MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych
czyli jak chłop może cię doprowadzić do szewskiej pasji. Tradycja, klientom naprawia się sprzęt w domu niepełnosprawny, no mało mnie szlag rano nie trafił z pralką, za każdym razem łże jak pies, że ma niezamknięte drzwi, trzeba ją nacisnąć od góry i wtedy zaczyna działać, niestety dzisiaj usilnie się opierała, a ja od od rana na nogach ...wczoraj upiekłam sernik i ciasto daktylowe, raniutko chleb i już mi wyrasta pierwsze drożdżowe pod rabarbar, jak to będzie na tip top....zrobię drugie ze śliwkami ...po południu przyjda siostry małża a jutro zjadą dzikie żmije i młodszy Paszczur ( którzy pojechali w Tatry porobić za kozice), ale jutro oprócz ciach będzie rosół po tajsku, makaron z różnymi grzybami, labraksy nadziewane pietruszką a także zarówno kalmary na puree z awokado i limonki, ale to jutro. Nie wspomnę , że pierwsze " imieniny" obchodziłam tydzień temu..niech to...nie znoszę takiego rozciągania imprez. No ale nic...głowa mi pęka z nerwacji , mało tego, okazało się tydzień temu jak się wykrwawiałam, że mam coraz więcej krwinek czerwonych, tym razem było 17 mln, ale lekarz stwierdził że skoro u mężczyzn biorą do 18 mln to ode mnie mogą wziąć przy 17 , krew poleciała szybko , bo tego się obawiali, że jak taka gęsta to nie będzie chciała. Stąd też nieco wyższe ciśnienie ..ale muszę iść do kardiologa albo hematologa , bo na moje pytanie co mam robić żeby tę krew rozrzedzić pan doktor rzekł " widać natura chce żeby pani do nas regularnie przychodziła" no dobra...jak chcą mnie doić co miesiąc to bardzo proszę, ale jak mam bywac co trzy miesiące ( jako kobieta) to mnie przez dwa ...w przerwie może szlag trafić , a ja mam przecież plany na najbliższe półtora roku na bank..a na następne 99 coś wymyślę. Tymczasem zapraszam do podeszczowego parku.
No to miłego dzionka, lecę bo mi pierwsze drożdżowe pika :D :D Ahoooooooooooooooooooooj!!!!
to ja 😀. Żyję, szaleję, karmię ( głównie nienażarte kłębowisko źmij), wędruję - ostatnio po Jurze Krakowsko - Częstochowskiej, fotografuję i walczę - a to w WSA a to z mającymi się budować koło mnie blokami. Wróciłam wczoraj na basen co mnie wprawiło w błogostan...nareszcie! W sobotę na festiwalu ogrodów ludeczkowie mogli podziwiać moje 12 fotografii z cyklu 4 pory w Starym Ogrodzie...no powiem, że w takim formacie 100 x70 wyszły super, a naprawdę obawiałam się tej wielkości. To teraz trochę małych , ale najpierw Kazimierz , mój chłopczyk niedługo skończy rok , jak ten czas leci.
No to miłego dzionka, słonko wylazło, lece na poranną kawę, potem zrobić pazury a później to już wydawać kasę i do roboty ...ahoj!!!!!
