Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

One minute on the lips, a lifetime on the hips

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26746
Komentarzy: 262
Założony: 15 czerwca 2015
Ostatni wpis: 8 września 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
drosera85

kobieta, 39 lat, Gdynia

158 cm, 71.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lipca 2015 , Komentarze (4)

Nie wytrzymałam do jutra i już dzisiaj się pomierzyłam.

Na wadze szału nie ma, po 26 dniach - 1.9 kg.

Za to w pomiarach:

- 0.5 szyja

- 0.5 biceps

- 2 piersi ( tego akurat szkoda :( )

- 4 talia

- 3.5 brzuch

- 4 biodra

- 2.5 (!!!) udo (szok)

łydka bez zmian :)

Może ktoś powie, że wcale nie tak dużo, ale dla mnie PETARDA :)

9 lipca 2015 , Komentarze (3)

Przed chwilą dzwonił teść poinformować mnie, że dzisiaj robi grilla (mieszkamy razem). "Robi grilla" oznacza tyle, że:

1) on ma taki pomysł,

2) mój mąż grilla rozpali,

3) ja zrobię rzeczy do jedzenia,

4) ale tylko takie, które on lubi,

5) wszyscy zjemy tylko te rzeczy, które on lubi.

Hurra, grill!

Teść uwielbia szaszłyki z polędwicy wołowej. Wielkości takiej, co na festynach na metry sprzedają - przy czym policzone jest MINIMUM 1 na głowę (wychowali dwóch rosłych synów, miara wielkości obiadu obowiązuje do dzisiaj ;). Skład szaszłyka: polędwica-słonina-cebula-polędwica-słonina-cebula......

No nawet dobre, ale ile człowiek tego zmieści?? I do tego warzyw nie ma żadnych, teściu warzyw nie uznaje. Powiecie: to zrób dla siebie i sama zjedz. Taaa. Teściu w kategorii: "najskuteczniejsze trucie dupy" wymiata. On tę kategorię stworzył :) Babcia biadoląca nad Twoją odmową zjedzenia kolejnej porcji ciasta to przy nim Pani Pikuś :)

Już słyszę tę rozmowę na temat diety.

Hurra, idę na grilla :) Trzymajcie kciuki, żebym wróciła nie zabiwszy nikogo :) Idę walczyć o moje prawo do diety :) 

9 lipca 2015 , Komentarze (5)

Wczoraj trafiłam na ekstra przepis! Oczywiście wymagał modyfikacji, ale po odjęciu tego i tamtego danie nadal było PYCHA. Kocham bób, awokado i kolendrę, a tu wszystko jest razem, AAAaa!

Sałatka z bobu - podaję składniki na ok. 4 porcje:

600 g bobu

1 pęczek rzodkiewki

1 czerwona cebula

2 limonki (sok)

pęczek kolendry

1 awokado

2 papryczki chilli (lub inne pikantne)

Bób ugotować, obrać, rzodkiewkę zetrzeć na tarce, chilli cebulę i kolendrę posiekać, awokado pokroić w troszkę grubszą kostkę. Pomieszać, doprawić limonką (sporo!!) i ulubionymi przyprawami. W oryginalne zawinięte w pszenną tortillę, na pewno pycha, że aż urywa tyłek. Można sobie pozwolić na zjedzenie w tortilli, byle nie za często ;)

Kaloryczność całego dania wg obliczeń na Vitalii to niecałe 700 kcal, czyli jedna porcja dostarcza 175 kcal. Dodanie 1 pszennej tortilli zwiększa kaloryczność o ok. 200-220 kcal. 

SMACZNEGO!!!

Moja waga chwilowo stoi, przy czym ciężko zweryfikować z jakiego powodu, ponieważ czynników może być wiele: w niedzielę był obiad w restauracji poza planem diety ;) plus piwko, w poniedziałek @, poza tym ćwiczę, co też na wagę wpływa... W sobotę się pomierzę, to przynajmniej jakiś obiektywny wskaźnik :)

Wczoraj zrobiłam:

Ripped in 30 lvl 1 - dzień 2 

Deska/plank - 40 s

KFO dzień 2 - streching (nie wiedziałam o istnieniu niektórych mięśni :> ).

Pozdrawiam czwartkowo!

7 lipca 2015 , Komentarze (5)

Przeglądałam wczoraj stare pliki w laptopie i znalazłam tabelkę, w której zapisywałam swoje pomiary w zeszłym roku (lipiec/sierpień). Było to już kilka miesięcy po porodzie, kiedy zrozumiałam, że tłuszcz sam się nie zgubi, a ponieważ karmienie piersią nie wyszło, to i na to źródło ubytku kalorii nie miałam co liczyć.

Wiedziałam również, że przy małym dziecku i powrocie do pracy (wróciłam do pracy, kiedy młody miał ok. 3.5 mca) nie ma mowy o ambitnych dietach, sportach itd.

