MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych
jest 48 długości i jeszcze 40 sek. " zapasu" czasowego. Jestem dumna. Nie wierzyłam własnym oczom , kiedy dopłynęłam 48 raz do brzegu, spodziewałam się że poprawię dystans " na styk" a tu taka niespodzianka. Płynęłam, jak mi się wydawało, wolno, na pewno równo..zmniejszyłam ilość oddechów na długość, więc moje ruchy rąk są mocniejsze. O matko ale się mądrzę :D no ale dlatego lubię pływać ....nie myślę o normalnych rzeczach, kłopotach, problemach do rozwiązania, skupiam się na takich " pływaczych" pierdalamentach. I to mnie relaksuje. Za dwie godziny będę u naczyniowca, zobaczymy co powie na temat ...bolącej czasami nogi ( ale jak boli to niesamowicie), czy to ten pioruński zgniesiony nerw, czy raczej żyły, no i co zrobić z tymi pękającymi przy kostkach naczynkami i może mi odpowie, jak rozrzedzić krew. Dobra..pytań trochę będzie , tym czasem ...mój jesienny look. I trochę widoczków :)
Zapajęczyłam dzisiaj trochę świat :D ale już dosyć, życzę wam miłego początku października i miłego początku weekendu, no i wspaniałego popołudnia. Ahoooooooooooj!!!!
...w rocznego ducha. Mój kochany, maleńki mężczyzna to już roczniak :D A najbardziej podoba mi się, że Kazik urodził się w dzień kawy, a ja w dzień czekolady - i razem tworzymy super duet.
Dzisiaj mam błyskawiczny i ruchliwy dzień, basen, długi spacer a teraz gość się zapowiedział. Lecę. Boskiego popołudnia. Ahooooooooooooooooj.
po ...męczącym ( dziwnie męczącym) tygodniu. Myślałam że uda mi się dzisiaj przepłynąć 48 długości...niestety, zostało mi 1 min 23 sek i nie przepłynęłabym w tym czasie 50 m , no ale nic...jest szansa że zrobię to w środę, a jak nie w środę to w przyszłym tygodniu. Wysłałam zdjęcia na jeden pokaz a tu mi Długoręka podrzuca link do kolejnego konkursu..najpierw doczytałam, że temat " las" ale jak wlazłam na stronkę to się okazało że " rykowisko" u dobrze, bo podczas ostatniej bytności w Królewskich Źródłach spotkany pan bardzo mi polecał Poleski Park i właśnie rykowiska...trzeba będzie wyciągnąć " kierownika" i to szybko, bo czas zgłaszania się do konkursu do 15 października. Wczoraj miałam " intrygujący" dzień...jak wam wspomniałam " kupujemy" ( już 9 miesięcy) samochód dla mnie, no i we wtorek małż znalazł...taki jak chcę , pomarańczowy, rozmawiał ze sprzedawcą umówił się na niedzielę na przyjazd i ew, kupno, w środę razno z dziadem ja rozmawiałam, wysłałam mu zaliczkę - wyraźnie w tytule przelewu zaznaczyłam co to za kasa ( zaliczka) i za co( samochód, marka, rocznik, przebieg, kolor) , małż z kumplem wczoraj pojechali do Ostrołęki no i dzwoni do mnie że wróci bez samochodu - samochód stuknięty z tyłu, z przodu też się dopatrzył różnicy w osadzeniu reflektorów . Więc mówię" niech ci facet odda zaliczkę, tylko mu podpisz, że pieniądze otrzymałeś" - za 15 min. mąż dzwoni i mówi, że na pewno nie weźmie samochodu bo tam jest więcej szpachli niż blachy a facet nie chce oddać pieniędzy. Ok..wysłałam za dwie godzinki do pana smsa że proszę o zwrot zaliczki w ciągu 48 godzin, w przeciwnym razie kieruję sprawę do sądu i wystawię mu opinię w sieci. Po pół godziny dostaję smsa " trzeba było wynająć fachowców do obejrzenia samochodu, zaliczka przepada" , więc wysłałam jeszcze jednego smsa z informacją " ignorantia iuris nocet" i że tym razem będzie go to kosztowało więcej niż 1000 zł. Po czym przyszłam do domu ...sprawdziłam internet ( nigdy tego nie robiłam, bo Szczeżuja przez otomoto kupiła 3 swoje autka i z żadnym nie było problemów) a tu się okazuje że na różnych stronach są ostrzeżenia przed tym panem( oczywiście są też pochwały - tyle że wiemy doskonale jak się pisze " pochwalne" opinie ...głównie przez znajomych i rodzinę królika), więc natychmiast napisałam wezwanie do zapłaty - dałam dziadowi 24 godziny na zwrot kasy, napisałam natychmiast do OTO moto o tym oszuście ( bardzo szybka i rzeczowa reakcja portalu) małż już wysłał wezwanie...poczekam do początku przyszłego tygodnia i jak nie będzie kasy na koncie to wysyłam pozew o nakaz zapłaty. Tymczasem dla uspokojenia ( zaraz mnie czeka rozmowa z mecenasem w sprawie tej budowy osiedla za płotem) nerwów ...troszkę zdjątek, dzisiaj dużo delikatnych skrzydełek.