wszystkim i tym którzy się o mnie martwią i tym którzy mnie mają w głębokim poważaniu. Żyję , choć nie mam natchnienia na działalność sprawozdawczą ...może dlatego, że przez upały, potem deszcze mało robię ( poza kręceniem się po kuchni a i to rzadko) czytam, czytam i ...zaziębiam się. Głupia , stara i głupia, nawet kiedy się ochłodziło spałam " w strumieniu" chłodnego powietrza z wentylatora i oczywiście namiętnie chłeptałam zimniaste herbatki z lodówki no i mnie rozwaliło katar , lekkie pobolewanie gardła a przede wszystkim ( dzisiaj) kompletna niemoc. za to wczoraj wywlekłam chłopa rano ( jako podwoziciela) do Królewskich Źródeł ( nie chciał jechać na drugą połowę Orlich Gniazd, ale dobrze, bo w moim stanie cielesności to bym raczej nie dała rady). Wczoraj las mnie zaskoczył i nie tylko mnie ( pan od ptaszków też był i stwierdził " i znowu nie udało mi się być pierwszym, pani mnie wyprzedza) las był " niemy" , to bardzo dziwne uczucie, taka cisza ...żadnego ptaszka, żadnego wiatru, nawet rzeka płynęła bezgłośnie. Dopiero jak wracałam to słyszałam spadające żołędzie. Przeszłam swoją trasę , wróciłam inną ścieżką ( i raczej już nią nie pójdę, bo dla fotografującego kompletnie nieatrakcyjna, za to piękna dla patykujących czy rowerzystów) i wyrwałam się w stronę podwody jakieś półtora kilometra, chłopina mało nie " zemglał" jak mnie zobaczył przy skrzyżowaniu. Spytał " a co ci się stało, że przyszłaś aż tutaj?" z rozkosznym uśmieszkiem odrzekłam " to z troski o samochodzi, żeby mu się podwozie nie pobrudziło przy pokonywaniu dołów i kałuż". Wróciliśmy do domu i poszłam spać bo pobudka przed 4 i stan zdrowotności nie pozwalały mi funkcjonować..obudziłam się przed 2 , zjadłam obiad i .......poszłam do parku. Tak że wczoraj poszalałam nieźle per pedes..padłam po 20 i obudziłam się po 2 no i amba ...koniec spania. Więc już funcjonuje, ale wyraźnie oczuwam dzisiaj bezsilność. Nos wraca do normalności ale siły 0. Dobrze, że przyjdzie dzisiaj pani Emilka ogarnąć chałupę, a mnie czeka tylko produkcja jagodzianek dla chłopaków, którzy mi pomagali i pomogą ze zdjęciami( nie mogę ich otworzyć, jakoś dziwnie zostały zapisane na karcie, muszą je odzyskać fachowcy - zgodzili się to zrobić za ..jagodzianki). Na początek troszkę Kaziczka, byliśmy u niego 1 sierpnia, a potem Kazik z rodzicami pojechał na 3 dni do cioci Paszczurzycy młodszej nad jezioro.
tak witał mnie wschód słońca w drodze i w Królewskich Źródłach wczoraj
a to już trochę leśnej zieleni
No to miłego poranka, poniedziałku i początku tygodnia a ja idę dogorywać w ciszy i niekoniecznie w spokoju. Ahoj!!!
...przyszły dzisiaj przyszły i chłop się " zbluwersował" jak zobaczył nasze koszulki ( moją i Długorękiej) ostrzegłam go , że " jak powie jedno słowo za dużo to.............."
Swoją drogą jego koledzy zastawili na mnie pułapkę (na moim własnym podwórku) i efektem " zaczepienia" o paletę , jest rozcięty paluch, policzek i potłuczona przestrzeń między biustem a pachą ...coś mi się zdaje że jutro będę tam już piękny siniak.
No to lecę do moich działań myślowych...mam trochę robót myślowych :D
szczególnie w łydkach czuję do dzisiaj, no ale życie kozicy jest mi całkowicie obce. Co najwyżej od czasu do czasu ( a i to bardzo rzadko) . Wróciła duchota, wczoraj poszłam robić pazury nanożne ...o ludzie ...myślałam że zejdę , podobno w kraju padało ..u nas pokropiło: duże, ciepłe krople i przez 4 minuty , co to za deszcz...parówa ciężka do wytrzymania. Jak tu żyć? No ale koniec marudzenia. Dzisiaj zapraszam do doliny Wodącej i na skałę Biśnik ...jaskinie zamknięte ( z racji badań) , zresztą jak się okazuje zajechaliśmy od dooopy strony i dotarliśmy do tej mniejszej ..niestety do jaskini ( widocznej na zdjęciach) nie zawitałam....moja osobowość jest większa niż " właz" do dziury😁. No to zapraszam na górę.
