Wieloryb wśród szprotek.
Wczoraj oglądałam zdjęcia z urodzin moich bratanic i jestem po prostu załamana. Wyglądam na nich jak wieloryb wśród szprotek. Niby człowiek zdaje sobie sprawę jaki jest ogromny, ale gdy zobaczy konkretne dowody to robi mu się niezbyt wesoło. Strach pomyśleć jak musiałam wyglądać, gdy było mnie 20kg więcej. Czasami takie momenty choć dla nas przykre uświadamiają co robimy ze swoim życiem i motywują do dalszej pracy. Nie chcę i nie poddam się. Będę robić wszystko, żeby być szprotką.
Jestem tłustym prosiakiem jednak będę wyginać szyję, żeby zostać pięknym łabędziem i chociaż może nigdy nim nie zostanę, ale będę próbować, chociaż wiem, że jeszcze bardzo długa droga przede mną.
Spotkanie z Xboxem
Ćwiczył ktoś z Was z Xboxem? To wie, że to wcale nie jest takie łatwe jakby się wydawało. Ja wczoraj spróbowałam i dzisiaj czuje się jakby walec po mnie przejechał. Od dłuższego czasu staram się ćwiczyć codziennie więc wydawało mi się, że moja kondycja nie jest taka najgorsza. Niestety byłam w wielkim błędzie. Wniosek nasuwa się jeden, jeszcze bardziej muszę się skoncentrować na ćwiczeniach, żeby poprawić swoją wydajność.
Idę jeszcze raz zmierzyć się z programem fitnes na Xboxie może dzisiaj będzie lepiej.
Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli.
Ach te powroty!
Postanowiłam znowu odwiedzić Vitalię. Dowiedzieć się co tam słychać u innych. Jak widać na pasku przekroczyłam granicę swoich możliwości, bo w marcu dobiłam do 145kg. Wyglądałam strasznie i czułam się sama ze sobą nie najlepiej. Czarę goryczy przelał mały wypadek, chociaż mimo swych niezbyt miłych konsekwencji okazał się dla mnie światełkiem w tunelu. Pewnie jesteście ciekawi co to był za wypadek, że odwrócił moje życie o 180 stopni. Wstyd się przyznać, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Przy słaniu łóżka złamałam jego ramę i to był mój gwóźdź do trumny. Facet, który je później naprawiał pocieszał mnie, że każdemu mogło się zdarzyć, nawet dużo lżejszej osobie, bo w ramie był sęk, więc rama i tak by pękła. Jednak dla mnie było to marne pocieszenie. Poczułam się jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany. W końcu dotarło do mnie, że muszę się ogarnąć, bo moje życie będzie kupką potłuczonych skorup, a ja nie będę mogła spokojnie patrzeć w lustro. Jak postanowiłam tak zrobiłam i od 19 marca znowu jestem na diecie i do tej pory udało mi się zrzucić 20 kg. Przez cały czerwiec nie udało mi się schudnąć prawie wcale, chociaż założyłam sobie chudnięcie 5kg na miesiąc. Mam nadzieję, że w lipcu będzie lepiej. Postaram się zaglądać częściej i uaktualniać wpisy.
Muszę nabrać dystansu
Nie było mnie kilka dni, bo musiałam się zdystansować. Doszłam do wniosku, że nie mogę i wcale nie muszę wszystkim pomagać. I tak wszystkim nie uda mi się pomóc. Jestem osobą, która zbyt szybko angażuje się w problemy innych, a zupełnie zapomina o sobie. Może przemawia przeze mnie egoizm, ale czasami lepiej nie dać się trzeba to powiedzieć wprost wykorzystywać.
Muszę też przestać przesiadywać tyle czasu na Vitalii. Nie pomyślcie, że jestem niewdzięczna za Wasze wsparcie, ale postanowiłam ten czas przeznaczyć na ćwiczenia. Waga stoi, więc trzeba ją jakoś popchnąć. Może pomoże zwiększona dawka ruchu, a na pewno nie zaszkodzi. Będę w miarę możliwości zaglądać jak najczęściej i pisać co nowego u mnie, ale nie będę tego robić codziennie. Odchudzanie całkowicie zawładnęło moim życiem, a to chyba nie na tym polega. Wszystkie inne sprawy zeszły na drugi plan, choć też są ważne. Bardzo chcę schudnąć, ale nie chciałabym przy tym zatracić samej siebie. Trzymam kciuki za wszystkie bliskie mi Vitalijki i serdecznie pozdrawiam.
Kupiłam sobie trochę wiosny.
Słońca jak na lekarstwo, do wiosny daleko, więc, żeby poprawić swój humor zrobiłam sobie prezent. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. To taka niespodzianka, żeby najbliższy tydzień nabrał chociaż trochę koloru i radości.
Dieta idzie trochę opornie, ale staram się trzymać dzielnie. W duszy niby raj, ale sukcesów jak nie widać, tak nie widać. Chciałabym, żeby w końcu coś się ruszyło na pasku. Chyba trzeba uzbroić się w wiekszą cierpliwość. Będzie ciężko, bo niestety nie jest to moja najmocniejsza cecha. Pozdrawiam wiosennie i trochę smętnie.
