dzień zaczęłam ...
ambitnie.... 30min rowerka, 30min gimnastyki w tym oczywiście brzuszki. Później kąpiel, balsamiki, maseczki itp. śniadanie:
120g. tuńczyka w sosie własnym, pół cebuli ,2 korniszonki i 2 kromki pieczywa tostowego. Do tego melisa.
Zaraz ruszam na długi marsz, tj 90min. nie licząc czasu na robienie zakupów, te 90min. to już droga powrotna do domu.Plany na obiad:
200g koskti z kalmara uduszonej z 1/2 puszki krojonych pomidorów. Do tego surówka z białej kapusty i marchewki z małą łyżką majonezu light.
Na resztę dnia nie mam pomysłu. A ten cały mój zapał na poranne ćwiczenia wziął się z nieprzespanej nocy. Śniły mi się pudelki, białe i czarne, małe i duże... . M. też się kręcił .Ale co się dziwić, wczoraj +9stopni ,deszcz i wiatr a dzisiaj rano -2stopnie i gęsta mgła.
Uciekam,bo muszę jeszcze spakować plecak a o 10.00. wymarsz. Dobrze ,że mam taką nawiedzoną jak ja sąsiadkę i my tak razem po tej wsi pedałujemy. Samemu byłoby smutno i dłużyłaby się droga okropnie.
koniec weekendu...
jakoś mi idzie to odchudzanie. Co prawda jeszcze się nie ważyłam od Nowego Roku, ale pilnie liczę kalorie to mam nadzieję na łaskawość wagi w piątek.
Zakupy spożywcze zrobione....i znów smutno,jak mijaliśy w Tesco półki z karmą dla psiaków... . Ale już za tydzień będzie z nami Bazyl.
Pół dnia spędziłam dzisiaj przy internecie szukając odpowiednich akcesoriów do pielegnacji szczeniaczków. Ostatecznie zamówiliśmy nowe legowisko, nożyczki (dwie różne pary), gąbkę i sprey do pielęgnacji zębów... .A wczoraj do południa czas minął nam (mi i M.) w księgarniach w Krakowie. Szukaliśmy różnych poradników o wychowaniu, pielęgnacji i żywieniu szczeniaczków. Przecież ostatnio szczeniaczka mieliśmy ponad 14 lat temu. To pewnie jak z dziećmi, nie pamięta się po dłuższej przerwie ,jak to było z tymi pieluszkami, karmieniem czy kąpielą. .... . Po powrocie do domu wyrywaliśmy sobie książki (6szt.) z rąk. Czytaliśmy i wymienialiśmy się informacjami ,często zaskoczeni ,że właśnie tak a nie inaczej należy postępować z pieskiem... .
No tak ale to pamiętnik o odchudzaniu a nie forum o pieskach.... .
Dzisiaj dzień zamknęłam w 900kcal. a była i chińszczyzna i wytrawne wino. Dobrze się sprawuję. A ponieważ skończyły mi się też "babskie dni" to jutro ostra gimnastyka. Na początek rowerek i ćwiczenia z taśmą ... .
Zobaczymy ,czy dam radę.... .
pogoda okropna....
i moje samopoczucie też.... nie wkładam zupełnie serca w to całe zamieszanie z dietą... nie umiem się skupić, zebrać myśli.
Mimo deszczu i wiatru byłam na "marszowym spacerze" całe 90min. mokra i zziębnięta wróciłam do domu.
Liczę kalorie ale chyba bardziej z przyzwyczajenia niż w wiarę w ich działanie.
Sama siedzę w domu, jest mi smutno, jeszcze niedawno to Junir dotrzymywał mi towarzystwa. Szczekał na każdy dzwonek do drzwi, przybiegał,żeby go pogłaskać, przynosił piłki i prowokowaj do zabawy a teraz..... nic, cisza ,pustka i smutek. Jeszcze po kątach leżą jego gumowe piłeczki, jeżyki, kości. .... .Może Bazyl wniesie radość do naszego domu. Może sprawi ,że znów zaświeci słońce, zmusi mnie do zabawy, będę musiała przecież poświęcać mu dużo czasu.... . Nie mogę się doczekać ,kiedy po niego pojedziemy. A to dopiero 16.01 i to po 20.00. strasznie daleko ,długo i późno... .
kolejny dzień...
też uważam za udany... zrealizowany spacerek 90min. nawet szybki marsz. Odkryłam dzisiaj inną drogę, mniej ruchliwą i nie po asfalcie, bo jednak ciężko się idzie po takiej twardej nawierzchni.
Nie przekroczyłam 1000kcal. Wypiłam "wiadro "wody z cytryną .Na sprzątanie łazienki poświęciłam całe 60min. lśni, pachnie i ile kalorii spalonych jednym słowem nie leżałam plackiem na kanapie.
