Dzień dobry.
Temat wydaje się trochę odrębny, ale wbrew pozorom jednak powiązany z odchudzaniem.
Dla mnie moda w chwili przybrania na wadze się w pewnym sensie skończyła. Przestawiłam się na tryb- jestem gruba i tak w niczym nie będę wyglądała dobrze, no to po co się starać. A to nie jest tak, że nie lubiłam kupować ubrań. Lubiłam. Ale w pewnym momencie zaczęłam chodzić na zakupy/ kupować przez internet rzeczy na dawną mnie. I im przepaść rosła (ja bardziej oddalałam się od rozmiaru XS) tym więcej robiło się takich rzeczy. Bo ciągle miałam w głowie "O jakie fajne spodnie, idealne. To kupię mniejsze, bo przecież w obecnym rozmiarze to chwilę pochodzę, schudnę i będą za duże, szkoda kasy" I mając rozmiar L nadal myślałam na zasadzie "przecież zaraz schudnę, nie będę kupować ubrań w tym rozmiarze, to stan przejściowy" I tym sposobem miałam tyle ubrań, że akurat starczało, żeby mieć czyste, ale na jakąś zabawę modą czy na chodzenie w czymś w czym czuje się dobrze i kobieco nie było miejsca. Zrobił mi się taki podział
fajna rzecz- "o to kupię sobie w małym rozmiarze"
coś taniego- "dobra niech będzie, w czymś muszę chodzić"
Więc czułam się grubo, nieatrakcyjnie, chciałam szybko od tego uciec, ale jakoś nie wychodziło. Do dzisiaj nie wyszło. No i wiecie co? Częściowo właśnie dlatego. Żeby zmienić coś w swoim życiu trzeba siebie polubić, tu i teraz, a nie za x kg czy z innym charakterem itd. A to nie jest takie proste. Ale o tym innym razem, bo i tak pewnie będzie przydługi ten wpis ;)
W każdym razie długo dojrzewałam do stwierdzenia- "tak, jestem gruba, jakiś czas będę gruba, bo praca nad tym wymaga czasu i muszę żyć tą chwilą a nie jakimiś wyobrażeniami przyszłości. Więc teraz idę do sklepu, kupuję ubrania w odpowiednim rozmiarze i ogarniam moją szafę" I zaczęłam kupować to co mi się podobało i na mnie pasowało. Na początku całkiem bez głowy. Podoba mi się- biorę. Dopiero niedawno wykiełkowała mi myśl o szafie kapsułowej. I to był strzał w dziesiątkę.
No i właśnie
SZAFA KAPSUŁOWA Z MOJEJ PERSPEKTYWY
1) Wyciągam z szafy wszystkie ubrania. (a przepraszam jeszcze punkt wcześniejszy- wyłączam sentymenty- dopiero teraz wyciągam z szafy wszystkie ubrania) Segreguje je na trzy kupki. Rzeczy które noszę bardzo często i lubię. Rzeczy które niby lubię, ale w sumie noszę sporadycznie i rzeczy z przysłowiowego dna szafy, zapomniane i raczej nigdy nie noszone.
2) Przyglądam się sobie Pierwsza kupka to rzeczy w których z jakiegoś powodu czuje się dobrze. Pasują do mnie krojem, kolorem, stylem, wyglądam w nich dobrze. I to taka baza szafy kapsułowej. Powinnam trzymać się rzeczy o takich cechach. Drugą kupkę przeglądam pod kątem co mi w danej rzeczy nie pasuje, że wkładam ją niechętnie. U mnie na przykład okazało się, że niechętnie sięgam po bluzki o krótszym kroju, odcinane pod biustem, ze zbyt krótkim rękawkiem i w niektórych kolorach. No i jeszcze było kilka rzeczy których nie nosiłam zbyt często, bo nie miałam z czym. U mnie problemem było to, że miałam za dużo bluzek z napisami, wzorkami itd, a mało rzeczy basicowych, które swoją drogą długo uważałam za niewarte uwagi i nudne. Szafa kapsułowa odwróciła moje zdanie w tej sprawie o 180 stopni. Doceniłam zabawę dodatkami i możliwość zestawiania z wieloma rzeczami, jakie daje taki basicowy ciuch. Jeśli chodzi o trzecią kupkę to tutaj trzeba się wyzbyć wszelkich sentymentów. Skoro nigdy danej rzeczy nie założyłaś, to nie założysz. Do sprzedania albo oddania. Bez dyskusji.
