Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1052095
Komentarzy: 42998
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 27 grudnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 czerwca 2016 , Komentarze (20)

i zdechło . Ten tydzień nie zakończył się spektakularnym sukcesem w gubieniu wagi...tylko 0,2 kg, no ale nie zawsze może być pięknie. Wczoraj było karygodnie, nażarłam się ( tak, nie najadłam , tylko nażarłam) delicji i czekolady super gorzkiej. A poza tym że wreszcie zaspokoiłam głód na słodycze , to byłam permanentnie głodna i gdyby nie świadomość, że dzisiaj maszeruję do kata , to chyba jadłabym wszystko co by mi w łapy wpadło. Masakra, takie napady głodu zauważam od dwóch tygodni, na szczęście zdarza mi się to raz w tygodniu i do tej pory się powstrzymywałam....wczoraj zwolniłam hamulce. Wczoraj tez powlokłam się na targ i przydźwigałam 3 kg moreli ...już parkocze dżemik , pierwszy raz w życiu robię dżem i do tego morelowy :PP, właśnie nastawiłam go i wysmażam dzisiejszą turę,,,jeszcze smażing jutro i do słoików. Na basenie, brak mojego rekinka, podejrzewam że  był studentem, zdał egzaminy i pojechał ajciu . No ale za to mam dopingującego doktorka a dzisiaj wpłynął nam do akwenu wal szary. Hmmmm pan potężnych gabarytów i minimalistycznych ruchów. Spowolnił nas nieziemsko , szczęście w nieszczęściu że po przepłynięciu długości, odpoczywał przy nabrzeżu, przez co my mogliśmy bezstresowo pokonać kolejną długość. Swoją drogą , nad naszym torem wisi jak byk tabliczka " pływanie sportowe" nie wiem, czy niektórzy mają tak wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach, czy najnormalniej w świecie nie rozumieją tego co jest napisane. Mam cichą nadzieję, że w ciągu następnych 5 pobytów na basenie, pana na naszym torze już nie spotkam. Pływam tylko do końca czerwca. Potem pływalnia chyba będzie odświeżana, a w ogóle latem basen zaczyna pracować w innych godzinach, które mi absolutnie nie pasują, poza tym nie oszukujmy się jest wtedy masa dziecek i młodzieży a moje nerwy już nie znoszą takiego zagęszczenia juniorów. Więc od 1 lipca będą poranne , parkowe patykowania. Ze złych wieści ...tfu, tfu na psa urok, chyba odzywa mi się urwane ramię. Dzisiaj obudziłam się z bólem i przez chwilę zastanawiałam się czy dam radę pływać. Ale dałam ...po pływaniu ręka jest ok, ale to już któryś raz kiedy zauważyłam , że bark mnie pobolewa, wolałabym nie mieć powtórki z rozrywki. Aaaaa i znalazłam doskonały ( dla mnie ) sposób, na głęboki, spokojny sen przez 8 godzin , włączam sobie wieczorem śpiew wielorybów  , tudzież tropikalny deszcz ( znalazłam na YT takie nagrania po 8 , 10 godzin) i powiem wam że śpię jak zabita, gdyby mnie dzisiaj muzyczka budzikowa nie obudziła, to pewnie bym spała do 8:D, no dobra , wyspowiadałam się, najadłam i napiłam , niedługo śmigam do mojego kata. Miłego dnia :D 

15 czerwca 2016 , Komentarze (28)

