Ladies and gentlemen...
E no już bez przesady, weź się uspokój kobieto...
(to głos zdrowego rozsądku, a raczej tego, co mi z niego zostało)
Faktycznie, nie ma się czym jarać, zatem po prostu ogłaszam, co następuje:
Choć płaska szmata, zwana także wagą łazienkową, uparcie twierdzi inaczej, powoli robi się mnie mniej.
Pierwszy artefakt tego stanu rzeczy odkryłam, próbując wcisnąć się w koszulową bluzkę. O ile w talii i biodrach zmian zauważalnych nie odnotowałam, to - uwaga uwaga - w biuście mogłam zapiać się normalnie, a nie zakuwać w zbroję w postaci topu i sportowego stanika! Biuściate zrozumieją o co chodzi :)
W temacie cycków zostając, kolejnym miłym akcentem okazał się fakt, iż ubierając niesportowy stanik, wszystko pozostaje na swoim miejscu, a nie żyje własnym życiem. Wszystko - czyli wiadomo co. Groźba wypadnięcia biustu była zwykle na tyle silna, że porzuciłam już nadzieje, że kiedykolwiek ubiorę coś z koronkami i fiszbinami na tę część ciała. I nie będzie to piżama.
Spodenki treningowe też jakby stały się nieco luźniejsze. Hitem jednak okazał się tekst mojej mamy, która przy niedzielnej kawie stwierdziła, że wyszczuplały moje.. palce.
Tak, chodzi o palce. Palce u rąk.
Cóż, przyjmijmy, że to był komplement.
Podążając za poradą przeczytaną w komentarzach, od jutra mam zamiar redukować wodę przy pomocy herbaty z pokrzyw. Mam zamiar przestać używać także soli, co biorąc pod uwagę mój ekstremalnie dziwny zmysł smaku - może okazać się dość łatwe.
I przede wszystkim - postaram się nie zwariować do niedzieli.