Jillian Michaels lubiłam zawsze, głównie z programów o ekstremalnym odchudzaniu, więc kiedy zobaczyłam w sklepie jej książkę "Opanuj swój metabolizm", kupiłam natychmiast i przeczytałam w 1 wieczór. I chcę Wam powiedzieć, że wiele rzeczy zrozumiałam. Głównie jak jedzenie, które nie jest "śmieciowe" w tym sensie, że hot-dog czy pizza, ale takie "normalne", tyle że zawierające podejrzane składniki na literę E, nam szkodzi. I jak związki chemiczne wpływają na naszą gospodarkę hormonalną. Chyba to najbardziej mnie zaskoczyło. Wcześniej już unikałam skomplikowanych etykiet, ale po przeczytaniu tej książki przestałam kupować żywność z jakimikolwiek dodatkami (od tej zasady istnieją wyjątki, aczkolwiek nieliczne). Wyrzuciłam również swój ukochany sok malinowy do rozcieńczania, tego chyba brakowało mi jakiś czas najbardziej (syrop glukozowo-fruktozowy złyyyy). Problem do dzisiaj mam z wędlinami, bo naprawdę niełatwo kupić szynkę "bez niczego", ale zazwyczaj po prostu sama piekę karkówkę i kroję w plastry. Nie mówię, że surowe mięso nie ma żadnej chemii, ale ma jej na pewno mniej, niż surowe a potem przetworzone przez producenta...

 Od tego czasu zaczęłam chudnąć, bez spektakularnych wyników w każdym tygodniu, ale sukcesywnie waga spadała. A piszę dziś o tym dlatego, że po wykupieniu diety z Vitalii zrobiłam początkowe pomiary, które mogłam wczoraj porównać z tymi odszukanymi pomiarami zrobionymi przed zakupieniem książki. I byłam W SZOKU. Bez specjalnej diety (w sensie liczenia kalorii i odmawiania sobie przyjemności), starając się stosować zasady Jillian, ale również grzesząc browarkiem (no, nie byłam na diecie nie?), wypadami do restauracji (patrz poprzednie), bez uprawiania sportu innego niż spacery z wózkiem, schudłam po 6-10 cm na obwodach i 7 kg na wadze. 

Wczoraj wyciągnęłam książkę z szafy i usiadłam do czytania po raz kolejny. Tym razem skupię się na produktach nie żywnościowych, a hmm "domowo-przemysłowych", które oddziałują lub mogą oddziaływać na naszą gospodarkę hormonalną. Na przykład takie kosmetyki do pielęgnacji ciała zawierające estrogeny, które wchłaniają się przez skórę (no bo właśnie to kosmetyk ma zrobić, no nie? wchłonąć się) mogą zakłócić naszą naturalną gospodarkę estrogenami. Cudnie! I tak dalej,m i tak dalej...

Czas zakupić zakreślacz i karteczki post-it :) Wam również polecam tę lekturę. 

"Jeżeli coś nie wyrosło z ziemi, ani nie ma matki - NIE JEDZ TEGO!" - Jillian Michaels

6 lipca 2015 , Komentarze (4)

Zaczęłam na serio ćwiczyć. Na szczęście chwilowo mam ku temu okazję, bo do pracy na późniejszą godzinę, albo w domu pracuję... Fajnie. 

Dziś zaczęłam dzień ćwiczeniami:

- 30 days ripped in/Jillian Michaels - dzień 1

- deska plank - 40 s.

Zlałam się potem, jeszcze do tego na dworze taka parówa, że człowiek od samego siedzenia się poci. Chciałabym jeszcze dziś zrobić streching, ale obawiam się, że nie będę miała już kiedy - dziecko zaraz wraca z przedszkola.

Na wadze więcej, bo @ nadchodzi, staram się tym nie przejmować.. Kilka dni i znowu wróci do normy, co nie? 

5 lipca 2015 , Komentarze (6)

Upał taki, że żyć się odechciewa. Ale nie marudzę (no, może trochę marudzę). Dziecko poszło na drzemkę, więc wykorzystałam tę chwilę spokoju i poćwiczyłam:

30 days shred z Jillian - level 1

Trening KFO spalanie tkanki tłuszczowej - dzień 1

Ćwiczenie plank - dzień 3

Spływam potem.

Mąż jutro wyjeżdża na tydzień znowu, raptem 3 dni w domu pobył, więc może dzisiaj na jakiś obiad/kolację pójdziemy, o ile pierworodnego uda się sprzedać do babci. Cały dzień diety pójdzie w zapomnienie, no ale trudno... 