była dzisiaj na bąsenie. Normalnie czułam się jakby wrzucono kawał mięcha do rzeczonej rzeki i woda kotłowała się od piranii :D No dawno czegoś takiego nie widziałam....ludzi od pipipi albo i więcej. Ale miało to swój pozytyw , dla mnie, oczywiście dozwolony doping. Dzisiaj nie było ze mną rekinka, ale pływał doktor, z którym bardzo lubię pływać, bo płynie świetnie, doskonale technicznie, nie chlapie, nie zaczepia " koniczynami" , po prostu czysta przyjemność mieć go za poganiacza. Chyba dzięki temu że on dobry a ja ciut gorsza ale nie taka ostatnia, to uchroniliśmy się dzisiaj od " lansera" noooo kobietki, gdzie nam niewiastom do tego modnisia, który wlazł ( chwała Bogu i narodowi radzieckiemu) na tor obok. Najpierw wparował na nieckę obleczony w pokryty nadrukami skafander...od kostek do szyi...szczelny, czarniutki z nadrukami, czepek też nadrukowany, wypasione okulary ....zapinane a nie takie jak te popularne...z gumkami opasującymi czaszkę no i w rączce bidonik...te same napisy co na piance i czepku, od razu mi zadzwoniło pod czepkiem.....lanser....zobaczymy co zaprezentuje w wodzie. No i mój podczaszkowy Zygmunt mnie nie zawiódł, owszem pan pływał całkiem nieźle...ale odzienie robiło większe wrażenie niż umiejętności, szczególnie widać to po nawrotach :D:D , po 20 minutach pływania pan wypełzł na brzeg i zrobił fragmentaryczny śtriptiz....ściągnął piankę i zaświecił ...klatą....eeeech a miałam już nadzieję że ...zaświeci , byłoby trochę emocji, pod koniec dystansu , ale...nie mogę narzekać, bo wskutek piraniowego zagęszczenia i mojego dr Sheparda, to mi się super płynęło i wykręciłam dzisiaj 60 baseników. Wogóle tak sobie sunąc śród lin dogrzebałam się w mojej jaźni, że od jakiegoś czasu moja skromna norma to 54 długości ....tak średnio na kwartał w tym samym czasie przybywa mi 2 długości. Fakt ten uczynił mnie dumną. Niby to nie odległość ale....przybywa mi tych długości a nie ubywa i to cieszy...bo wiek mój zachowuje się wprost proporcjonalnie do osiągów basenowych.  Se tak czekam i czekam od 7 30 na Długoręką, chciała skorzystać z mojego skanera, no ale ani chybi coś ją zeżarło. Więc po malutku mogę się iść odziewać i sunąc równym krokiem do kata.Po drodze wpadnę po nowy TS, dzisiaj dołączona jest do niego komedia " za jakie grzechy Boże" bardzo wam ją polecam, doskonała francuska komedia, ile razy ją widzę tyle razy rechoczę jak żaba na widok błota (smiech). Jak będę wracała po katowaniu to wpadne na targ , muszę odebrać odłożony weselny naszyjnik, kupić kilka kwiatuszków do moich przeddomowych donic , zajrzeć do mojego pana od bielizny, czy wreszcie przyszła dostawa z bielizną naślubną , więc jeszcze mnie czeka sporo chodzenia w drodze powrotnej. Miłego dzionka kobietki, baaaaaaaaaaaaaardzo miłego, a co sobie będziemy żałowały. (pa)

13 czerwca 2016 , Komentarze (27)