Obiad dla M. ugotowany, czekam aż wróci z pracy. Wyprałam po piesku spanko, kocyk. .....nie mogę się doczekać przyjazdu Bazyla. Boję się ,że sobie nie poradzę. Że zacznie się w nocy wstawanie i wychodzenie na dwór a przecież to nie lato.... . Ale z drugiej strony bardzo się cieszę na tego nowego psiaka, myśl o nim łagodzi ból po stracie Juniora. Już mogę go wspominać ze spokojem, już nie płaczę na samą myśl o nim. Już jest lżej, już umiem go wspominać z radością, umiem tęsknić ale i cieszyć się wspomnieniami o nim... . Myślę,że Bazyl też będzie z nami szczęśliwy.
kolejny dzień...
też uważam za udany... zrealizowany spacerek 90min. nawet szybki marsz. Odkryłam dzisiaj inną drogę, mniej ruchliwą i nie po asfalcie, bo jednak ciężko się idzie po takiej twardej nawierzchni.
Nie przekroczyłam 1000kcal. Wypiłam "wiadro "wody z cytryną .Na sprzątanie łazienki poświęciłam całe 60min. lśni, pachnie i ile kalorii spalonych jednym słowem nie leżałam plackiem na kanapie.
Obiad dla M. ugotowany, czekam aż wróci z pracy. Wyprałam po piesku spanko, kocyk. .....nie mogę się doczekać przyjazdu Bazyla. Boję się ,że sobie nie poradzę. Że zacznie się w nocy wstawanie i wychodzenie na dwór a przecież to nie lato.... . Ale z drugiej strony bardzo się cieszę na tego nowego psiaka, myśl o nim łagodzi ból po stracie Juniora. Już mogę go wspominać ze spokojem, już nie płaczę na samą myśl o nim. Już jest lżej, już umiem go wspominać z radością, umiem tęsknić ale i cieszyć się wspomnieniami o nim... . Myślę,że Bazyl też będzie z nami szczęśliwy.
czas zacząć.....
NOWY ROK ,nowy dzień, nowe życie....
Wczoraj wyczyściłam lodówkę z wszelkich pokus!! Wszystko wylądowało w wiaderku i zostało oddane sąsiadom dla zwierząt domowych... . Nie ma słodyczy ,ciast, sałatek z majonezem ... . Mam dość wyjadanie w myśl zasady"szkoda,żeby się zmarnowało"... nie zmarnuje się ,zjedzą zwierzaczki. Niech im w biodra idzie .
Wczorajszy dzień uważam za udany... . Skromne jedzonki i długi marsz 10km!!! (po asfalcie). Nóżki bolały, bo nie miałam na nogach odpowiednich butów a w takich na obcasach to się źle maszeruje. Ale zawzięłam się!!
Dzisiaj rano wypiłam herbatkę ziołową. Zjadłam kanapkę z 2kromek chleba posmarowaną łyżką serka "piątnica"z chrzanem, z plasterkami pomidora i salami. Później policzę ile to będzie kcal ale myślę,że ze 250 to będzie. Wypiłam kawę .Zaraz idę na kolejny długi marsz.Przy okazji w drodze powrotnej zrobię zakupy. Na spacerze będę wymyślać, co ugotuję sobie na obiad. W każdym razie wracam do zasady,żeby ograniczyć węglowodany do 1 porcji dziennie.
NOWY ROK...
pierwszy dzień NOWEGO ROKU, obiecuję sobie ,że w tym roku osiągnę wymarzoną wagę 65kg.
Już dzisiaj rano zaczęłam dzień od herbatki ziołowej. Później śniadanie: po łyżce 3 różnych sałatek (śledziowa, tradycyjna i kurczak z ananasem i ryżem). Teraz kawa. Na obiad zupa-krem z kapusty włoskiej. Dużo wody, herbatek ziołowych.
Obowiązkowo 3x w tygodniu ćwiczenia to minimum!!!
Trochę refleksji..... miałam o tym nie pisać, bo jakoś nie mogłam w ogóle o tym nawet myśleć,... . Ale może jak to z siebie wyrzucę to będzie mi lżej.
Święta spędziłam z najbliższymi mi osobami w górach. Było cudownie, lekki mrozik, śnieg, dużo spacerów mało obżarstwa. Wszyscy zadowoleni, nawet mój ukochany czworonożny przyjaciel. Biegał, skakał z radości, uwielbiał smacery, nowe miejsca, wyjazdy ,podróże.... . Ale to były jego ostatnie święta. 27.12.2006.skończył 14,5lat. a 28. dopadł go wylew. W ciągu paru godzin zamienił się w "warzywo", całkowity bezwład ciała, .... leżał biedaczek na swoim posłaniu, nawet nie jęczał. Ruszał tylko łbem, powietrze łapał otwartym pyskiem jak ryba wyciągnięta z wody.... i tylko to trzeźwe ,pełne bólu spojrzenie czarnych ślepek... . Zawieźliśmy go do weterynarza ale nie było dla niego ratunku. Musieliśmy go uśpić. ..... . Spędził z nami całe swoje długie psie życie. Był radosny, taki wesoły ale i łobuziak też z niego niezły... . Wspominamy go jeszcze ze łzami w oczach, ale dobrze wspominamy. Pociesza mnie myśl,że nie cierpiał, że nie umierał ze starości ,że wszystko stało się tak nagle, że nie musiałam patrzeć jak niedołężnieje. Wczoraj o północy wystrzeliliśmy dla niego 12 fajerwerków. Jego miejsce zajmie już wkrótce nowy psiak. Wczoraj oglądaliśmy miot. Już wybrany i zapłacony. Ale jeszcze jest za mały,musimy na niego poczekać 2 tygonie. Życzę Bazylowi,żeby przeżył z nami tyle pięknych lat co Junior w naszej rodzinie ,w zdrowiu i radości.
