne przywitanie czyli " tarło" , ile razy się witamy, tyle razy przywieramy do siebie i trzemy brzuszkami, kiedyś o tym zapomnieliśmy i jego żona się na nas wydarła , że takie " normalne " przywitanie to się nie liczy i mamy się przywitać jak zawsze to czynimy. Dowlekłysmy się pod choinkę pod którą koczowała banda spragnionych tudzież wciąż nienajpojonych. Zajęłam wygodne miejsce na trawie , obydwiema łapami iiiiiii.......zaczęło się oczekiwanie. Jakże by mogło być po ludzku, po światowemu, zgodnie z maksymą " punktualność jest cnotą królów" a skąd....spóźnienie sięgneło kilkudziesięciu minut....wreszcie.....jeeeeest....na scenę wyszedł Dżem. Zaczęli od takich utworów , których za cholerę i nigdy nie słyszałam, no ale trudno ....toć to obchody rocznicy protestu robotniczego, więc nie mogli zacząć od " czerwony jak cegła" a ja tak bardzo bym chciała...i nie tylko ja . No dobra to sobie tak stoimy, łapki w górze, bujamy się ( niestety w mniejszości, wciąż mieszkańcy mojego miasta wprawiają mnie w niebotyczne zdumienie swoją sztywnością członków) nielicznie, śpiewamy też nielicznie, co znowu mnie dziwi bo wokół mnie ludzie w moim wieku , trochę starsi, trochę młodsi , no do kurzej twarzy Pawia nie znają? Po mojej prawicy stoją dwie dziunie...tak na oko przedział wiekowy 25 -30 lat, co piosenka to słyszę," O Boże to mój ukochany kawałek, sen o wiktorii , jestem taką fanką Dżemu" no krew mi wrze i mojemu dziecku, które ( jedno i drugie ) muzyki różnej słucha ...i słuchanie wyniosły z domu, bo żaden z tych kawałków opiszczanych przez panienkę nie był snem o victorii. No dobra....komentuję od czasu do czasu faństwo panny a tu nagle wokalista staje przed mikrofonem, przykłada do ust harmonijkę i zaczyna grać wstęp do Pawia a panienka jak nie krzyknie " O matko, Rysiek gra, Rysiek" !!!!! No ludzie trzymajta mnie , myślałam że osunę się na trawę nie wytrzymałam i mówię do dziecka , które patrzy na mnie przerażone i zniesmaczone " Dziecko nagrywaj, cud się dzisiaj stał w Radomiu, Riedel zmartwychwstał" . Po Dżemie pojawili się buntownicy z mojej bardzo wczesnej młodości, Kobranocka, Oddział Zamknięty, oraz tak szacowni artyści jak Prońko czy Sojka. Przepraszam ale takie ufoki jak stęKę, stęKę oraz Korteza pominę milczeniem bo to co zaprezentowali urąga podstawowej znajomości języka ojczystego a ten raperzyna wogóle tak bełkotał , że w pewnej chwili stwierdziłam że na telebimie powinno się pojawić tłumaczenie dla głuchych i niemych . Najbardziej nas zbulwersowało jak zachęcał " młodego Polaka i młodą Polkę" - " cjhodźta" tempora, mores....upadek totalny. Wyszalałam się dupką, główką, wyśpiewałam " czy wy wiecie nie macie władzy na świecie " a także zarówno " i niko,mu nie wolno się z tego śmiać" , stopa prawa zaczęła mnie boleć po 20 30 ale starałam się trzymać fason, niestety po 22 kręgosłup już tak mnie bolał, że podązyłam w kierunku wyjścia...dzieć dzielnie zrezygnował z ew. koncertu Kultu ( dzisiaj się dowiedziałam, że nic nie było, skończyło się naszym wyjściem ) uszłyśmy niedaleczko, może 150 m i koniec, moja prawa noga nie chciała dalej iść, na szczęscie były taksówki więc nam zafunodowałam jazdę z bardzo miłym panem wozidupkiem. W domu myślałam że będę wyła z bólu...zaległam na łożu, włączyłam muzyczkę naseną czyli 10 godzin deszczu, podpowiedziałam dziecku tę metodę na dobry sen, i padłam, przebudziłam się w nocy i nie mogłam zlokalizować czy to co leje pochodzi z podłogi i laptopa, czy zza okna i deszczu......okazało się że to jednak natura. Dzieć rano podziękował za " doskonały środek nasenny", łaskawie pojechała ze mną po zakupy, potem ja powlokłam się i to dosłownie do kata......ale wrócić już nie miałam siły i Paszczurzątko po mnie przybyło. Napawając mnie optymizmem, bo wyszłam ku niej a ona mnie " nie zauważyła" o ludzie - czerwona bluzka,rudy łeb a ona mnie " nie zauważyła" ani chybi.....znikam. Kończę moje miłe te moje dzisiejsze majaczenia i mykam spać , bo jutro będę si honorowo wykrwawiać.......włączę sobie deszczyk do snu i życzę wam dobrej nocki