... moje ciele ma mnie głęboko w podogoniu. Masakra, czegoś takiego to ja jako starożytna mieszkanka wyspy Święconkowej nie pamiętam. W sobotę miałam iść na nordic walking, obudziłam się przed piątą bo ..poczułam, że mi się otwiera morze czerwone...sprintem dobiegłam do łazienki...uszczelniłam się ...wracam do łóżka i za pół godziny...znowu potop...o nie myślę sobie, tak się nie da ....na patykach spędzam półtorej godziny...to żadna atrakcja, zwijać się biegiem co pół godziny do domu, żeby się kontrolowac. Patyki odpuściłam...przyjęłam rolę pomywaczki i praczki i o 11 położyłam się na chwilkę...chwilka skończyła się o 15 ..a i tak sie do niczego nie nadawałam tylko ..jadłam ( ale źle ...bo mi przez to spanie dwa posiłki wyleciały) , piłam i spałam. Po nijkiej sobocie, wczoraj miałam iść do parku i to samo ....otworzyłam oczy a moje ciele mi mówi ....że nie idzie....jak chcę to mogę sobie ducha wygnać na alejki bo ono ciele strajkuje. I przykłada się cholera do poduszki i koniec....zjadłam śniadanie...wywlekłam skórę na słonko a potem ją zwlekłam wypilingowałam, wybalsamowałam , pojechałam po mać i siostrzeńca i do Długorękiej na obiad ( dietetyczny) jak najbardziej  i smaczliwy a potem po obiedzie ...wino i kawałek " pracka" i ta częśc była kompletnie niedietetyczna ale co tam....tyle się nie alkoholizowałam, że dłużej już nie można było trwać w pokucie :D zresztą ....większy kawałeczek szwagierek wpakował na rodową porcelanę mojemu małżowi, po tym jak ów zaczął " żartować" ...co tak mało ciasta dostał. wróciliśmy do domu po 16 bo jękwa niepijąca z 10 razy zdązyła rzucić  hasło " jedziemy" , któremu to hasłu dzielnie się opierałam i jechać nie chciałam. . Dzisiaj rano miałam powtórkę z rozrywki oczywiście z cielem , oczka cyk...a ciele mi szepcze...nie jedź...no to Artek Ego tłumaczy...jedź, dwa dni się opierniczałaś ...jedź, a ciele swoje....nie jedź...idziesz do kata ..będziesz miała spacer. I tak sobie toczyli dialogi na cztery nogi a nawet rozmówki na cztery podkówki aż oblekłam drugą skórę i pojechałam i bardzo dobrze zrobiłam...pływało się bosko...woda wydawała mi się nieco chłodniejsza...płynęłam ciut szybciej i 1400 m zrobiłam w 47 minut. Ludzi dzisiaj na basenie mniej...albo odsypiają zakrapianie meczy albo czują lato :D i na basen już nie łażą ....tylko na grilla. Po basenie ...sprint po cotygodniowe zakupy ...nakupiłam mięska indyczego i filety z piersi i polędwice indycze i wszystko to już się smaczy....jutro upiekę , do bezkarnego podżerania .Kupiłam też młode warzywka i na kurzych udkach bez skórek i kostek ugotowałam wywar a potem wrzuciłam dwa ziemniaczki, cukinię, ćwierć kalafiora, marchewkę, młodziutki groszek zielony i fasolkę i mam gar zupki warzywnej ( nie jestem fanką zup zaznaczam) ot ....łaziła za mną zupą takowa i wręcz rzucała mi się pod stopy niczym kłoda. No to ją mam...Waga pomalutku pełznie w dół ...chyba przepełza na Długoręką....która wczoraj jęczała że jej waga zmieniła cyfry ....i tę pierwszą i tę drugą ...niedługo to chyba ...rejestrację jej powiesimy na szyi :D:D Po powrocie od kata, byłam w stanie dokładnie zlokalizować miejsce osadzenia moich kości udowych w.....cielęcinie. Jak słowo daję ja chyba padnę na śmierć ...albo się zadrepczę...jeszcze dokładnie nie postanowiłam co zrobię :D po prostu mam dosyć...jutro mam trochę luzu, choć umówiłam się ze znajomą i jak nie będzie lać...to nie wiem czy nie będzie mnie czekał spacer wśród lasów i łąk godowskich z Maryńcią i jej uroczą wnuczką....no ale ..pożyjemy , pochodzimy a tym czasem życzę wam uroczego wieczoru ....idę sadzić jaja.....na patelnię oczywiście :D ahooooooooj

9 czerwca 2016 , Komentarze (51)

nie, nie love....fat. Nie żegnam się z miłością ale z sadłem. A kysz a kysz a kysz idź i nie wracaj, bo cię psem poszczuję ....a raczej psem marki suka. Kocham takie chwile....wchodzisz drżąca z niepewności na wagę a tam....czary mary abrakadabra...kilogram niekochanych nabytków podskórnych, poszedł sobie :D uffff....dobrze, dobrze. Swoją drogą ładne mi czary mary ..jak najbardziej namacalne, wychodzone, wyjedzone inaczej :D Ale powiem wam jest dobrze, nie jestem głodna, przestawiłam się już na inne jedzenie i mogę sobie na tym jedzeniu pozwolić na to czego szczerze nienawidzę....na nieliczenie kalorii :D:D a jak mnie już dręczy potrzeba słodkości niemożebnie , to sobie pożrę krówkę albo kawałek turrona i zadawala mnie krówka a nie pół kilo krówek. Poza tym jak kiedyś wspomniałam posiadanie słodyczy w domu jest próbą dla mojej woli ( i ochoty) no i mam powód do malutkiej dumy z siebie . Miłego dzionka kobietki...lecę piec indyczy cyc...który jest teraz dla mnie kołem ratunkowym w mojej lodówce :D po prostu  musi tam być :D 