Zatem życzę wam miłego, pogodnego i udanego rozpoczęcia nowego tygodnia i tradycyjnie AHOJ!!!!
Kazimierz , zmienię mu pseudo na Rekinek, złapał infekcję, leje mu się z nosa, pokasłuje, ma gorączkę. Byli u lekarza, zrobił test i stwierdził że to nie wirusowe, więc mały dostał antybiotyk, dodatkowo idą kolejne zęby. Matko, to dziecko ma pełną paszczę zęboli i testuje nowe smaki . No cóż... jego 4 miesięczna mama wcinała schabowego z ziemniakami i ogórkiem kiszonym ( najbardziej smakował jej ogórek) to i on bez mała roczniak może pizzą zagryźć. Generalnie w żłobku jest mu ok. Poza pierwszym " samodzielnym" dniem, dwa następne wytrzymał elegancko tyle ile miał wytrzymać. W sobotę imprezka urodzinowa, Uszatek już dojechał, książka jest, torebka piękna wypełniona, więc będzie można jechać. Ja w trakcie kolejnej wojny z miastem...tym razem duuużej wojny, waga konfliktu większa niż pamiętna bitwa o filharmonię, ale i smród dookoła tej sprawy o wiele większy. Tym razem poza moim śledztwem zwróciłam się o pomoc do prawnika ( mam radcę prawnego obsługującego urząd gminy na drugim końcu miasta), zwróciłam się do Watchdoga, ale oni takich spraw nie prowadzą i skontaktowali mnie z miasto jest nasze w Warszawie, poprosiłam o pomoc dziennikarza śledczego, zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie wygląda to na kilka bardzo śmierdzących spraw, ale jak mi to ostatnio powiedział pewien architekt, który mi objaśniał techniczne terminy dotyczące tej sprawy, w Radomiu takie wały to norma...no to chyba pora przytrzeć rogi ...urzędników zajmujących stołki przez zasiedzenie, kto nie ryzykuje , nie pije szampana.
Dobra koniec gadania, lecim ze zdjęciami, napierw zapizzowany Kazik, a potem Wawel.
No to miłej niedzieli, ja czekam na ....jak się doczekam to wam uprzejmie doniosę. Tymczasem ahoj!!!!
Kazika Zębatego w żłobku ....siam! On siam dzisiaj jest. Na zdjęciu, które dostałam wygląda na zadowolonego.
Odbierają go o 11 , ciekawe czy do tego czasu będzie również szczęśliwy. Powtórzyłam dzisiaj mój " nowy" dystans basenowy, płynę wolno, równo, nie czuję się zmęczona a zaoszczędziłam 37 sek, mam nadzieję że za dwa tygodnie uda mi się dołożyć kolejne dwie długości :D. Poza tym żywot wolno toczy się w przód. Niedługo powinien dotrzeć prezent dla Kazika, w przyszłym tygodniu ma być impreza urodzinowa ciekawe co wymyślili. Za oknem słoneczko i zapraszam was do ubiegłotygodniowego, porannego lasu.
