Córcia zasneła o 21, a ja wzielam się za dokonczenie porzadkow w moich ciuchach i wlasnie skonczylam... Mam tyle ciuchow, ze ostatnio przesiedzialam w ubraniach 3 godziny, a dzisiaj 2,5 h i dopiero wszystkp ogarnelam. Dwa wielkie wory ciuchow (ktore z trudem jestem w stanie uniesc bo sa tak wielkie i tak ciezkie :)) mam zamiar oddać. Wychodzę z założenia, że tp czego nie zalożyłam w ciągu dwóch ostatnich lat nie założę już nigdy, a człowiek trzyma tylko dlatego, że szkoda wyrzucić, bo nie jest zniszczone... Jutro biorę się za porządki w szafie córci! Nie dostajemy ciuchow po kims (jak to czestp u takich dzieci bywa) wiec wszystko kupuje. Zawsze robię tak, ze kupuję ubrania 'na pozniej' czyli rozmiar czy dwawieksze i chowam, a pozniej przegladam te ciuchy co jakis czas i patrzę do czego juz podrosla, a co jeszcze za duze. Tak wiec za jej ubrania wezmę się jutro, u nien robię czesciej porzadki wiec pojdzie mi szybciej :)
Wczoraj mówilam Wam o spacerze z Lubym. Poznym wieczorem napisal mi smsa 'Jesli wybierzesz się ze mną na te wesele to będzie mi bardzo miło :)'. Haha nie wiedzialam, ze go stac na takie rzeczy! Nie nalezy do osob, ktore lubia mowic o tym co czuja, czego pragna i na co maja ochotę, wszystko zawsze muszę z niego wyciagac, a tu masz Ci los, porwal się na stwierdzenie, ze bedzie mu bardzo milo! :) Na spacerze wspomnial mi o tym weselu, powiedzialam, ze jeszcze raz przemysle swoja decyzje chociaz wczesniej twierdzilam, ze nie pojde. Dzis rano dzwonil i twierdzil, ze pozniej wybierze sie z nami na spacer o ile bedziemy szly. Wyszlysmy na dwor (obecnie mieszkamy od siebie okolo 800 metrow) i zadzwonilam dp niego, mowie, ze jesli chce isc to podejdziemy po niego. A on mi na to, ze wlasnie jedzie do kolegi oddac prostownik (ma do niego jakies 3-4 km) ale zaraz wraca o chetnie pojdzie. Byla to godzina 17:30... Mial zadzwonic jak juz wroci. Bylysmy na dworze 1 h 15 min i nie doczekalyamy się telefonu. Okolo 19:30 (po 2 godzinach) dzwoni i mowi, ze juz jest w domu i jesli chcemy to mozemy wyjsc na spacer albo przyjedzie po nas (od kiedy ''odoczywamy od soebie'' mieszka u rodzicow, a przyjechala do nich jakas tam ciotka na weekend i chciala zobaczyc córcię wiec on chcial nas do siebie zabrac na wieczor). Pojecha zrobic cos co powinno zakac mu 10-15 minut, my czekalysmy a on nawet nie raczyl zadzwonic i powiedziec, ze zejdzie mu dluzej, wraca i dzwoni jakby nigdy nic nawet bez glupiego 'przepraszam, ze tyle mi zeszlo' i on mysli, ze ja o 19:30 nagle sie zbiore i polece gdzie mala o 20 je kolacje, pozniej jest kapiel i usypianie. Trochę go to wkurzylo gdy powiedzialam, ze jesli chcial takie rzeczy organizowac to mogl znalezc czas dla nas wczesniej a nie jak przychodzi pora kolacji i snu. Jeszcze zaproponowalam mu, ze jutro przyjdziemy z ta ciotka sie zobaczyc ale rano bo ja po poludniu mam fryzjera. To mial zal, ze zamierzam przyjsc akurat jak bedzie w pracy...
A ta jego akcja, ze jedzie do kolegi na 3 minuty a nie ma go 3 godziny to standard - chyba nie ma tygodnia be takiej akcji, a ja czekam, bo zawsze cos tam mamy zaplanowane...