Ostatnie dwa tygodnie pokazały, że jednak jeszcze nie potrafię obyć się bez rozpisanej diety i nie potrafię jeść w sposób intuicyjny. Nie pomógł też brak co drugi czy trzeci dzień kontroli na wadze łazienkowej która jak pamiętacie tuż przed ważeniem w ostatnim tygodniu po prostu odmówiła mi posłuszeństwa. Efekt jest taki, że w tym tygodniu a właściwie może w ciągu ostatnich dwóch przytyłam 0,7 kg. Czy jestem rozczarowana...nie, po prostu trochę na siebie zła, jednak człowiek uczy się na błędach a taki reset prawdopodobnie był mi potrzebny i coś to na celu miało. Co? Jeszcze nie wiem, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Po małym odpoczynku walczę dalej o siebie.
Pogoda zmieniła się na tyle, że nie mogę już spokojnie rano pójść na mój spacer. Jest ciemno, mgliście, wilgotno i co drugi dzień po prostu pada w związku z tym muszę zamienić swój ruch na opcje domową. Owszem wychodzę z dzieckiem na spacery, jednak z maluszkiem idzie się w tempie żółwia a nie na odpowiednim tętnie tak, aby to przyniosło dla mnie skutek w postaci utraty wagi.