Dzień 21
Na specjalne życzenie czytelniczek dziś o bieganiu słów kilka. Bieganie - to brzmi dumnie, jezeli chodzi o moja 74 kilogramową osobę to się raczej truchtaniem nazywa ALE muszę przyznać, że widzę poprawę. Dobiegam do połowy obwodu parku, potem trochę idę, a potem znowu nieco dobiegam i wcale nie mam wrażenia, że mi serce z obfitej piersi wyskoczy:)Jednoczesnie bijąc się we wspomnianą już pierś wyznać muszę, że wczoraj pierwszy raz opuściłam zaplanowane bieganie, a przez fryzjera basen też. Nie fce mi się...ale jak pomyslę, że jutro Dzień Ważenia to jakoś tak czuje nagły przypływ chęci - no może to za duzo powiedziane - ale niewątpliwie strach przed karą jest też potężnym motorem działania.
Jestem lżejsza...Dzień 20
...o 40 zł (!!!) bo sobie poszłam do fryzjera...a tyle włosów co mi obcieli to nawet waga nie pokaże...ale fajne mam teraz piórka:))
Dzień 19
cały dziń poza domem. Zero mozliwości paszowego (znaczy niskokalorycznego) gotowania. Jestem zdana na wase, kefir, banana i zupę podejrzanego pochodzenia w barze mlecznym zwanym "Karaluchem". I zimno jest...to na pewno pomaga w spalaniu kalorii:))
Dzień 17
Jestem dziś z siebie zadowolona:)nie przejadam się, piję i turlam się po schodach. A jutro się potoczę po parku (jeżeli "potoczyć" odmienia się w ogóle w 1 os. l.p....hmmm...;)
Dobre złego początki -Dzień 16
zaczęło się od biegu, śniadanka light a skończyło na cieście z kremem i 1350 kcal...jak już nauczyłam się w miarę sobie odmawiać, to jeszcze muszę poćwiczyć odmawianie jak częstują:)
Oficjalne ważenie - Dzień 15
Skubany motyl juz pewnie myślał, że o nim zapomniałam...hehehe... a ja go tak z samego rana ciach! i w prawo o 1,4 kg:) coś podejrzanie dużo jak na 1 tydzień...ale dobra nasza:))
Sie ruszyłam -Dzień 14
6.30 rano, tylko słońce, park i ja. Nie ma się co oszukiwać - powinnam raczej zacząć od ćwiczeń geriatrycznych bo podczas biegania ciemnosc widze ciemnosc. Ale biegałam! no trchę chodziłam trochę biegałam ale ani razu się nie przewróciłam czyli jak na pierwszy raz to sukces:)Chcę obiec ten park co sie tu pod moim oknem szczerzy na raz, bez zatrzymywania.
Miało być lepiej... -Dzień 13
...i było:)udało mi się utzrymać na 1000 kcal i znów podreptać po schodach a do tego jeszcze zrobiłam pierwszą przymiarkę do biegania...głupio mi trochę tak biegać...ja nigdy nie biegałam...czy ja w ogóle umiem?!może będę biegać raniutko jak nikt nie widzi:)i mówię o takim bieganiu ciut ciut a nie jakieś tam maratony (na razie;P) no!
Ponarzekam sobie -Dzień 12
niby nadal 1200 ale coraz trudniej przychodzi mi je utrzymać:(może to przed okresem, a może po prostu kryzys nadchodzi. I zawarłam rozejm z windą. I zaraz idę spać. I może "jutro będzie leeepppieej..."
Trzymam się -Dzień 11
BILANS: zupa mleczna z płatkami owsianymi, rodzynkami i morelami (kompozycja własna,200 kcal), kromka chleba z kiełbasą przekazaną przez Tatę 200 kcal(dziękuję Tatusiu:)i pomidorem, ryba pieczona 100 g - 100 cal, kapusta kiszona+marchew+łyżeczka cukru 200g - 150 kcal, kawa z mlekiem - 60 kcal, gofr z owockami - nie wiem ale chyba ze 300 kcal to trzeba policzyć.RAZEM: ok 1200 nadal:)