No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Wczoraj miałam spotkanie z dietetykiem. Omówiliśmy problemy żywieniowe i mam wziąć udział w jakimś badaniu probiotyk ów. Muszę dziś wydrukować zgodę i zostanę włączona do programu. Chodzi o regulacje flory bakteryjnej, bo z naszych rozmów wynika, że mam problem z trawieniem fruktozy.
Poza tym zaczęłam znów w regularnych odstępach chodzić na siłownię. Najpierw biegnę sobie 2.5 km po bieżni a potem idę na eGym. Ostatnio biegłam trasa rowerowa przez Szampanię oraz wzdłuż rzeki Kolorado.
Kolejną wizytę planuje na sobotę rano. Albo może dziś i w sobotę będę się lenić? Do tego mam spotkanie u optyka oraz kolację walentynkowa w restauracji Wijs. Ależ tam dobrze karmią.
Byłam dziś znów na fizjo z kolanem i ramionami. Mam bardzo zamknięta obręcz barowa, jak zwykle nie pamiętam by się rozciągać dobrze. Eric rozciągną mnie porządnie, wymęczył wszystkie mięśnie, a kolano rozluźniał mi rozciągające miesięcy wewnątrz brzucha. Ten, który wchodzi głęboko w miednicę. Nagle mogłam zrobić kilka przysiadów bez dużego bólu. Mam nadzieję, że to się utrzyma. Od października kolano boli. Za dwa dni rezonans. Jeśli tam nic nie znajdą to tym bardziej muszę iść w ślady Erica i rozciągać sobie ten mięsień. Choć bolało to jakby próbował mi wyrwać macicę i jelita...
Waga jakoś spada i się zatrzymuje. Muszę docisnąć mocniej. Na razie jest weekend więc chill. Mąż zrobi hamburgery rybne na obiad a wieczorem deska serów. Bo co to za życie, jeśli nie ma w nim przyjemności.
Póki co zbieram się po siłowni - wyjątkowo mi dziś nie szło więc wrocioam do domu po krótkim treningu. Pomaluje ławkę do końca i zrobię ramy okienne. Miałam je pomalować pół roku temu...
Włosy zaś wróciły na miejsce. Tym razem również z fioletowym ombre.
Niektóre treści tego posta mogą się nakładać z wcześniejszymi tutaj, ale mam taki chaos w głowie, że już sama nie ogarniam...
Ostatnio mieliśmy spotkanie klubu pod tytułem trucage. Trucage po francusku znaczy "oszustwo", "szachrajstwo". Przykłady zdjęć tego typu możecie znaleźć na Pinterest. Sama nie przedstawiłam na spotkaniu żadnego zdjęcia, bo nie byłam w stanie nic wymyśleć oraz cierpię na brak ludzi z swoim otoczeniu, którzy mogliby wziąć udział w sesji zdjęciowej. Mam sporo znajomych, zwłaszcza w pracy i generalnie wesołe relacje, ale nie wychodzą one poza pracę. Zaś moje znajomości poza pracą nie są w takim stylu, abym mogła te osoby prosić o przyjście gdzieś i pozowanie mi [najprawdopodobniej na zimnie i deszczu, bo nadal utrzymuje się taka pogoda]. Mąż też nie staje przed obiektywem jeśli naprawdę nie jest w nastroju. Więc poszłam bardziej podziwiać zdjęcia niż się jakimś szczycić. A moi znajomi z klubu? Jak zwykle eksplozja kreatywności. Oto kilka zdjęć, jakie przedstawili - Marijke chodząca po górach, Jan z mandarynką wielkości piłki do koszykówki, niedźwiedź polarny i słoń w Nieuwe Niedorp, mrówki na drabinie pijące czerwoną oranżadę, latająca mleczarka...
Świetnie się bawiłam tego wieczoru. Temat ten przyniósł bardzo fajne emocje i niektóre techniki wykonywania zdjęć zadziwiły wszystkich. Na przykład zdjęcie z mrówkami nie zawiera wklejania w photoshop - wszystko zostało sfotografowane za jednym razem. Nawet oranżada została sztucznie zabarwiona, a za drabiny służą tory do ciuchci z lego.
W sobotę mąż wybrał się zrobić okulary. Wybrał naprawdę fajne oprawki - kolorowe jak to on lubi - w tym bardzo ciekawe okulary przeciwsłoneczne. Z zielonymi szkłami. Mnie również się bardzo spodobały, ale nie wyglądałam w nich dobrze.
Sama z nudów też oglądałam kilka par. Można powiedzieć, że wybrałam sobie, więc zrobiłam zdjęcia numerów oprawek i będzie na przyszłość, jak już przyjdzie moja kolej.
W weekend wpadł do nas kolega na seans filmowy. Bardzo chciał się nauczyć jeść pałeczkami, więc mąż przygotował japoński makaron, którego nazwy już nie pamiętam, tofu, soję i warzywa teriyaki. W niedzielę do warzyw dorzucił wołowinę i mieliśmy równie smaczny obiad. Zakochałam się w tym sosie.