8 czerwca 2016 , Komentarze (51)

sobie dzisiaj kicam. I to był bardzo dobry pomysł. Oczywiście raniuśko bąsen...dzisiaj była jedna z normalnych, miłych pań , pognałam do okienka i spytałam ...czy nas pani wpuści nieco wcześniej żeby 60 basenów przepłynąć. Pani się uśmiechnęła i wpuściła.:D Jako rzekłam 1,5 km przepłynęłam choć byłam dzisiaj niczym Kon - Tiki ...nie miałam siły płynąć ( jak się okazało finalnie...to było takie subiektywne odczucie) rekina nie było, cały tor był mój...miałam tylko dwa starszawe walenie na torach obok...przy czym osobnik na torze nr 3 był przeze mnie brany wielokrotnie ....na długościach oczywiście, czyli mówiąc po człowiekowemu a nie po wodnossaczemu ...wyprzedzany. Po basenie et chałupa...no i oblekłam się w biel, boski kontrast dla mojej złotej skórki, wylazłam z domu ciut wcześniej żeby zaleźć po drodze do szopów , nie praczy, tylko pieniądzowyciągaczy , no i kupiłam sobie w Aldim takie klapki a la crocsy tylko nie za 100 zł a za 22 zł, bardzo lubię te butki, to moje faworyzowane kapcie podomkowe, na basen też takie mam , są o milion razy bezpieczniejsze od klapek, o japonkach nie wspomnę. Z zakupami w siateczce domaszerowałam do kata, byłam nawet kwadrans za wcześnie więc przysiadłam niczym gołąb, a w zasadzie zwłaszcza na ławeczce i polekturzyłam się nieco. Potem się wspięłam na sam szczyt wieży do kata i usłyszałam  " no jakaś pani chudsza" jak się już rozgogoliłam i mnie dusił to się oburzał moją opalenizną ...a co ja poradzę że mam ładny kolor opalonej skóry :PP Jak już miałam pełznąć do domu ...to zadzwoniła znajoma, że potrzebuje rzutu oka prawniczego na nurtujący ją problem, a ponieważ mieszka po drodze , to tylko spytałam ...jajka albo jogurt masz? żebym mogła zjeść u ciebie obiad , miała...no to dostała poradę z dojściem. I znowu się osłuchałam....że mnie ubyło ( widać tak jest bo Długoręka też to własnym węzowym ozorem wczoraj poświadczyła) i jaka jestem złota...niczym nadmorska. Po krótkiej i węzłowatej wizycie ruszyłam per pedes do doma ....swoją drogą dzisiaj to przelazłam ponad 7 km bo zygzakiem się przemieszczałam. Wybrałam trasę przez nasz deptak...na którym nie byłam ho ho ho a może i dawniej. Godzina 15 a tam puchy....dosłownie , żywych duchów dzwoniących łańcuchami brak, bez łańcuchów zresztą też.  Przybyłam i czekam na dłużniczkę , która dzisiaj miała być z należną mi kasą, ale jak znam ten gatunek a znam długo to się nie doczekam...bo dla niej nie istnieją takie pojęcia jak "czas" tudzież " umowa" . Jak nie dotrze w ciągu pół godziny to będzie mogła klamkę albo i schodek górny cmoknąć, bo idziemy z Kudłatą do kina konesera na Damę w vanie ( wannie, jak święcie przekonana przez tygodnie była moja psiapsiółka) . Życzę wam wspaniałego wieczoru a życzę z głębi komory i przedsionka oraz zastawki, oraz od samiuśkiego rana....bo dzisiaj moje malutkie  Paszczurzątko Drugie skończyło 26 lat ......Boooooszzeeeeeee jakie ja mam stare dzieci a ja wciąż ....młódka (smiech) Paaaaa kobietki

