dzisiaj nabrałam odwagi...
i stanęłam na wadze. Wreszcie było ciut lepiej ale dosłownie ciut... o 300g. w dół a mogło być w górę więc i tak się cieszę.
Od wczoraj ćwiczę, jak zwykle po 60min. albo rowerek albo rowerek i ćwiczenia. Pilnuję,żeby nie przekraczać 1200kcal. Dzisiaj też rano zaliczyłam ćwiczenia. Może jeszcze wieczorem wybiorę się na aerobik wodny?? Ale to pod dużym znakiem zapytania, bo M. się znów rozchorował i nie wiem,czy go będę mogła zostawić samego. Poczuł się tak źle,że z pracy wrócił już o 10.00. i to nie samochodem a wziął taksówkę, jak na niego, to musiał się naprawdę b. źle poczuć... . Oby do weekendu było lepiej,bo nie wiem co będzie z wyjazdem na święta.... .
może nie jeste źle...
a może się łudzę??... Już nie wiem ,co o tym myśleć... . Waga w miejscu,ale po ciuszkach widzę, że chudnę. A jeśli nie chudnę ,to przynajmniej ciało robi się takie nabite a nie flakowate. Wczoraj wieczorem po tych ćwiczeniach nie mogłam zasnąć. Już to kiedyś miałam, a to znaczy,że ja nie powinnam ćwiczyć wieczorami, bo "budzę się" i w ogóle nie chce mi się spać. Drżą mi ręce, czuję jak mocniej krąży krew, czuję wszystkie mięśnie ... . Jednak gimnastyka to rano a najpóźniej do 16.00. Dzisiaj nie mogę ćwiczyć, bo po szczepieniach nie wolno.Ale jutro rano rowerek.
Dopiero 14.00.a ja już blisko 1000kcal. ale została mi jeszcze sałata z 3 białkami ugotowanymi na twardo ,to się zmieszczę.
dzień zakończony..
z wynikiem 1319kcal.to nie tak źle... zwłaszcza,że zaliczyłam 60min. rowerka stacjonarnego i 30min. lekkiej gimnastyki. W południe trochę się zmartwiłam,bo obiad był bardzo udziwniony i razem ze śniadaniem i kawą stuknęło 920kcal.
Ale do wieczora już niewiele zjadłam. Herbatki Vitex ciągle piję.
Jutro kolejny dzień. Oby pomyślny.
wczoraj nagrzeszyłam ....
ale za to dzisiaj znów się trzymam ... i ja tak mam ..jeden dzień obżarstwo, później wyrzuty sumienia i kolejny dzień pokuta... . Dzisiaj to nawet przemeblowałam sypialnię, a wiadomo, przy okazji, generalne porządki!!! Zajęło mi to 2h.Później kolejne parę godzin w ogrodzie, nie pracowałam ciężko ale miło spędziłam czas na opryskach iglaków przed chorobami grzybowymi. Pogoda dopisała a to była jeszcze ta ważna czynność, której nie zrobiłam. A na koniec udekorowaliśmy lampkami iglaki przed wejściem do domu. Może jutro namówię M. i udekorujemy taras... . Wieczór spędziliśmy z dziećmi na Rynku Krakowskim z kolacją włącznie. Było miło a ja oszczędzałam kalorie na tę kolację sumiennie więc do 16.00. miałam na "koncie " ledwie 270kcal. Herbatki Vitaxu wypite. Jutro zamierzam zacząć ujeżdżać rowerek stacjonarny. Wracam do zdrowych nawyków sportowych.
menu na resztę dnia...
właśnie zjadłam 2 suche tosty (2x65kcal)=130kcal
z 50g. wędzonego halibuta =120kcal
z łyżką ketchupu=17kcal.
i gotuję warzywa 300g (3x38kcal)=114kcal.
na podwieczorek 2jabłka (2x38kcal)=76kcal
czarna kawa
na kolację : parę liści sałaty kolorowej ok 10kcal
1/2małej cebuli=5kcal
30g sera rokpol =((3x35kcal)=105kcal
1/2pomidora=9,5kcal
1łyżka sosu sojowego=10kcal
1/2łyżki oliwy z oliwek =45kcal.