No to miłego dzionka wszystkim ....ahoj....przygodo, przygodo, daj mi odpocząć. Ahoj!!!!
bywam, bo albo umieram z gorąca ...albo ganiam gdzieś. Wczoraj pojechaliśmy sprawdzać stan naszego zrujnowania. A gdzie to najlepiej sprawdzić jak nie ...porównując ruiny? Kierunek Jura Krakowsko - Częstochowska. My orły pustych gniazd...nie porwaliśmy się na cały szlak Orlich Gniazd ...ale częściowo jak najbardziej. Zaczęliśmy od Bydlina ( i to właśnie dzisiaj wam pokażę) potem Dolina Wodącej, Smoleń i zamek Pilicz, Ogrodzieniec i góra Birów i na koniec zamek Rabsztyn ...ponieważ pojechałam z lekkimi zakwasami po piątkowym nickowaniu, a tu się nawspinałam i nazłaziłam z górek ( co dla mnie od 11 lat było rzeczą kompletnie obcą) to już myślałam, że Rabsztyn zaliczę na kolanach ...co prawda Szczeżuja chciał mnie zostawić pod wzgórzem...ale się zaparłam, że nie po to przyjechałam żeby nie wleźć ...mało nie płakałam, jednak ta cholerna lewa noga jest słaba, a już szczególnie jej słabość wychodzi kiedy mam różnice wysokości np. stopni , dlatego tam gdzie była taka możliwość a nie istniało ryzyko poślizgu i zostania kobietą upadłą , nie szłam po stopniach tylko po " gruncie" . Reasumując ...warto było, chociaż małż jest koszmarny jeśli chodzi o pole " zauważania obiektów fotograficznych" - nic nie widzi, jak wrzasnę ...stój bo ptaszydło , to jedzie dalej i pyta jakie ? A tu,kurdę, praptak o ponad metrowych skrzydłach i w dodatku rudy krąży nad polem, no ale posiada też taką zaletę ( chłop nie ptak), że przynajmniej lezie w przód a nie zatrzymuje się i pokrzykuje na mnie " no chodź, co ty tam znowu wypatrzyłaś" . Generalnie nawet wczoraj wykazywał cechy ludzkie i pytał czy dam radę podejść, a nawet dwa razy mi odradził włażenie bo stwierdził, że np. trzeba dać bardzo dużego susa między schodami a brzegiem baszty i w dodatku krok wypada na nierówne kamienie ..więc mogłabym runąć. I ok ...doceniam takie uwagi ( a nawet wskazówki) nawet jeśli są wypowiadane w takim zamyśle " jeszcze by ci się coś stało a przecież helikopter by tu nie wylądował, żeby cię przetransportować" . Jedyne czym mi podpadł to to ...że nie dał się zakuć w dyby ...zresztą mnie też nie chciał zakuć...gad jeden. No dobra to ...jedziemy, najpierw Bydlin.
No to miłego początku nowego tygodnia, podobno dzisiaj znowu ma być piekielnie ...na ten moment jest pochmurno. Ahoj!!!