7 czerwca 2016 , Komentarze (32)

Przyznam się bez bicia że jestem ...zmęczona ...dochodzę do tego wniosku szczególnie po ostatnim weekendzie. Po 6 tygodniach nowego porządku tygodnia poniedziałek, środa , piątek 6 30 pływalnia, potem dyrdanie do i od kata, w poniedziałek jeszcze między pływalnią a katem wpadają zakupy ( z jęzorem na brodzie) , weekendy nordic walking a tak poza tym kurzenie domowe ....i padam. Dziecki odebrałam w sobotę rano z dworca ku memu zdziwieniu pojawiły się razem : dziecek żeński i męski i dobrze. Pojechaliśmy najpierw do jubilera zamówić obrączki ...tam moje nerwy zostały wystawione na próbę...no ale dzielnie trzymałam dziób na kłódkę. Ustalili, pomierzyli, zamówili ,zadatkowali teraz czekamy na telefon od fachowca ...w sprawie terminu ew. odbioru. Potem zawiozłam osobniki pci różnych do domu na śniadanie. Zięciunio został a my pognałyśmy do krawcowej ,od krawcowej do domu , ja na dach , złocić skórę ( obiad podgotowany czekał w kuchni) zlazłam naładowana witaminą D i do obiadku zamówiono koperkową z makaronem i placki z kalafiorem. Ja pożerałam paprykę faszerowaną mięskiem indyczym z kolendrą. Miło mi było wysłuchać , że moje żarło podbiłoby Warszawkę, jak zięcio stwierdził " z domowego jedzenia w Warszawie można co najwyżej żurek zjeść....a taka koperkowa....poezja" . Po obiedzie pojechaliśmy zapraszać gości - moja główna rola to ....kierowca taksówki innymi słowy wozidupiec :D. Zaczęliśmy od Długorękiej z połówką i ćwiartką , dziecki mogły się dialektować słowackim winem, ja mogłam im wierzyć na słowo że dobre (alkohol) potem logistycznie zaplanowana trasa : babcia J - matka małża, ciocia W - siostra małża , żona chrzestnego Paszczura  i na końcu trasy ciocia M - siostra małża , żona swojego męża :). Poza Długoręką....spędziliśmy w pozostałych pieluchach ok 20 min na chałupkę. Zwiozłam gady do domu ...bo sobie kino zabukowali na wieczór. W niedzielę, mój szanowny bankomat obudził mnie 4 50 ....waleniem w pralki, których pozbawiał wnętrzności...wychodzi z założenia, że jak wali w garażu, to nie ma efektu " leć głosie po rosie" , już mu kilka razy mówiłam, że gdybym była naszą sąsiadką....to miałby kilka razy wizytę straży miejskiej...za hałasowanie w porze ciszy nocnej. Cóż było robić...polazłam do kuchni, gdzie zaczęłam szykować II część zamówionego żarełka : sos pieczarkowy a w zasadzie nowość w moim repertuarze pieczarki smażone na masełku z cebulką a potem duszone w śmietance 30 % i na koniec posypane koperkiem. Jak usłyszłam że oba dziecki już nie śpią i dokonały porannych prysznicowań to zaczęłam buczeć i przerabiać ziemniaczki na placki kartoflane ....hihihihi dostało się małżowi...bo dzieciaki myślały , że to on coś wierci :D . Po śniadaniu pojechaliśmy na cmentarz - 1 czerwca była rocznica śmierci mojego ojca, potem pojechaliśmy do babci L - matki mła i na koniec do Kudłatej czyli chrzestnej matki Paszczura, aaaa na koniec podrzuciłam ich do matki nr .2 czli macochy Paszczura ( mama jej najlepszej psiapsiółki, która to psiapsiółka jest moim trzecim kochanym znajduchem - czyli ja jestem macochą Aneczki)(smiech)i wróciłam do domu czynić obiad....narzeczeństwo wpadło 13 30 ....rzuciło się na placki z sosem, które zostały wychwalone i wymlaskane. Następnie spakowali całe żarełko jakie zostało ( włącznie z makaronem ugotowanym do zupki) w słoiki, pudełka i pojechali do siebie . Aaaa jeszcze zebrałam pochwały za drożdzowe z rabarbarem i migdałową kruszonką, że ciasto pyszne . Oni z doma....ja na dach....złocić skórkę...a potem padłam jak trup, chyba po 20 . Muszę wam powiedzieć, że jestem przeszczęśliwa, że do zaproszenia było tylko 12 ludziów ( całość liczebności uczestników przyjęcia zamyka się 40) bo jakbym miała im towarzyszyć przy zaproszeniu 100 osób ...to bym zwariowała. Aaa muszę powiedzieć że strasznie mi się podobało jak moje dziecki w zaproszeniach napisały : zapraszamy mamę i tatę no i babciom nie wpisały imion i nazwisk tylko babcię L i babcię J. Na jakiś czas mam spokój z towarzyszeniem dzieckom ....teraz jeszcze mnie czeka dopytanie o kwiaty na ślub...bo Patka nie chce wiązanki, tylko kilka kwiatów w kolorze granatowym, czerwonym albo fioletowym .....zależy w jakim kolorze kupi buty. To już prawie fianał.....ale , całość mi uświadomiła....jestem zmęczona, chcę wygrać parę milionów i zacząć odpoczywać :D:D w różnych zakątkach świata. Miłego popołudnia kobietki. Posadziłam kwiatki i zioła w donicach przed domem teraz troszkę odsapnę :PP