I tym oto świetlistym akcentem kończę. Życzę wam miłej środy. Ahoj!!!
po dwóch tygodniach pławienia dodałam 2 długości ...teraz już 46 widać kicanie po Krakowie dodało energii. Rozgrzałam się i dobrze, bo poranek zimny, oj brzydko nas lato żegna. No ale, tak się plecie na tym świecie. Zamówiłam wczoraj urodzinowy prezent dla Kazika, tak jak rodzice podpowiedzieli będzie to miś Uszatek w wersji - marynarz, do tego Pucio w mieście. Wczoraj kupiłam całą Mary Poppins- to seria którą uwielbiałam jako młodzieżówka. Kazik idzie dzisiaj pierwszy raz do żłobka, ciekawe jak mu się będzie podało. Zębacz ma już 10 zębów i idą dwa kolejne ...to pewnie po tej konsumpcji piachu w piaskownicy, śmiałam się, że może już jeść wszystko ale Paszczur stwierdził, że gołąbkiem wzgardził ...pewnie, piach lepszy. Dzisiaj zapraszam do wrześniowego ale słonecznego parku.
I takim oto " aptymistycznym" akcentem kończę donosik. Życzę wam miłego dzionka, mimo panującej zimnicy. Ahoj!!!
...oj doskonale to wiem. Pobyt w Krakowie wielce udany, ba....nie wykonałam " zaplanowanego" planu. Po przyjeździe okazało się, że moi znajomi radomsko krakowscy we wtorek raniutko jadą do Kołobrzegu, więc z tradycyjnego " winka" nici. Co było robić? Pognałam na Wąwel...i bardzo dobrze , och jaki to był cudny przedwieczór. We wtorek poranek spędziłam na zwiedzaniu Muzeum Czartoryskich - oczywiście głównym powodem była " Dama z Łechtaczką" , wróciłam pełna wrażeń i zmęczona koszmarnie...zaległam na łożu niczym pies Pluto, środa rano spotkanie potem muzeum motyli , we czwartek raniutko - kilka godzin w ogrodzie botanicznym i przyznam, że dla mnie przyrodomaniaczki fotograficznej to ...lekkie rozczarowanie, ubzdurzyłam sobie, że teraz będę miała wysyp róż i błąd, kwiecia do focenia niezbyt wiele no ale nic - 5 tyś zdjęć przywiozłam teraz je przeglądam, oceniam i wywalam, pewnie zostanie ze 2 tyś. Przy okazji dostałam maila z fundacji, żebym słała swoje zdjęcia bo jest wystawa dzieł " artystów" chorych na otyłość. Oczywiście, że poślę a co. Tymczasem troszkę Krakowa. Poniedziałkowego, z drogi do hostelu a potem wawelskiego. Zaskoczył mnie koń na pl. św. Ducha, przecież go w czerwcu nie było, okazało się że to rzeźba tymczasowa maltańskiego artysty. Koń postoi do końca września, zatem mogę mówić o farcie ...udało mi się go uwiecznić.
Niektórzy się dziwią, że wracam do miejsc " gdzie byłam już". Ale jak tu nie wracać, kiedy za każdym razem widzę coś nowego, albo widzę to inaczej, odkryłam tym razem kamienicę pod rakiem - na Szpitalnej.
Na Rynku oczywiście cudne konie i one piękne i ich " zdobienia.
Oczywiście jak mogłabym nie pognać do ulubionej żaby na kamienicy przy Retoryka.
No i dotarłam na bulwary wiślane, pod Wawel, to prawda że szczęśliwi czasu nie liczą, ale ten zegar cudny w późnopopołudniowych promieniach słońca.
Wisła też niemniej urokliwa.
i diabelski młyn jakoś tak inaczej wyglądał niż ostatnio.
A ten gość zapłonął kiedy do niego podeszłam ...ciekawe czy zwąchał, ze mięciutki baranek się do niego zbliżył :)
A tu na zamkowym murze wyrosły kwiatuszki, matka natura potrafi wykorzystać nawet szczelinki w zamkowych ścianach.
Tego kościoła jeszcze nie rozszyfrowałam, widać go z Wawelu bardziej w prawo widać kopiec Kościuszki, muszę pognębić moich krakusów.
A tu powrót łodzi...wyjątkowo kojarzyła mi się z Azją .
i na koniec ( dzisiejszy) rzut oka na katedrę wawelską
No to miłej soboty, ja śmigam dalej porządkować fotki, a po południu spotkanie w sprawach stowarzyszenia. Aaaahoooooooojjjj!!!!