do Krakowa. Czwartek przeznaczyłam na kościoły , przecież miałam umówioną " wizytę" u Piotra i Pawła...no właśnie. Miałam...no to jedziemy a raczej idziemy. Zaplanowałam kościół Bożego Ciała, Piotra i Pawła, św. Andrzeja. Ale...mój smarkfon sygnalizował, że koło 10 może być burza, a ja oglądactwo planowałam w takiej kolejności jak powyżej. Trochę się bałam leźć aż na Kazimierz...w obliczu burzy, rano pogadałam ze znajomym a ten mi podesłał radar pogodowy, powiedział że spokojnie mogę iść bo nie będzie deszczu. Na Kazimierz było już za późno, postanowiłam więc tę wyprawę przesunąć na wrzesień a ruszyć do św. Anny ...ruszyć ruszyłam tyle że pocałowałam klamkę ..w przedsionku czekała na mnie kartka " sprzątanie kościoła przepraszamy" no to stwierdziłam, że " zrobię" kościoły rynkowe - polazłam do św. Wojciecha, maleńki kościółek, ale ciekawy. Ponieważ szybko go " obfociłam" a pomiętałam że PP można zwiedzać od 11 postanowiłam iść do Franciszkanów, obejrzeć witraże Wyspiańskiego. Ooooo ...piękny kościół, obecnie remontowany, ołtarz zastawiony rusztowaniami, część witraży przy ołtarzu mało dostępna dla obiektywu aparatu. Za to przepięknie zdobione ławki, ściany pokryte pędzlem Wyspiańskiego, ale bardzo zaintrygował mnie boczny korytarz ...zastawiony rusztowaniami itd. itp...stwierdziłam " najwyżej mnie ktoś obsobaczy" i wlazłam ...piękne portrety biskupów krakowskich, cudownie zdobione herbami, jamiołkami i innymi takimi tam złoceniami , lezę sobie lezę...ku resztkom fresków starych na ścianach i spotkałam braciszka ( w szortach...po cywilu) pytam jak długo rusztowania będą zasłaniały witraże przy ołtarzu, na co on mi odpowiada, że jest niezorientowany w kwestii długości remontu, ale jest tu gdzieś braciszek, który to wie...a jak trafię na odpowiedniego brata, to pewnie będę mogła wejść za kratę, która jak się okazało zamyka dostęp do dalszej części krużganków klasztornych. No dobra...gdzie ja biedna mam " trafić" na braciszka jak tam puste i ciche korytarze. Trudno ...strzelę fotkę zza krat i tak sobie uwieczniam te starożytności, aż tu słyszę za plecami " Pewnie by pani chciała wejść dalej" ...o ludeczkowie, od razu odrzekłam " z wielką przyjemnością" , okazało się , że za moimi plecyma stanął właściwy braciszek ( ten od kraty) , otworzył mi ją, poinstruował, żebym ją zostawiła szeroko rozwartą, bo jak nie to się automatycznie zatrzaśnie i musiałabym potem wołać ( niczym ten głos ..na puszczy) i usłyszałam takie słowa " Przyglądałem się pani, pani fotografuje inaczej niż turyści, pani fotografuje detale" no i tu już potoczyła się gadka , bardzo przyjemna o historii, o głowach braci franciszkanów na ścianach ( namalowanych, nie powieszonych w formie czerepów) ba ...nawet o kawę się otarliśmy ( przy czytaniu książek o klasztorze) ale brat rzekł, że tej mi nie zaparzy a ja na to że nawet bym nie śmiała prosić. Spędziłam tam piękny czas, cała ta cisza, ta historia ( i sztuka) zerkająca na mnie ze ścian i sufitów . No i chłód...bo na zewnętrzu gorąc jak cholera. Obeszłam franciszkanów i ruszyłam dalej do Piotra i Pawła. Doczłapałam się do kościoła i ....słyszę muzykę , dziwne ..koło 11? No ale wspięłam się po schodach i ..widzę kościół pełen ludzi - nie wiem czy był to pogrzeb, czy jakiś koncert ( bo przed kościołem stała tablica informująca o czerwcowych koncertach, niemniej godzina " koncertowo" mi nie pasowała) ale....w przedsionku przywitała mnie ogromna tablica a na niej w pierwszej kolejności co? Brawo, tak