3 czerwca 2016 , Komentarze (31)

w okienku mojej szklanej ...znowu mniej , super, myślę że jeśli dalej będę tak sobie malała to wykonam w tym miesiącu założony plan tj. założyliśmy z katem - 3 kg. Tzn on by chciał - 10 ale ja się upieram że 3 mnie uszczęśliwia, poza tym mam swoje lata i chudnięcie - 10 kg w miesiąc nie byłoby dla mnie wskazane ...kurcze wyglądałabym niczym shar pei...kto by mi te zmarchy na ćwarzy rozprasował? A do tego same wiecie ...że bezpieczne chudnięcie to powolne chudnięcie. Dzisiaj nie pływałam ...małż skutecznie zepsuł swój siamochód...używa mojego Ferdka w związku z czym mój Ferdynand wygląda niczym wóz smotka ( starsiejsze czytelniczki wiedzą o czym mówię) i wstyd nim pojechać do ludzi, no ale dzisiaj będę miała swój ruch...bo marsz do kata i od niego a do tego wpad na targ, dziecki nowożeńskie jutro przyjeżdżają. Jest zamówienie obiadowe : placki z kalfiorem ( to mogę spokojnie obstawiać jako 100 % pewnik, podczas każdego jej przyjazdu do domu) placki ziemniaczane z gęstym sosem pieczarkowym i tu się upewniałam dwa razy ...bo pieczarka to nie jest ulubiony składnik jedzenia w moim kuchennym królestwie i zupa koperkowa ...a lubię i kupię dzisiaj duuuuuuuuuużo pięknego koperku i im ugotuję, zrobię też to pyszne ciasto drożdżowe z rabarbarem i migdałową kruszonką. Plan działania na jutro już jest ...rano odbieram Paszczura z dworca ( zięciunio przyjedzie później) jedziemy do krawcowej, potem do znajomego jubilera w sprawie obrączek ( chyba obejrzeć...bo jak młodego nie będzie to jak przymierzać?) , po południu pojedziemy zawieźć część zaproszeń, reszta gości do odwiedzenia w niedzielę. No i taki żywot lubię....ze wszystkim zdążę. No bo ostatnie godziny zmieniły mnie w pogotowie ratunkowe. Najpierw w środę o 21 30 telefon od małża . Tekst " śpisz"? rozwala mi nadgarstki ...tia, jestem somnambuliczką i posiadam umiejętność dialogowania  telefonicznego  przez sen. No pewnie że nie spałam, okazało się że jego kareta zastrajkowała i trzeba jechać go ściągnąć do domu. Ferdynand dzielnie się spisał ja też . Wczoraj przylazłam do domu z poczty i targu a tu dzwoni siostra podrzutek i słyszę " przyjedź zaraz do przychodni, mama ma wysokie ciśnienie, chyba ją zabiorą do szpitala a ja muszę iść do pracy" , jak zwykle zadziałało na mnie " przyjedź" czyli tryb rozkazujący. To grzecznie tłumaczę że " zaraz " może trochę potrwać bo nie mam samochodu, moim jeździ małż, więc albo muszę zadzwonić po niego albo po zaprzyjaźnionego taksówkarza i dopiero będę mogła dotrzeć...po 5 minutach