Tydzień minął z prędkością światła, Wyzwanie stop słodyczom trwa z małymi potknięciami. Raz są wzloty a raz upadki.
Z dobrych informacji to przede wszystkim sporo w tym tygodniu spacerowałam. Byłam na czterech z pięciu założonych spacerach. Długość była różna, najmniej oczywiście założone 2,5 km A najwięcej w tym tygodniu to jedynie około 5 km przy czym każdy z dni to ciągłe chodzenie i stanie a także małe i duże spacery z dzieckiem. Te o których piszę to te energiczne z podwyższonym tempem tak aby spalać według mojego magicznego zegarka a nie prowadzić rozgrzewkę. Plan dokończenia ostatniego zwieńczającego długiego spaceru niedzielnego zostały pokrzyżowane przez pogodę. Lało praktycznie cały dzień, wiał okropny wiatr i szczerze mówiąc rozsądnie z niego zrezygnowałam.
Jeśli chodzi o dietę to też różnie bywało i chyba w związku z kilkoma odstępstwami po prostu praktycznie waga się nie zmieniła. Pozostały 3 tygodnie do osiągnięcia przeze mnie wagi 109 kg. Walczę dalej i nie poddaję się, wszak walka o siebie to taka trochę sinusoida. Raz w górze raz w dole, jednak zawsze z tyłu głowy mam to, żeby każdy miesiąc zakończyć na najmniejszym choćby minusie.
Nie będę ukrywać że jesień i zima odchudzaniu w moim przypadku nie sprzyja. Długie wieczory nie pomagają, muszę je przekuć na wieczory treningowe, tak aby nie kusiły mnie przekąski które nierzadko pochłania moja rodzinka przed telewizorem. Nie mam im tego za złe, przede wszystkim dlatego, że oni nie mają tego problemu z wagą jaki mam ja i ciężko żeby narzucali sobie z mojego powodu reżim. Zresztą na logikę przecież świat nie zmieni swojego podejścia tylko dlatego że ja walczę z wagą. To jest tylko i wyłącznie mój problem, który trzeba rozwiązać...Miłego dnia kochani i wytrwania w swojej walce o lepsze JA.