Z każdej kupki jeszcze wyłowiłam rzeczy które aż same o to prosiły- zbyt zniszczone, zmechacone, pozszywane, o straconym już dawno fasonie itd. Do wywalenie. Nie ma, że będę nosić po domu. Po pierwsze ciuch "po domu" też jakoś wyglądać musi. Po drugie ile można ich mieć? U mnie okazało się, że całą masę. No i znowu ostra selekcja- zostały rzeczy w najlepszym stanie. 4 koszulki, 2 pary spodni, jedne spodenki, bluza. Koniec.
Z mojego przyglądania się sobie wyłoniła się paleta barw podstawowych w których czuje się dobrze i na których buduję moją szafę.
U mnie to niebieski we wszystkich wydaniach, ciemne zielenie (absolutnie nie kolory jaskrawe), szary, czarny, biały i jak ja się śmieję "zabity róż"
Tutaj moje koszulki
I jak widać wkradają się kolory poza podstawową paletą- np mocno różowa koszulka, którą uznałam za fajną na lato. Ale chodzi o to, żeby mieć bazę rzeczy, które z zamkniętymi oczami ze sobą zestawisz. Ja lubię spódnice z różnymi wzorkami, spodnie moro, letnie spodnie z motywem kwiatowym. Ale tu zawsze był problem, przy mojej niechęci do basicowych koszulek, z czym je w ogóle nosić. I najczęściej rano wybór padał na zwykłe jeansy i koszulkę. I mając więcej rzeczy niż teraz, nosiłam mniej kombinacji, bo szafa dawała mi małe możliwości. W dodatku ciągle robił mi się w niej bałagan (a ja jestem szafową pedantką- muszę mieć poukładane- więc ciągle robiłam "generalnie porządki") bo szukając rano jakiegoś zestawu, musiałam kombinować, przewalać wszystko.
Jakie cechy mają rzeczy w mojej szafie kapsułowej
1) Punkt oczywisty- pasują do mnie, czuję się w nich dobrze, wyglądam dobrze.
2) Mogę każdy dół w ciemno, nie patrząc nawet do szafy, zestawić z co najmniej kilkoma elementami góry (i odwrotnie- każdą górę, z dołami)
3) Mogę w każdej chwili dobrać zestaw na odpowiednią okazję. Nie ma paniki "nie mam się w co ubrać" Mogę w kilka chwil być gotowa na wyjście do pracy, wyjście ze znajomymi, imprezę bardziej czy mniej elegancką, rozmowę o pracę itd.
Jak zaplanować zakupy i kupować.
1) Dojście do porozumienia z kolorami. Ach jak mi się podobają żółte, jesienne kolory. Zawsze jak widzę rzecz w takim kolorze to od razu bym mierzyła. Ale muszę postawić sobie sprawę jasno- w żadnym z tych odcieni nie czuję się/nie wyglądam dobrze. I faktycznie nie wkładam ich zbyt chętnie. Pozbyłam się z szafy żółtego sweterka, złotej bluzki w której byłam po prostu trupio blada (i tak mam bladą cerę), fioletu który niestety "robi ze mnie starą babę", karmelowych brązów w których też wypadam blado, czerwieni (mogę sobie pozwolić tylko na ceglastą czerwień albo na czerwone doły- mam czerwone spódnice- są daleko od twarzy i mogę je śmiało nosić) Odpadają wszelkie beże. Biały tylko śnieżno-biały lub idący w kierunku szarości. I nauczyłam się tego trzymać na zakupach. Jeśli coś do mnie nie pasuje kolorystycznie, to nawet najpiękniejszy krój mnie nie przekona.
2) Samo planowanie zakupów- warto się zastanowić, czy nosimy do pracy te same rzeczy co na co dzień, czy mamy np dość rygorystyczny dres code i musimy chodzić elegancko, a tak naprawdę lubimy sportowy luz. W zależności od tego tworzy się albo ogólną kapsułę, albo dwie- do pracy i "na co dzień" Ja na szczęście tego problemu nie mam. Dalej wypisujemy sobie różne okazje i patrzymy czego w naszej (przetrzepanej już selekcją) szafie brakuje. Np jeśli musielibyśmy ubrać elegancką czarną spódnicę, to czy mamy do niej bluzkę i żakiet. Albo czy jest coś na specjalne okazje. U mnie to cekinowa spódnica, do której pasuje co prawda tylko czarna bluzka, ale rzecz na specjalne okazje rządzi się swoimi prawami. Trzeba brać pod uwagę różne sezony- żeby mieć różne opcje na lato jak i na zimę.