tłumaczenia, stwierdziła, że ponieważ mamę monitorują pielęgniarki i obniżają ciśnienie lekami, to ona po mnie przyjedzie. Pojechałam do przychodni, wpadłam do zabiegowego, babcia spokojna,na dyżurze znajoma pielęgniarka, wszystkiego się dowiedziałam , posiedziałyśmy czas jakiś ciśnienie obniżyli i mogłyśmy wrócić do domu. Zadzwoniłam po małża ...o dziwo nawet szybko przyjechał, zawiózł nas do mamy, spytałam czy z nią zostać...no bo lepiej po takim ciśnieniu popilnowac człeka jeszcze jakiś czas. Przytaknęła ucieszona. Zażyczyła sobie truskawek, umyłam,  obrałam wysypałam na salaterkę, cieszyła się ...chyba że robię to bez marudzenia. Potem zrobiłam nam lekki obiadek....omlety z szynką, pomidorem i serem, była zdziwiona że można tak szybko nakarmić człowieka. Poskarżyła się , że gdyby nie ja to umarłaby z głodu ( siostra dostała dom za dożywocie) bo wyrodna córka zostawiła ją bez obiadu, trochę mnie tym wkurzyła, bo nie jest kaleką i mogłaby sobie coś sama zrobić, ale ona ostatnio wymyśliła sobie że siostra powinna koło niej skakać niczym room service w hotelu.Pozmywałam żeby tamta maruda nie marudziła i wróciłam do domu, bo musiałam wykonać kolejne działania ratunkowe. o 8 zadzwoniła Długoręka iż albowiem szwagierek mój najukochańszy dostał w górkach wysokiego ciśnienia, ganiali po okolicach Zakopanego w poszukiwaniu lekarza, ale ponieważ on ma problemy z ciśnieniem ale tym razem było naprawdę wysokie, to chce go przebadać u naszej lekarki rodzinnej, no i trzeba kartę wyciągnąć. Co też uczyniłam i dzisiaj o 11 szwagierek będzie miał przegląd nadwozia, silnika i czego się tam da ( chyba rura wydechowa nie wejdzie w program przeglądania :D) i tak oto wczoraj byłam ratownikiem...cóż życie rozdaje nam różne role. Miłego dzionka kobietki, niedługo pora mi będzie iść . Bye

2 czerwca 2016 , Komentarze (52)

poszło 0,9 kg. Kat pieje z zachwytu " jest dobrze, jest bardzo dobrze" , ja uzbrojona w cierpliwość...chcę bezpowrotnie gubić smalec po malutku. Dzień chłodniejszy, co napawa mnie radością bo muszę trochę poperpedesować po mieście :D a upałowo wyglądam tak 

miłego czwartku kobietki :D 

Ps. Ogłaszam przedłużenie świętowania Dnia dziecka ( świętowania dla nas ...) ...do niedzieli :D 

1 czerwca 2016 , Komentarze (33)

wszystkiego najlepszego z okazji dziecięcego dnia. Pielęgnujmy dziecko w sobie bez względu na to czy mamy lat 25 czy 65 bo póki mamy w sobie dziecko póty mamy w sobie dziecięcą radość życia i ciekawość świata. Cudownego dnia ....świętujmy (prezent)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.