..30 sekund , maleńkie 30 sekund szybciej płynęłam swoje 44 baseny. Dla niektórych to nic, mgnienie oka, dla mnie nadzieja, że za dwa, trzy tygodnie dołożę 2 długości w tych 45 minutach spędzonych w wodzie. Aaaaa bo ja wam nie napisałam, że jest jakiś małpowaty " służbista" ratownik. Aż wczoraj zapytałam panią na kasie, co to za gadzina. We środę darł się na mnie że śmiałam wejść do wody 6 29 i 30 sekund, nie pozwolił popłynąć wcześniej niż 6 30, w poniedziałek ryczał w tej samej kwestii na doktora, a wczoraj na jakąś kobietę, która go olała i popłynęła. Do tej pory, jak już był ratownik na niecce, a pani nas wpuściła to można było wejść do wody i zacząć pływać np. 6 26 i wtedy sobie przepływałam więcej długości..przy tym służbiście nie ma szans ruszyć wcześniej. No ale w moim żółwim tempie ( choć nie wiem czy żółw w wodzie nie jest szybszy niż ja) to tylko 44 długości robię, ale wczoraj zajęło mi to 43 minuty i 22 sekundy, zatem jest szansa na poprawę wyniku😁. We wtorek z racji niepływania złapałam nikusia i poszłam w ......osty ( choć nie tylko) zatem wpuść babę w badyle to mało, że wróci po 4 godzinach to jeszcze cała w dziadach. Ale co przyniosłam, to przyniosłam a do tego był dzień motylowy, ileż pięknych motylków fruwało po parku , niektórych do tej pory tu nie widziałam. W Krakowie planuję wpaść do muzeum motyli, oj poużywam tam sobie. Wczoraj sobie zrobiłam inszą inszość ( w ogóle przez to karmienie węży to głupieję i przez oglądanie Jamiego Oliviera tyż) na obiad był 3 minutowy stek z rostbefu ze smażonymi listkami szałwii na mieszance młodych listków, do tego zgrillowane kromki focacci z rozmarynem i z zielonym pesto. Mniam. Chłop popatrzył i stwierdził żem zgłupiała. Za to psice rozsiadły się na krzesełkach ( u Whisky to norma bo mała i skoczna, za to Sake duża i nieskoczna ale długołapa i też opanowała moszczenie się na meblu) i też żarły stek. Za luksusowe te moje psy, za dobrze mają z nami. Dzisiaj będzie grillowany indyk a w programie tegotygodniowym są jeszcze piersi kurczaka w sosie satay ...dzisiaj Szczeżuja odbierze paczkę z różnymi ciekawymi przyprawami i sosami np. miętowym do jagnięciny , jak wrócę z Krakowa to myknę do Selgrosu gdzie znalazłam dla siebie królestwo różnych różności do kuchnianych szaleństw. No ale tymczasem: borem, lasem ....idźmy w chaszcze.
I takimi to lekuchnymi puszystościami zapraszam was do wejścia w nowy dzień . Miłego czwartku. Ahoooooooj!!!!!
że wczoraj nikt nie przyszedł, bo bym chyba ugryzła, jednak te trzydniowe maratony przygotowawcze są dla mnie męczące. W piątek upiekłam sernik i daktylowe, w sobotę oba drożdżowe i ze śliwkami i z rabarbarem. Okazało się że Długoręka z rodzinką i mój dzieć wrócili już w sobotę z gór ( płacząc, jęcząc i bluźniąc no i cierpiąc) więc w niedzielę raniutko zabrałam się za obiad..obiecałam im podstawić pod nos, nie prosząc tym razem o pomoc. Nastawiłam tajski rosołek , bo on najdłużej się gotował, choć samo przygotowanie wsadu jest błyskawiczne, rosół przepyszny , choć mało ostry, po prostu nie sprawdziłam przepisu przed zakupami i kupiłam tylko jeden słoiczek pasty curry a to była porcja na pojedynczy " garnek" a ja przecie robiłam podwójny, ale miało to swoje dobre strony, bo zupa była lekko pikantna , małż nie znosi smaku ostrego, więc dla niego akurat, reszta dostała na stół srirachę i sobie doprawiliśmy, potem planowałam labraksy na warzywach, ale ponieważ Paszczur musiał wracać do Łodzi, to poprosiła o zmianę dania i wjechał makaron z czosnkiem