3) Przemyśleć, ile rzeczy nam potrzeba. Wg zasad szafy kapsułowej to chyba 37 ubrań (łącznie z butami i nakryciami wierzchnimi), u mnie to trochę więcej. Rozpisałam sobie takie moje must have (np skórzana kurtka którą absolutnie uwielbiam i jest bardzo uniwersalna, albo spodnie moro które już tak uniwersalne nie są, ale czuje się w nich bardzo dobrze) dodałam rzeczy praktyczne (np odpowiednia ilość bluzek na lato) i konieczne (np basicowe bluzki w moich bazowych kolorach) I wcale nie wyszło mi, że muszę mieć 150 ubrań. Wyszło mi tego mniej niż miałam wcześniej, a po wprowadzeniu wszystkich zmian, czuje się, jakbym miała szafę wypchaną po brzegi, gotową na każdą ewentualność. Jakby mnie ktoś o północy obudził i stał nade mną z piłą mechaniczną i kazał się ubrać, jestem w stanie w kilka sekund ubrać się w rzeczy pasujące do siebie, w których wyglądam i czuje się dobrze i modnie.
4. Na zakupach trzymamy się zasady- dana rzecz musi pasować do mnie i do mojej szafy. Nawet jeśli kupujemy coś od czapy (moja mocno różowa bluzka) to od razu trzeba pomyśleć, czy będzie to z czym połączyć. Musi pasować do naszej figury (u mnie koszulki muszą być dłuższe itd- już o tym pisałam). I powiem Wam z doświadczenia- albo zakładasz i jest efekt wow (pasuje, jest super, biorę) Albo nie zawracaj sobie tym głowy. Warto też iść na zakupy, wiedząc czego nam brakuje i co chcemy kupić.
Ja w domu najpierw jeszcze sprawdzam, czy aby na pewno dana rzecz pasuje do innych z mojej szafy i wtedy odrywam metkę.
5. Zakupy przez internet. Kiedyś bardzo lubiłam. Dzisiaj podchodzę do tego ostrożnie. Staram się kupować rzeczy które mogę zwrócić. Kiedyś lubiłam wymiany ciuchów, ale to jednak często kończy się wymianą czegoś co nie nosimy na kolejną taką rzecz. Przy chęci pozbycia się czegoś często włączają się kompromisy "a w sumie fajna ta rzecz u osoby która chce się wymienić, dobra niech będzie" a tak naprawdę nie jest nam potrzebna, albo do nas nie pasuje. No i ludzie oszukują- odpowiednie upozowanymi zdjęciami, opisem. Łatwo zostać z czymś, czego się nie spodziewaliśmy. Często mowiłam, że mogę kupować przez internet, nie muszę mierzyć- teraz zdecydowanie jestem jednak za mierzeniem. I czasami wychodzi to drożej, ale taka jest zasada szafy kapsułowej- wydać więcej- mieć na dłużej i efekcie wydać mniej.
6. Warto wiedzieć jaki styl jest dla nas. Mi wiele rzeczy podoba się na kimś. Koronkowe bluzki, falbanki itd. Super- dziewczęco, lekko zwiewnie. No to biorę taką bluzkę, ubieram i... czuję się jak debil. Mój styl to mieszanka sportowej elegancji z rockowymi, mocniejszymi elementami. Uwielbiam kobiece, białe koszulę, ale dobrze się czuję jeśli nie jest to taka "przesłodzona" wersja, a np zestawie ją z czarną skórą czy spodniami z lampasami. I to jest ważne w kapsułowej szafie- poznać siebie. Styl, kolory, kroje- trzeba mierzyć, przyglądać się, jeszcze raz przyglądać i dopiero ruszać na zakupy.
7. Kwestie praktyczne. Nie cierpię prasować. Zwłaszcza w lecie. Rano zazwyczaj mam selekcję- "wymaga prasowania- e to nie, założę coś innego" Nie kupuję więc rzeczy, które mi sie podobają, ale po których widzę, że nawet wyprasowane, po leżeniu w szafie będą wymagały prasowania od nowa. I tak bym ich nie nosiła albo nosiła bardzo rzadko.
Nie wiem czy przebrnęliście przez mój wpis :) W każdym razie małe podsumowanie co dała mi szafa kapsułowa- mimo kilogramów w nadmiarze mogę powiedzieć, że potrafię ubrać się dobrze i wyglądać dobrze. (oczywiście na miarę moich kg ale ciii), nie tracę czasu rano, wywalając pół rzecz z szafy i szukając tego, co mogłabym ubrać do spodni na które akurat mam ochotę i w rezultacie wkładając jednak pierwsze z brzegu, zwykłe jeansy. Nie straszne mi przygotowanie się nawet w pośpiechu na różne okazję. Lubię moją szafę. No i wydaję mniej pieniędzy, bo zakupy są przemyślane i kupuję tylko to, co jest mi potrzebne i w czym później chodzę.
Muszę jeszcze zaplanować wyjazd do domu i czeka mnie wtedy walka z szafą w domu- z za małymi ubraniami ;) Oj chyba sporo zarobię :P