Miałam wczoraj jakiś dzień strasznie słaby. Ledwo się rano zwlekłam z łóżka, co mi się nigdy nie zdarza. Cały dzień się czułam strasznie słabo i sporo leżałam. Nie były to moje dolegliwości gastryczne tylko ogólne straszne osłabienie, raz zimno, raz gorąco, horror. Myślałam, że to od odstawienia cukru i… zjadłam trzy pączki, co pomogło na chwilę. Prawdopodobnie to, że nie wzięłam w czwartek wieczorem/rano badania/ swojej porcji leków i suplementów, miało wpływ na samopoczucie. Wieczorem nie mogłam zasnąć, kręciłam się do pierwszej bo mnie bolał brzuch, ech. Dobrze , że już weekend, to jakby co jest mąż do pomocy. Zresztą dziś już lepiej i zakupy samochodem, a na obiad chyba zamówię pizze i luzik.
Kupiłam suszone owocki, żeby sobie robić zdrowy kompot. Jabłka, daktyle, śliwki i figi. Ładnie, pięknie tylko za dużo to ma cukru, znaczy węgli. Za słodki wychodzi kompocik i musze to dopracować.
Okulista zaliczony i robią się nowe, śliczne okularki. Takie biurowe , czyli do komputera i czytania, z solidnym antyrefleksem. I tysiąc pięćset złotych poszło, ale trudno. Coś w ten deseń sobie wybrałam :) W rzeczywistości ładniejsze. Mam manie wybierania oprawek bez dołu.