właśnie ..ikonka aparatu fotograficznego PRZEKREŚLONA!!!!! Ooooooo....piana mi wystąpiła na pysk. Przecież pisałam, przecież wyraźnie pisałam że fotografuję i co? Nawet słowem mi zaraza nie odpisała, że u nich to zabronione. Wściekła, mamrocząca groźby polazłam do św. Andrzeja, tuż obok...kościółek niewielki, praktycznie niedostępny, bo krata zamknięta, ale dało się prawie całe wnętrze zobaczyć zza krat. Tu zachwyciła mnie przepiękna ambona ( wydaje mi się że ze srebra) w kształcie łodzi. Kociół w bieli - nawet konfesjonały takie - dziewiczo, niewinnie białe - no fakt że obok jest zakon klauzurowy - Klarysek ( najstarsze żeńskie zgromadzenie zakonne w Polsce). Po wyjściu z tego kościoła stwierdziłam że jeszcze młoda godzina więc zaliczę po raz kolejny kościół Mariacki, niemniej wcześniej wpadnę do Dziórawego Kotła...oo jakaż to klimatyczna kawiarenka , przemiła młoda obsługa ale przede wszystkim, ponieważ kawiarnia jest kilka metrów pod ziemią to cudowny chłód, kojący w te upały ( czwartek był bardzo gorącym dniem). Wypiłam i na ciepło i na zimno, zagryzłam przysmakiem gajowego i polazłam. W bazylice okazało się, że jeszcze nie wpuszczają , bo jeszcze trwa msza, a w ogóle to może być dzisiaj " dłużej" msza bo zakończenie roku, no to postanowiłam śmignąć obok do św. Barbary, i tu też pocałowałam klamkę ( przynajmniej w drzwiach głównych, bo podobno jest drugie wejście z boku) ale ja już wróciłam i postanowiłam grzecznie poczekać aż " wpuszczą", miałam szczęście, było już po wszystkim i okazało się że pan sprzedający bilety informuje , by iść, zająć miejsce jak najbliżej ołtarza, bo 11 50 będzie otwarcie. Oj...poszłam, zasiadłam w drugiej ławce ( po prawo), sporo obcokrajowców, ciche szepty, czuło się powagę chwili. Zamknięty ołtarz widziałam po raz pierwszy. Piękny i od tej strony nigdy go nie widziałam. I nastała ta wiekopomna chwila, kiedy siostra zaczęła otwierać skrzydła ołtarza, popłynął stylizowany hejnał a ja ...się poryczałam. Powiem wam, że ostatnio tak się wzruszyłam na ślubie własnego dziecka, po prostu nie mogłam powstrzymać łez, to wszystko przez tę muzykę ( oczywiści nagrałam całą ceremonię, ale filmiku tu nie da się wrzucić ...wrrrrrr). Wróciłam na kwaterę pełna emocji a po południu pojechałam znowu do znajomych ( zaproszona w ramach przeprosin, za nieodbytą wyprawę do zoo) gdzie znowu dopadła mnie burza. Ale udało mi się wrócić et chałupa między ulewami, za to wejście do kamienicy zablokowali mi jacyś obcokrajowcy, a nawet dwóch z nich to chyba Rejtan z domu było...bo leżeli w progu i blokowali dostęp do bramy ( co prawda koszuli na piersiach nie potargali, ale nieprzytomni z upicia byli), z rozmowy w mojej " angielszczyźnie" wyszło, że pan zrobił rezerwację pokoju, ale telefon, który był podany na booking.com milczał i mnie też nie udało się porozmawiać z wynajmującym ( ale sprawdziłam telefon u siebie i nie był to mój pan od wynajmu) więc poradziłam panom skontaktować się z policją ...bo pan, czemu się nie dziwię, cały czas mi się żalił, że skoro nie mogą spać w pokoju, za który zapłacił, to niech mu pieniądze zwrócą. I tak oto doszłam do pokoju, ale spać długo nie mogłam, bo zaczęła się taka ulewa iż myślałam że mi okna dachowe w lokalu wytłucze, na szczęście tak się nie stało i dospałam spokojnie do piątkowego poranka ale to już opowieść na kolejny odcinek. Tymczasem zapraszam was do oglądania ( ale będę podłą małpą i choć pisałam o kościołach to zabiorę was do ogrodu botanicznego) .