I jak mi się uda ,to tym sposobem zakończę dzień wynikiem 907,5kcal.
Piję jeszcze 2x dziennie herbatkę Vitex . Znów odczucia ... po ubraniach waga leci, a po ważeniu .... waga uparcie stoi w miejscu. Nie mogę się zważyć u sąsiadki ,bo jakoś nie możemy się zejść... . Ale jutro spróbuję . Szczerze, to boję się ważyć, bo jeśli się okaże ,że jednak waga nie kłamie, to się załamię.
no może wczoraj było trochę lepiej...
z jedzieniem... nie było podjadania ,do kawy 4kostki gorzkiej czekolady za 100kcal ale wszystko policzone.
Wieczorem pojechaliśmy z M. do córki, zrobić jej niespodziankę. Ucieszyła się, widzieliśmy,że jest mile zaskoczona, dobrze czasem mieć taką fantazję. Oboje z M. ubraliśy na głowy czapki św. Mikołaja. Kupiliśmy paczkę ze słodyczami i dołożyliśmy "załącznik banknotowy".
Dzisiaj boli mnie głowa, coś ta pogoda tak na mnie źle działa. Od rana wzięłam się za drobne świąteczne przygotowania (porządki mam już za sobą), wstawiłam świeczki do świeczników, wyciągnęłam z szafy dekoracje świąteczne. W niektórych ogrodach ubrane są już choinki ,oświetlone tarasy i balkony. Też już tak chcę. I udało mi się namówić M. żebyśmy to zrobili w nadchodzący weekend. Zwłaszcza,że pogoda będzie znośna. A pamiętam,jak w ubiegłym roku w mroźną sobotę przypinaliśmy 500szt lampek na tarasie i ręce drętwiały z zimna,więc może w tym roku będzie przyjemniej ,a później to niech nawet piękny śnieg popada.
Na święta wyjeżdżamy do Zakopanego, zabieramy ze sobą psiaka, córkę i zięcia. Dzieci też się ucieszyły takim pomysłem. To będzie moja pierwsza w życiu wigilia i święta poza domem.Ciekawa jestem jak będzie i czy będzie to pierwszy i ostatni raz ,a może nam się to spodoba??
Wracam do tematu dietki...
na śniadanie zjadłam galaretkę drobiową ,większa porcja za 150kcal. parę liści różnych sałat , pół cebuli to szystko polane łyżką sosu sojowego . =40kcal ,kawa z ml.0,5%=20kcal.
Na drugie śniadanie sok pomidorowy 330lm =80kcal.
Ciekawe jak wytrzymam resztę dnia....
załamka na całego...
nic się nie dzieje, waga za miast w dół to ciągle rośnie!!! Już jest 75,8!!!!!! ja się zastrzelę!!!! Weekend nie był taki zły, nawet nie specjalnie przesadziłam z dietką. Wczoraj dzielnie się trzymałam aż do odwiedzin koleżanki i skończyło się na tiramisu i firmowym!!! Zato do domu wracałam pieszo ok 8km. ale waga jest nieustępliwa i nic nie chce odpuścić.
A dzisiaj..... do tej pory mam 505,5kcal. na obiad będzie sałata z wędzonym halibutem 100g.=263kcal do tego 1 korniszonek , pół papryki i pół cebuli. Popiję to sokiem pomidorowym. Po ubraniach widzę,że chudnę, nie mam brzucha i biodra trochę się "spłaszczyły" nie sterczą schabiki, ale waga pokazuje ,że tyję!!Jakiś miesiąc temu stanął na niej zięć ,podskoczył ,może ją popsuł!!!!???? Może ona jest zepsuta?? Mam taką nadzieję.