i mieszanką grzybów ( kurki, pieczarki, boczniaki ) doprawione śmietanką i parmezanem, potem był deser, po którym wszyscy leżeli popsem ( bo nie napiszę pokotem), swoją drogą moje psice żrą wszystko, jak słowo daję mam luksusowe smakoszki. Na podwieczorek były kalmary panierowane w mące razowej na puree z awokado i limonki, a na kolację upiekłam ryby na grubej warstwie warzyw : ziemniaków ( podgotowane), marchwii, cebuli i papryki. I tu już tylko niezwykle użyteczny siostrzeniec pożarł swoją porcję, ja pół porcji ( bo ryb było tylko 4 a jedzących 5) pół porcji odłożyliśmy Szczeżui a resztę ( razem z blachą) Długoręka zabrała do chałupy i mieli wczoraj obiad. A ja mam naprawdę dosyć ..teraz będę testowała szybkie żarełko ( wg. Jamiego Olivera ) ale dwuosobowo. Dzisiaj łapię aparat i idę w park, wczoraj wracawszy z " interesów" widziałam piękne światłocienie, ale nie miałam siły, rano był basenik. Ha ..chyba udało mi się zachęcić do aktywności młodzieńca, wyraża ochotę pływania ale się wstydzi swojego ciała..koniec świata, myślałam że to kobiety mają hysia na tym punkcie a tu proszę, powiedziałam że chętnie mu podniosę samoocenę moją " osobowością" no i podobno mamy śmignąć na poranek basenowy po moim powrocie z Krakowa. A propo Krakowa to tak sobie " napięłam" program tym razem, że nie wiem czy ogarnę wsio co miało być. W poniedziałek...wiadomo po przyjeździe piję u znajomych, we wtorek mam rezerwację z Muzeum Czartoryskich ...pewnie mi pół dnia zejdzie, w tym planuję uwiecznić " Damę z łechtaczką" ( choć podobno warunki do focenia są trudne), w tym układzie we środę polecę do ogrodu botanicznego , znajomi obiecali mi w czerwcu że przy następnej wizycie pojedziemy na małpy i inne źwierzaki ...no i planowałam Wawel fotografować tym razem od środka - i nie wiem czy się wyrobię, bo w czwartek przed wyjazdem znowu spotkanie, jasna anielka, no może jednak jakoś popołudnia uda mi się zagospodarować a jak nie , to część atrakcji na listopad przeniosę. I dosyć gadania , czas oglądania. Dzisiaj zapraszam do Krzyżtoporu
No to miłego dzionka, ahoj, przygodo. Przygodo? Ahoj!!!!!
Paszczur już podrzucony do domu, myślałam, że oni prościuśko z tych Tater przyjadą na żarło a tu nie. No ale to i dobrze, bo zadzwoniła brzydsza siostra Kapciuszka, że mama jest dzisiaj sama i coś trzeba wymyślić. Więc napisałam do Długorękiej że jak będą wracać to niech mamę przywiozą na obiad , wiem że się będzie opierała ale we trzy osoby ją " wyprowadzą" z domu , nie z równowagi. W związku z tym, będzie jedna zmiana w menu ...zamiast usmażyć labraksy na ostro , to upiekę je na warzywach 😁, zresztą rosół będzie tajski - więc ostry. Wczoraj przybyła pierwsza część..małżowska, gości. Nie wiem czy zostałam skomplementowana czy obrażona stwierdzeniem " ależ pyszny ten sernik, piekłaś sama"? Oczywiście, oprócz pipulów, ważne miejsce przy stole zajmowały psice...a Whisky to nawet na krześle zasiadła , tym razem Sake się nie wpakowała ale tylko dlatego, że zajmowała się nowością, czyli Zuzią, bo jedna z sióstr małża przyszła z wnuczką. A w ogóle to mój barek alkoholowy prezentuje się tak.
A teraz trochę krakowskich franciszkanów, za chwilkę znowu będę grasowała po ulicach grodu Kraka, a propo chłop jest niemożliwy, wczoraj przy stole mówi:
a właściwie po co ty tam znowu jedziesz?
w zastępstwie, podwawelski jedzie na urlop nad morze
kto?
no mówię, smok, ja będę teraz za niego robiła
i znowu narobiłam śmiechu.
No to jeszcze dobrej nocy, albo miłego dnia, jak kto woli. Ahoj!