I to by było na tyle. Miłego poniedziałkowego poranka. Ahoj!!!
wtorkowe popołudnie spędziłam u znajomych( tradycyjnie). Dziwnie się droga do nich wydłużyła ( przez korki) w czasie gadania i ucztowania zaczęła się burza...no niezła jazda była i nawet popadało ,ale tak jakoś umiarkowanie..za to we środę rano jak czytałam wieści z miasta to się okazało że Kraków został nieźle " uziemiony", no w tamtej dzielnicy tego nie było widać. Za to ja ruszyłam do ogrodu botanicznego o jabłku i orzechach bo moją Żabeczkę ....unieruchomiło. Prąd " zniknął" po burzy, pognałam do drugiej która jest jakieś 100 m dalej i co? I okazało się, że sklep przenosi się do lokalu obok, dobrze że dzień wcześniej idąc z dworca kupiłam sobie wodę i jabłka ( no i mieszankę studencką) to podkład na wyjście miałam. W moim kochanym botaniku byłam ponad 3 godziny, po deszczu obiekty " focenia" prezentowały się wyjątkowo urokliwie. A jak to latem obiektów całkiem sporo. Odkryłam cudne rosarium ( ale mówię o tym za szklarnią ze storczykami) , och łaziłam po nim i łaziłam i nie mogłam wyjść....i doszłam do krzewu, który mało że kwiaty miał w kolorze cytrynowym, to przepięknie pachniał ..cytrynowo. Poza tym stwierdziłam że jednak jestem stara i wredna, a raczej mało tolerancyjna, ponieważ to było tuż przed końcem roku to trafiłam na " zalew osobników dziecięco młodzieżowych"- powiem wam, że myślałam iż zwariuje....delikatnie mówiąc dzicz. Trudne do opanowania przez opiekunów, wrzeszczące, chodzące autentycznie półprzytomnie a młodsze gorsze niż starsze. W szklarni tropikalnej mały figiel a wylądowałabym w basenie z lotosami ...takie ludki na oko 10 letnie...pędzące na oślep..w ogóle nie patrzące że jeszcze inni są w przestrzeni. No nie zdzierżyłam i spytałam osobnika 1,10 m czy wie gdzie jest i czy zauważa innych ? Popatrzył jak na ufoka i pognał dalej. Po przywleczeniu się do domu po " atrakcjach" botanicznych padłam ...padłam przed wentylatorem i przysnęłam. A na popołudnie mieliśmy zaplanowany wypad do zoo ( z Ewcią i Markiem), niestety po 14 zadzwonił Mareczek i powiedział, że oni rezygnują z wyprawy to i ja zrezygnowałam ...do końca dnia przeleżałam niczym skóra z diabła, wentylując się ( bo nie powiem że ten wentylator chłodził ...on tylko mieszał powietrze no ale ..dobre i to ...w pokoju miałam 28 a w porywach nawet 30 C) i nawadniając i jakoś nie było mi żal. Zoologa zostawiłam na wrzesień. Tymczasem zapraszam na spacer ale ...do Królewskich Źródeł na taki ...rześki poranek.
No to miłego dzionka, u mnie dzisiaj w programie trochę chmurek więc można podreptać na spacer. Ahoj, przygodo...ahoj!!!
Jezdem, jezdem ...po prostu u mnie się dzieje . Od wtorku do piątku gnałam po Krakowie, w niedzielę ganiałam po Krzyżtoporze i innych ruinach a od poniedziałku ganiam w sprawach mamy i z mamą. Ale....od jaja.
