Wiecie jak jest. Szklana raz współpracuje, raz nie. Jej ulubione spadki 0,3 wiadomo-śmieszne. Czas na dającą szybkie efekty, głodową dietę cud.
Tym bardziej, że za 2 miesiące (sam początek sierpnia) szykuje mi się wakacyjny (no dobra, weekendowy) wyjazd na wodę. I będzie wstyd na plaży, jakoś nie widzę siebie w stroju kąpielowym. Także szybkie 10kg w miesiąc, 20 w dwa i będzie dobrze
Dobra, a teraz tak serio. Nie cierpię upałów. Dla mnie 30 stopni to egzystencja, nie życie. Nienawidzę, nie znoszę. I mogłabym nic nie jeść, tylko popijać wodę z lodem i cytryną. W te największe upały nawet lodami pogardzę, bo wydają mi się za słodkie i wcale nie mam ochoty. Ogólnie do jedzenia muszę się zmuszać, dla dobra organizmu i diety, bo u mnie jedzenie za mało daje efekty odwrotne do chudnięcia, staje mi metabolizm itd. Dzisiaj było porządne, duże śniadanie, mrożona kawa, lody (póki jeszcze nie jest na nie za gorąco jak dla mnie :P), ale ciepły obiad odpada. Na razie tylko banan, później zrobię jakieś kanapki. Chyba jutro nasmażę naleśników i będę jeść na obiady z truskawkami, na zimno. Coś trzeba jeść przecież.
A dzisiaj jeszcze planuję wypad na Wisłę i trochę alkoholu. Trzeba korzystać z wolnego dnia, jutro już na 7 do pracy, sobota też w pracy
Ogólnie jestem w dość kiepskiej formie psychicznej od kilku dni. Ciężka choroba w bardzo bliskiej rodzinie, w zasadzie to już prawdopodobnie koniec. Nie bardzo nawet mam jak pojechać do domu, pożegnać się. Obawiam się, że mogę nie zdążyć. Zresztą już praktycznie nie ma logicznego kontaktu. Staram się żyć normalnie; praca, bieganie, znajomi. Ale mam problemy ze snem, ciągle chce mi się ryczeć i niby wiem, że tak będzie lepiej i że to już starsza osoba, że to musiało kiedyś nastąpić, ale przecież nie wszystko da się wytłumaczyć sobie tak logicznie. Nie w takich sprawach. Emocje biorą górę, nie jesteśmy w stanie tego zwalczyć ani zahamować. Zresztą emocje są potrzebne, tak samo te pozytywne jak i negatywne.
Nie ma lekko w życiu.