Wreszcie rozpakowałam i złożyłam moją ławkę do ogrodu przed domem. Ławka jest szara, ale postanowiłam jeszcze ją pomalować bejcą ze dwa razy, aby była też wodoodporna. Mąż zmajstruje do środka w pełni zabudowaną skrzynię, dzięki czemu będzie można chować do środka paczki. Obecnie moje paczki lądują w okolicznych punktach odbioru lub u sąsiadów, kiedy jesteśmy w pracy. Teraz zaś kurierzy, którzy mają możliwość "zostawienia koło domu" [taka opcja w aplikacji dhl czy dpd] tak będą mogli zrobić. Jeszcze nigdy mi nic nie zginęło, nawet leżąc dosłownie oparte o próg, ale lepiej nie kusić losu.
Przy okazji postanowiłam wykorzystać ławkę jako rekwizyt i robiłam dalej zdjęcia mojej kici. Snoetje potrzebowała czasu, aby zacząć brać sesję na poważnie, a po jakimś czasie i tak się znudziła. mam jednak 200 zdjęć jak ręka mojego męża puka w drewno, by pokazać kotu, gdzie leży smakołyk, oraz 3 ostre zdjęcia, gdzie kicia faktycznie po smakołyk sięga. Muszę jeszcze spróbować opcji z wysmarowaniem czegoś sosem z kociej saszetki i złapanie jej na lizaniu. Ale nie mam takiej powierzchni, którą mogłabym jej dać bezpiecznie do lizania. A ławkę już podrapała...
Zrobiłam też sadzonki pomidorów. Wsadziłam po 3 roślinki do jednej saszetki i odstawiłam do mini szklarenki na parapet. Roślinki się przyjęły i widać, że są silne. Roztwór nicieni, który podałam wszystkim roślinom w domu zdaje się działać. Obecnie nie widzę już tak dużo muszek w domu i czekam tylko aż wszystkie padną trupem.
Najprawdopodobniej sprzedam jeden z moich aparatów. Ten kompaktowy Canon. Kolega z pracy wspominał, że chciałby się nauczyć fotografować, a ja tego aparatu teraz już nie będę używać. Naładowałam baterię, dałam ładowarkę i kartę pamięci i mam nadzieję, że będzie mu służył. Był gotów dać sporą kwotę za ten aparat i trochę mnie to przeraziło. Jednak pomimo tego jak stary jest to aparat, ma on nadal żywotną baterię i cała optyka jest nienaruszona, więc inny kolega namówił mnie, aby nie oddawać go za darmo. Obecnie pierwszy kolega wziął go sobie na próbę, a jak mu się spodoba to mam dostać jakiś pieniążek i kosz owoców. Ostatnio taką walutą operuję - owocami. Przyznam, że mi to pasuje. Ludzie potrafią wynaleźć najsłodsze kiwi na swiecie!
Instalacja pompy ciepła jest już zakończona. Od wczoraj trwają testy. Musimy znaleźć sposób użytkowania najbardziej odpowiadający naszym potrzebom. Pompa jest mniej wydolna niż piec gazowy, ale prąd bywa często tańszy niż gaz [nie zawsze] w Holandii. Do tego przy założonych panelach słonecznych, koszty eksploatacji powinny spaść. Obecnie mamy trochę problemów z firmą instalacyjną i zaczęli wycofywać się z pomysłu instalacji 10 paneli i idą bardziej w kierunku 8-9. Za dwa tygodnie instalacja, prosiliśmy, aby rozważyli pozostanie przy 10 i jesteśmy gotowi usunąć kominy wentylacji z dachu. Czerwony jest ślepy i prowadzi donikąd zaś niebieski mąż i tak chce odciąć i przenieść wentylację na główny komin, gdzie mamy jeden pusty kanał. Póki co firma instalatorska milczy.
Ja zaś wczoraj założyłam ponownie dready. Petra robiła mi włosy, a ja zrobiłam połowę pleców swetra. Trochę przesadziłyśmy z ilością dreadów. Możliwe, że doszło do nieporozumienia, kiedy mówiłam, ze zamiast podwójnych dreadów chcę założyć fioletowe, więc Petra założyła oba rodzaje. nie tylko mam więcej dreadów niż poprzednim razem, bo zostało mi mniej luźnych blond dreadów, ale mam też 12 dodatkowych fioletowych dreadów. Póki co - po niecałych 12 godzinach, czuję, że głowę mam za dużą. Za dużo tych dreadów. Dokupiłam spiralę do włosów 60cm, bo ta 40cm słabo ogarnia temat. Luźnego kucyka zwiąże, ale już nie uniesie całości. Z resztą nie wiem czy będę w stanie zrobić wysokie upięcie przy takiej ilości włosów. Na pewno nie jest to coś, co warto próbować w pierwszych dniach, kiedy skóra głowy jest podrażniona.