dzisiaj troszeczkę sypnął śnieg...
ale może trwało to 5min.śladu po nim nie ma. Wczoraj piekłam pyszne kruche ciasteczka na wyjazd. Córka pomagała je lukrować. Postawiłam w koszyczku na stole,żeby przestygły. ...Wrócił M. z pracy i nie wiedząc,że to ciastka w podróż, zjadł ponad połowę!!!! Dzisiaj dokończył i jutro czeka mnie pieczenie kolejnej porcji.
Ale nie piszę tego ,żeby narzekać, tylko śmiać mi się z tego chce, ... . Tak jakoś nie świątecznie u mnie. nie ma tych wszystkich zapachów pieczonych ciast , gotowania i smażenia ryb... . EEE co tam, w przyszłym roku może znów zrobię święta w domu.
Co z dietką... liczę, ćwiczę, ... .Po świętach pewnie waga znówpokarze więcej. Ale przede mną nowy rok, to będą i noworoczne postanowienia... . Będzie lepiej .
ŻYCZĘ WAM ,DROGIE VITALIJKI RADOSNYCH , PIĘKNYCH I RODZINNYCH ŚWIĄT.
już bliżej świąt...
dzień zaczęliśmy od zdjęcia kręgosłupa... wynik będzie w poniedziałek po południu ale już z opisem. M. ciągle się skarży,że go boli, łyka tabletki... . Może przejdzie.
Później pojechaliśmy do Castoramy i kupiliśmy choinkę i światełka na taras. Zaliczyliśmy też Rynek Krakowski, 50g prażonych orzechów, mniammmm ale dużo kalorii!!!A po powrocie do domu udekorowaliśmy taras i iglaki przed wejściem do domu kolorowymi światełkami. Psiak z okazji wyjazdu w góry na święta ,dostał kubraczek ,żeby się nie przeziębił. Już go dzisiaj nosił,śmiesznie w nim wygląda, nie lubi go ubierać, szarpie i próbuje zdjąć. Ale już na podwórku nie zwraca uwagi na to ,że jest ubrany ... chyba mu w tym ciepło,bo się nie trzęsie i długo i chętnie nam towarzyszył na podwórku.
Jakoś tak dziwnie się czuję, nie przygotowując świąt w domu. Najczęściej mieliśmy gości u siebie, cała ta bieganina, gotowanie, sprzątanie, szykowanie ...a w tym roku tak jakoś spokojnie... może to polubię, albo się okaże,że pierwszy i ostatni raz tak spędzę święta.
Prezenty już prawie mam... córce kupiłam komplet biżuterii ze srebra ,zięciowi karnet na basen (z doładowaniem) i jakiś suplement diety "tiger" coś na wzmocnienie. Chodzi biedak na siłownię, męczy się to niech ma... . I oczywiście problem z prezentem dla M. Może kołowrotek ,jakiś ładny, markowy... . Zupełnie nie mam pomysłu. Zwłaszcza,że M. tak trudno zadowolić, ....On nie uznaje prezentów "na odczep się".. skarpetki, koszula itp.. . Książkę sobie ostatno sam kupił, pomyślałam,że może nowy kołowrotek będzie ok. Może w sklepie mi doradzą, jaki kupić. Mam nadzieję dokończyć zakupy w poniedziałek. .... Dietka?? nie jest źle, po świętach zaczynam powtórkę z herbatką Vitaxu.
No i znów ...
parę deko mniej. Wczoraj byłam wieczorem na aerobiku wodnym. Warto było, sporo kobiet w różnym wieku chodzi na zajęcia. Nie zawsze nadążam za panią instruktorką ale się nie przejmuję. Najtrudniej jest mi utrzymać równowagę w wodzie . Wróciłam do domu po 22.0. M. już spał. Oj coś źle się ciągle czuje, leki nie pomagają . Z korzonkami czy kręgosłupem nie jest tak,że ból zniknie z dnia na dzień. Oby do świąt się lepiej poczuł, bo nie wiem co będziemy robić w tym Zakopanem, jak M. będzie taki cierpiący.
Jeszcze nie zjadłam śniadania, piję herbatkę .Dzisiaj ostatnie saszetki ale już kupiłam kolejne. Mi służą, może to właśnie one ruszyły moją wagę.
Idę poczytać. Trochę się wyciągnę ,zrelaksuję i pomyślę,co przygotować do jedzenia.