Plany weekendowe
na razie nie mają szans na realizację. Deszcz leje tak, że nawet do pobliskiego sklepu nie chce mi się wyjść. Niestety będę jednak musiała to zrobić, bo w lodówce zrobiły się pustki. Chociaż nie jest tragicznie, bo światło, cytryna i jajka są, więc można będzie jakoś przeżyć. Może w ramach tego deszczowego weekendu nadrobię zaległości w lekturze. Ostatnio jakoś nie miałam czasu i zbytniej ochoty zatapiać się w czytaniu, więc uzbierał się spory stosik. W jakimś programie słyszałam, że w Polsce tylko 17% kupuję książki, więc ja na pewno jestem w tej siedemnastce. Naprawdę jestem namiętną maniaczką kupowania książek. Mam ich tyle, że zaczyna mi brakować miejsca na inne bibeloty.
Dieta jak na razie ok. Waga też, nawet się trochę zmieniła, ale nie będę jej zmieniać na pasku. Poczekam z 2-3 dni aż naprawdę wszystko wróci do normy i wtedy ją uaktualnię. Pozdrawiam i życzę, żeby Wasz weekend był bardziej pogodny niż mój.
Dziewczyny przetrwałam dzisiejszy dzień
bez kolejnej katastrofy. Jutro niestety zaczyna się weekend, a więc witaj słodkie nic nierobienie, które niestety sprzyja uleganiu pokusom. Może uda mi się wyskoczyć na miasto, chociaż nie wiem czy ten plan wypali, bo już teraz słyszę jak deszcz wali w szybę, a podobno pogoda przez najbliższe dni ma być pod zdechłym azorkiem, jakby do tej pory była cudowna. Nie ma chyba wielu gorszych rzeczy od załatwiania spraw w strugach zimowego deszczu. Może chociaż wybiorę się do kina, żeby jakoś zapełnić sobie dzień. Niedaleko to może tak strasznie nie zmoknę. No dobra koniec smęcenia, dobranoc dziewczyny.
Wieczorny napad głodu
zaprzepaścił prawie dwa dni trzymania się ustalonych wytycznych tzn. diety i ćwiczeń. Dawno już nie miałam tak intensywnego napadu. Nie wiem skąd się wziął właśnie teraz, bo ani nie przeżywam stresowych sytuacji i wszystko ogólnie jest w porządku, a tu takie coś. Miałam nadzieję, że po tak długiej kuracji odchudzającej takie momenty mam za sobą. Odżywiam się racjonalnie i jem 5 posiłków dziennie, dużo pije, a tu taka koszmarna akcja. Może niektóre z was miały/mają podobny problem, więc wiedzą jak to jest. To wyglada trochę tak jak napad u bulimiczki z tą różnicą, że ja nie stosuję środków przeczyszczających, żeby pozbyć się tego wszystkiego co zjadłam w czasie takiego napadu. Przychodzi nagle i jest bardzo trudny do opanowania. Jem wtedy dosłownie wszystko co mi wpadnie w ręce. Wczoraj zaczęłam od czekoladowych cukierków, a skończyłam na kanapkach z żółtym serem, wędliną i majonezem. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że żadnego z tych produktów nie jadłam od 3 miesięcy i wcale za nimi nie tęskniłam. Co dziwniejsze w święta zjadłam odrobinę sałatki jarzynowej z majonezem po, której rozbolała mnie wątroba, więc uznałam, że lepiej więcej nie będę kusić się na coś co mi szkodzi. W czasie napadu wyłącza się zdrowy rozsądek i jesteś jak tornado, niszczysz wszystko na co tak ciężko pracowałaś i nie jesteś w stanie przeciwstawić się temu żywiołowi. Mam nadzieję, że był to jednorazowy atak i dzisiejszy dzień i następne miną spokojnie, bo nie chcę znowu zaprzepaścić tego co osiągnęłam przez te ostatnie miesiące.
116 kg i irokez na głowie.
Zdjęcie wyszło średnio, bo robiłam je sama, nie było nikogo pod ręką kto chciałby zabawić się w fotografa. Sorry, że nie jest kolorowe, ale poprostu nie przepadam za nimi, wolę czarno-białe lub sepiowe. Irokez też mało widoczny, ale jest musicie uwierzyć na słowo (strasznie trudno samej zrobić sobie dobre zdjęcie z boku). Wczoraj wyszłam prawie w siódmym niebie od mojego fryzjera. To on namówił mnie na taką fryzurę. Tworzymy zgrany duet, on wymyśla, a ja akceptuje jego pomysły.
Z nową fryzurą i pełna optymizmu
wzięłam się za realizację swoich postanowień. Menu na dzień dzisiejszy i jutrzejszy ułożone i skarbonka jak na razie pusta, więc jest się niby z czego cieszyć. Jednak mimo, że się zmobilizowałam to nadal czuję na szyi oddech porażki. Mam nadzieję, że taki stan nie będzie towarzyszył mi przez całe życie. Ach te pokusy krążą i krążą nade mną jak jakieś sępy. Muszę bardziej skoncentrować się na swoich założeniach i lepiej planować sobie rozkład dnia to nie będzie czasu na myślenie o jedzeniu.