Zaskakuję samą siebie, ponieważ stosuję dietę, nie jem słodyczy, staram się przejść na wodę niegazowaną... i mimo tego, że ustaliłam sobie dietę 1200 kalorii, nie mogę ich dobić... Wciąż brakuje mi 100 albo 200 kalorii żeby było akurat 1200 kalorii. Jem za mało, ale mam takie uczucie w sobie, że jem o wiele za dużo, jestem non stop przepełniona, a jedzenie wciskam na siłę. Dziwne, naprawdę dziwne.
Tak czy inaczej dzisiaj mój jadłospis wyglądał dość ciekawie.
Śniadanie:
-Zrobiłam sobie dziwną mieszankę kaszy jaglanej, jogurtu naturalnego i pomarańczy. Smakowało o dziwo dobrze. (Nie chciałam marnować kaszy z wczorajszej torebki. I tak zostało mi jeszcze prawie 100 gram)
Obiad:
-Mix sałat ze smażonym bez tłuszczu kurczakiem, czerwoną fasolą z puszki, kukurydzą słodką z puszki i zieloną papryką. (Pychota! Polecam wszystkim serdecznie).
Podwieczorek:
-Grejpfrut czerwony, 5 sztuk suszonych śliwek, jogurt naturalny.
Kolacja:
-Na kolację planuję zjeść jogurt naturalny, 2 kromki chlebka chrupkiego razowego z szynką z gotowanego indyka (chudziutka, świetna), z plasterkami pomidorka.
Staram się na siłę jakoś doszukiwać tych 200 kalorii, żeby nie zadręczać organizmu tak małą ilością kalorii jak 1000...
Waga pokazuje już 56 kilo, pozbyłam się zapewne wielu odpadów z jelit, oczyścił mi się nieco organizm i zeszło trochę wody. Nie jest źle, nie jest źle.
Nogi mam posiniaczone od rollera, ale skóra jakby zdaje mi się od razu gładsza. Mam takie przyjemne, delikatne uczucie pod dłońmi, kiedy masuję ręcznie swoje uda. Jestem zadowolona. <3