Dziś mam spotkanie w leerwerkloket. To taka instytucja przy urzędzie pracy, gdzie doradzają jak się kształcić zawodowo, jak przebranżowić, jak podnieść swoje kwalifikacje. Szukam pomysłu na siebie i swoją karierę [jakkolwiek zabawnie to nie brzmi z ust robotnika fizycznego]. jest dużo branż w Holandii, gdzie brakuje pracowników, a ja chciałabym zostawić sektor szklarniowy za sobą. nie wiem jednak dokładnie, co chciałabym robić. Rozważam pracownika społecznego czy opiekuna osoby starszej. mam w sobie ten głupi gen pomagania mojej matki, boje się jednak, że będę trafiać na ludzi, którzy wykorzystują system i realnie pomocy nie potrzebują. A może patrzę przez pryzmat polskiej pomocy społecznej, która kojarzona właśnie jest z maDkami karynami i ich brajankami...
Wykupiłam kolejny abonament na siłownię. Tym razem na pół roku, aby było taniej. I w tym tygodniu nie poszłam ani razu, bo mam taki trening w pracy, że nie mam ochoty męczyć już zmęczonych nóg.
Wciąż moja waga wynosi między 74 a 76 kg. Trochę mnie to już męczy. Dziś pokazała 75.
Biegam dalej. Mniej regularnie niż wcześniej, ale staram się codziennie. Raz w domu z netflix a raz na siłowni z parkami narodowym.
Zwiększyłam dystans do 2.5 km. Biegam też już coraz szybciej. Nadal nie chce przeciążać kolana.
Ostatnio używam bieżni jako rozgrzewki przed treningiem siłowym. Zauważyłam jednak, że wówczas Garmina nie i tresuje dystans i nie liczy mi tego jako biegania. Zatem dziś zmieniłam ustawienia w Garmin i będę biegać osobno jako rozgrzewka i ćwiczyć osobno trening siłowy. Osobno, w sensie w systemie garmina. Bo rutyna zostaje bez zmian.
Przez miesiąc nie będzie zajęć SclptCycle. Joye ma znów wakacje. Dopiero co był miesiąc temu na miesięcznych wakacjach. Poszłam więc wczoraj zamiast tego na eGym. Było fajnie. Weszły mi nowe typy ćwiczeń w plan treningowy, izometryczne. Są momentami trudne, ale chyba ciężej było robić mi trening negatywny. Zobaczymy co przyniesie reszta planu treningowego.
Dziś kończę miesiąc z moim kocykiem temperaturowym. Zauważyłam, że wpadam w taki flow z nim, że mam ochotę robić więcej niż linijkę dziennie. Na szczęście robię dwa koce na raz. Ten szaro niebieski to będzie prezent dla przyjaciela. 40ty rok jego życia w temperaturach zapisany. Swój koc robię sckegiem suzette a jego vaste-losse. Nie wiem jak to się po polsku nazywa, bo uczy mnie Holenderka. Ewentualnie filmiki oglądam po angielsku i holendersku. Zresztą po angielsku też nazewnictwo się różni że względu na to, czy nagrywa je Brytyjka czy Amerykanka .
Dokańczam wciąż moja tunikę. Jednak po zabawie szydelkiem 4.5 mm przeskok na 3 mm jest irytujący. Nagle wszystko wydaje się takie malutkie. Do tego wciąż mylę się z liczeniem. Zamyśle się i ucieka mi cyfra.
Zaczęłam w międzyczasie robić cardigan. Szydełko jeszcze większe, bo 7 mm. Jak na razie fajnie się robi.
Siedzę w domu i próbuje nowych sposobów na szydełko, ponieważ przyjechali monterzy. Mam od wczoraj instalatorów w domu, którzy zakładają nam pompę ciepła. Wkrótce dojdą panele, ale póki co pompa. Będzie to pompa hybrydowa, ponieważ nie opłaca się na mój dom mieć zwykłej. Zużywam za mało gazu. Zatem pompa weźmie ja siebie grzanie domu, a piec podgrzewanie wody. Gdy zaś na zewnątrz będzie za zimno i pompa będzie zużywać za dużo energii elektrycznej, prace przejmie piec gazowy. Komputer będzie określa na podstawie cen gazu i prądu, co się bardziej opłaca. Jeśli gaz będzie drogi to działać będzie pompa. Jeśli gaz spadnie to będzie działać piec.
Urządzenie jest już zainstalowane. Niestety w miejscu naszej pralki. Musimy kupić dłuższy wąż doplywowy i odsunąć pralkę kawałek dalej. 9rzez skośny dach, będzie to oznaczało większe trudności z załadowanie i rozładowanie prania. A także stało tam łóżko połowę, które nie wiem, czy się obecnie zmieści...
Zainstalowane też naczynie przelewowe w miejscu gdzie miałam kosze na pranie. Tym samym nie mam dość miejsca na nie. Czuję, że panowie zaburzyło harmonię jednej mojego zen - pralni. Nie wiem czy to mój autyzm czy nie, ale strasznie nie lubię takich zmian. Miałam fajny system i swój porządek. Czekam aż skończą, abym mogła pomyć podłogi i poukładać po swojemu.
Dziś powinna zostać dostarczona do punktu odbioru paczka, mój aparat. Przybędzie jednak szybciej niż się spodziewałam. Chętnie zabiorę go na spacer do zoo, tak jak mój duży aparat.