We wtorek pojechałam do Krakowa. Niech szlag trafi Flixbusa ( swoją drogą zaraz ich opieprzę) i ich oznaczenie biletów. Z Radomia jeździ Flixbus i ...świadczący im usługi BP Tour, autokar każdej z firm odjeżdża z innego miejsca - oddalone są od siebie jakieś 200 m . Na moim bilecie ( w smartfonie , przestałam drukować papierowe z racji ...oszczędzania środowiska) jak byk napisane było odjazd z dworca autobusowego stanowisko 1 do Warszawy 3 do innych miast. Ok ...no to proszę na dworzec autobusowy..jeszcze się Szczeżuja pytała ...na dworzec? nie pod pocztę ...na dworzec odrzekłam ..no tak widzę na bilecie, obok kodu dla kierowcy. No i co? I H2O - 9 55 zaczęlam sie zastanawiać gdzie jest autobus ...bo ani widu ani słychu, sprawdzam u Flixbusa w pozycji " gdzie jest mój autobus" a tu mi małpa pokazuje że nie mają łączności z serwerem ...5 po 10 się wkurzyłam i zaczynam przeglądać bilet jeszcze raz ....do końca ...przewinęłam i co? Okazuje się że kurs BP1 odjeżdża spod poczty ...no myślałam że mnie szlag najjaśniejszy trafi ( na biletach papierowych przy takim kursie jak byk stało że odjazd spod budynku poczty) , biegiem na przystanek, bo pamiętałam, że jak ostatnio Flixbus anulował mi podróż to jechałam busem ...jest numer do busika, kurs 10 50 pasi...dzwonię i .........K**** go mać...." dzisiaj nie jeździmy" , nogi za pas i lecę na dworzec kolejowy ....w międzyczasie dzwonię do niezwykle użytecznego siostrzeńca , bo już sprawdziłam o której mój autokar ma być w Kielcach. Nie odbiera...dopadłam do kasy, pytam o pociąg do Krakowa a pani mi mówi ...że dopiero odjechał ( swoją drogą to dopiero jest " skomunikowanie" komunikacji ....wszystko odjeżdża o jednej godzinie....obłęd!!!!, następny jest 14 50 , no pies to pies ...kupuje bilet, przecież mam pokój zarezerwowany od dzisiaj, ale przytomnie pytam panią czy mogę jakby co bilet oddać. Owszem mogę , tracąc 15 % , dobra niech tak będzie ...zdązyłam kupić bilet , za 2 minutki oddzwania młoda żmija...co się dzieje. No to pytam, prawie płacząc, czy mnie zawiezie do Kielc...a jakże , zawiezie. I teraz zaczyna się zabawa ...autokar wg planu odjeżdża z Kielc za ....50 minut, do Dworca mamy 76 km ( czy zdązymy?) . Młody przyjechał ciotka biegiem wpakowała się do autka i jazda ....w pierwszych słowach oświadczyłam, że płacę za paliwo i kierowcy. Kierowca oswiadczył ...że będzie mnie to kosztowało dobre ciasto - dwa już pożarł...ale mu jeszcze upiekę. Włączona nawigacja u niego i u mnie ...jedziemy prawie tyle ile fabryka dała ...a mnie zaczyna żołądek boleć z emocji ...bo nawigacja pokazuje że się spóźnimy 2 minuty, minutę, wreszcie pokazuje że będziemy na styk. Dojechaliśmy minutę przed czasem, na dworzec, młody mówi ale tu jest zakaz wjazdu...a ja na to " jedź, tu jest tak wąsko że jak zastawisz drogę autokarowi, to będzie się musiał zatrzymać a ja biegiem się przesiądę, jedź na moją odpowiedzialność" . Na szczęście nie doszło do zastawiania, ani do zaangażowania mojej odpowiedzialności - autobus odjechał dopiero za 10 minut. Kierowca się uśmiał z mojej pogoni, ja spokojnie opadłam na siedzisko. Portfel mi schudł o 100 zł za paliwo a 4 dni w Krakowie upłyneły na cudownych wędrówkach ( z przygodami, ale o tym w kolejnym odcinku, ba kilku odcinkach) , upałach, burzach i spotkaniach ze znajomymi. I to by było na tyle ...idę opierniczać Flixbusa, a was zostawiam z krakowskimi, rozbiegowymi fotkami. Zaczniemy tako jako i ja zaczęłam od botanicznego ogrodu :D ( i czosnków na wampirze)
No to miłego dzionka, lecę robić nowe pazurasy. Ahoj!!!!