Trud się wreszcie opłacił i waga zdecydowała się spaść. Jest moje 65, choć z dużym hakiem. Na razie, bo nie mam zamiaru odpuszczać. Niby weekend bez liczenia kalorii i z domową pizzą, ale od poniedziałku znów będzie grzecznie.
Wczoraj było ciężko, bo miałam smaka na lody i to wieczorem. Podliczyłam jednak spożyte w dzień kalorie i skoro zmieściłam się w limicie, to szkoda by było to psuć i odpuściłam . Też tak macie, że widok łyżeczki do lodów, to automatyczne myślenie o zjedzeniu lodów? U mnie zawsze to tak działa. Taka akcja reakcja. Chyba je gdzieś schowam głęboko.
Często myślę o słodyczach, w sklepie tęsknie patrzę na ciasta i czuję, że się zbliża ten dzień, kiedy będę musiała myśli wprowadzić w czyn. To taki stan jak przed okresem. Na razie się trzymam, bo mam dylemat, czego tak na prawdę bym chciała:) czy ciacho, czy może bita śmietana, a może krem do tortu i biszkopty, czy może jednak lody? :) Jak saper, bo to może być tylko jedno, a jak nie trafię, będę nieusatysfakcjonowana i zostanę z wyrzutami sumienia.
W pielęgnacji twarzy zaczęłam stosować retinol, którego tak się bałam. Na razie to były dwa razy 0,3%, w poniedziałek i czwartek. Jak dla mnie to działanie zerowe. Pozostaje zwiększyć częstotliwość i chyba zwiększyć stężenie. Już czeka kupione 0,5%.
Tak wygląda obecnie mój zbiór kosmetyków do pielęgnacji :)
i bywa, że coś dokupuje. Kuszą promocje i kuszą nowe, ponoć super hiper kosmetyki. W kolejce czeka serum pod oczy Lierac tu i krem pod oczy Aristry tu klik
Czasu nie cofnę, ale bawi mnie ta faza. I mam niemałą satysfakcję, kiedy widzę zmiany na lepsze . A widzę. Jak na razie to najwięcej dobrego zrobił tonik kwasowy i kwas laktobionowy.
/pobije tym wpisem rekord minusów? :)/