4 lipca 2015 , Komentarze (6)

Dzisiaj byłam na plaży. Jest to o tyle wydarzenie, że nie pamiętam już, kiedy byłam tam ostatnio. Ciekawe, że jak miałam nienaganną figurę, to unikałam bikini jak ognia, a teraz - z nadwagą 10 kg - nagle się zachciało :) Ot, przewrotny los.

Po plaży wyciągnęłam męża na rower, 1.5 h jakoś zeszło. Wróciliśmy i postanowiłam jeszcze poćwiczyć z Jillian - trening lvl1 30 days shred in. Trochę mi było głupio przy mężu, zazwyczaj ćwiczę jak jestem sama. Jak mąż jest w domu to się krępuję, czuję się jak kretyn podskakując przed laptopem :) Też tak macie?

Także na dzisiaj chyba wystarczy :) Napiłby się człowiek zimnego browara w ten gorąc...

3 lipca 2015 , Komentarze (3)

Dzisiaj w pracy SIĘ WYDAŁO! Ktoś zauważył, że schudłam, i tak od słowa do słowa przyznałam się, że dietę trzymam. No i się poniosłooo po działach. Wiecie, jak to jest w sfeminizowanych firmach :) Krysia z dołu zwierzy się z hemoroidów, a Beatka z góry już się cieszy, bo Krycha głupia zawsze była ;) Więc odebrałam dzisiaj kilka wizyt w pokoju, niby przypadkiem i w przelocie, ale każda musiała zaczepić o dietę. Nagle wszystkie też chcą się odchudzać, więc może powinnam od Vitalii jakąś prowizję zażądać, hę :) 

Ad rem. Jutro ważenie. Dzisiaj nie wytrzymałam, też się zważyłam, było mniej niż przy ostatnim ważeniu, ale nie dużo mniej. 0.2 kg dokładnie. Za to na centymetrze dużo się dzieje, bo już chyba z 3 z brzucha spadły w 3 tygodnie - nie wiem, czy to obiektywnie dużo, czy mało, dla mnie dużo :) Chciałabym w to lato jeszcze włożyć sukienkę sprzed ciąży, tak ładnie w niej wyglądałam :)

A na marginesie, to jestem zmęczona. Nie dietą, ale "życiem w ogólności". Takie ogólne zniechęcenie ze zmęczenia. Męża nie było tydzień, dziecko zachorowało, więc biegałam między dzieckiem, pracą a drugą pracą. Młody ma w zwyczaju wstawać 5:30, co dla mnie jest jakąś diabelską porą, zwłaszcza, jeśli się do nocy pracowało :/ No nic, mąż wrócił, może dziś i jutro się wyśpię :)

3 lipca 2015 , Komentarze (5)

Dałam się wczoraj wyciągnąć na piwo koledze z pracy. Pracujemy razem już 5 lat, ale jakoś nigdy wcześniej nie było okazji. Ponieważ w pracy był kocioł, nie udało mi się zjeść podwieczorku, a po wyjściu z domu nie było również nadziei na kolację :/ W lokalu były hamburgery slowfoodowe, więc dawaj takiego hamburgera (aczkolwiek jakąś specjalną fanką nie jestem). I wiecie co? Niedobre były :( Mięso niedoprawione i suche, sałata jakaś z zeszłego tygodnia... Dzisiaj mam wyrzuty sumienia za napchanie się hamburgerem, i brak wspomnienia o pysznej kolacji :(

30 czerwca 2015 , Komentarze (6)

Mamusia zrobiła wczoraj gołąbki. MMMmmmm ale pachniały. Ze łzami w oczach patrzałam w kierunku piekarnika, i tak się zaczęłam zastanawiać ile kalorii może mieć taki gołąbek. W internecie można znaleźć, że ok. 100-150 kcal, dokładne wyliczenia dotyczą jednak gotowych gołąbków w słoikach, a to - jak wiadomo - nie ma żadnego przełożenia na domową kuchnię.

No więc się uparłam i zaczęłam liczyć.

Do zrobienia 13 gołąbków moja mama zużyła 700 gramów (0.7 kg) wieprzowiny, 100 gramów ryżu białego (woreczek), 13 liści kapusty ;), 1 jajko.

Całość przekłada się na 1 gołąbka w następujący sposób:

54 g wieprzowiny, 12 g ryżu, liść kapusty hmm niech będzie 10 g (ogromny ten liść). Do tego "kawałeczek" jajka, uśredniając jajko na 13 porcji - 7 kcal.

Taki gołąbek ma ok. 120 kcal, 12 g białka, 4 g tłuszczu, 11 g węglowodanów, 31 mg cholesterolu, 35 mg sodu,1 mg błonnika.

Nie wzięłam pod uwagę przypraw i sosu - nie każdy je z sosem i sos sosowi nierówny :) Wydaje mi się, że szału z tymi gołąbkami nie ma. Ja dziś zjem dwa :D Enjoy!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.