Może jutro będzie lepiej. Jestem też zła, bo mam okres i nie mogę pójść na basen ani na aerobik wodny,na rowerek też mi się nie chce siąść.... ogólnie klapa i kicha i w ogóle koszmar.
załamka na całego...
nic się nie dzieje, waga za miast w dół to ciągle rośnie!!! Już jest 75,8!!!!!! ja się zastrzelę!!!! Weekend nie był taki zły, nawet nie specjalnie przesadziłam z dietką. Wczoraj dzielnie się trzymałam aż do odwiedzin koleżanki i skończyło się na tiramisu i firmowym!!! Zato do domu wracałam pieszo ok 8km. ale waga jest nieustępliwa i nic nie chce odpuścić.
A dzisiaj..... do tej pory mam 505,5kcal. na obiad będzie sałata z wędzonym halibutem 100g.=263kcal do tego 1 korniszonek , pół papryki i pół cebuli. Popiję to sokiem pomidorowym. Po ubraniach widzę,że chudnę, nie mam brzucha i biodra trochę się "spłaszczyły" nie sterczą schabiki, ale waga pokazuje ,że tyję!!Jakiś miesiąc temu stanął na niej zięć ,podskoczył ,może ją popsuł!!!!???? Może ona jest zepsuta?? Mam taką nadzieję.
Może jutro będzie lepiej. Jestem też zła, bo mam okres i nie mogę pójść na basen ani na aerobik wodny,na rowerek też mi się nie chce siąść.... ogólnie klapa i kicha i w ogóle koszmar.
drugi dzień grudnia...
i to jeszcze weekendowy!!!! Całe pół dnia spędziłam w Krakowie, M. szukał dla siebie nowych koszul , swetra itp. Zaliczyliśmy nowe centrum przy dworcu, wszystkie okoliczne sklepy z męskimi ubraniami... . Skończyło się obiadem w chińskiej restauracji. OOOjjj !! nawet nie wiem,jak policzyć kalorie. Ale oprócz śniadania, małej galaretki grobiowej za 64,5kcal i kawy nic dzisiaj nie jadłam, to może się zmieściłam?? Na kolację jeszcze sałatka grecka i lampka wina. Może nie przkroczę 1500kcal. a jeśli to co!!?? Jutro nadrobię.
na aerobiku.
wodnym było super. Przyznaję uczciwie, nie miałam ochoty jechać, zwłaszcza,że córka zadzwoniła o 19.45 ,że jeszcze jest w pracy i nie skorzysta z basenu. Mordowałm się z własnym leniem do granic wytrzymałości. Pierwszy aerobik był o 20.00. nie pojechałam drugi o 20.45 a ja jeszcze o 20.15 nie byłam zdecydowana ale za to potwornie zła na sibie,że mój leń mną rządzi a nie zdrowy rozsądek i dyscyplina. W końcu zdecydowałam,że jeśli nie pojadę to będę mieć zmarnowany cały wieczór i noc, bo wyrzuty sumienia mnie wykończą!!! Spakowanie i wyjście z domu zajęło mi 10min. Samochodem, droga zajęła mi 15 min i już gotowa i szczęśliwa byłam na basenie. Cyrki okropne!!! Ćwiczenia super, prowadząca też, babeczki w różnym wieku, małolaty i panie grubo o 40.. a na dużym basenie ciekawscy panowie. Zamiast pływać cały czas gapili się na nas ..... jakieś dzikusy czy co??
Przyjemnie zmęczona wróciłam do domu. Spałam jak niemowle. Obudził mnie dzwonek do drzwi o 6.46. to mój M. wrócił wreszcie do domu. Oj jak mi go było żal. Ledwie stał na nogach ... i co zrobił... wykąpał się, wypił herbatę i pognał do pracy!!!!
A wieczorem zmordowany, musiał jeszcze przyjąć od córci ,zięcia i żony życzenia imieninowe ,zjeść kawał pysznego sernika i kremu czekoladowego. Wytrzymał, ja też. Przed nami weeked, może uda się M. zregenerować siły. Pochwalę się,że ja nie zjadłam ani ksztyny słodkości. Może to te herbatki Vitax'u tak na mnie działają??