Zmagań ciąg dalszy
Witam wszystkich,
Od 27 czerwca jestem na bardzo długim urlopie, pojechałam do mojej drugiej ojczyzny i trzymam się twardo. Staram się jak mogę. Jestem w miarę zadowolona z siebie. Oczywiście, mogło być lepiej, ale dobre i to. Bycie na polskiej diecie na Sycylii to wyzwanie. Połowy produktów tutaj nie ma. Doznałam szoku, ponieważ dowiedziałam się, że brokuły są warzywem sezonowym zimowym. W związku z tym nie uświadczysz. W ogóle nawet pieczywo wieloziarniste tu wygląda inaczej.
Victoria!!!!
Yes, yes, yes...... 2 kg mniej. Żeby mnie nie kusiło więcej.
nie mogę się doczekać
Tak, tak, tak ...... Zawzięłam się i idzie. Już 10 dzień bez podjadania, totalnie nic. Uwierzcie mi, da się. Wystarczy tylko trochę dobrej woli.
Ciąg dalszy......
No tak, wtedy się nie udało, poległam na własnych słabościach. Teraz z dumą stwierdzam, że od 5 dni kompletnie nie podjadam, nie jem nic słodkiego, czyli jednym słowem trzymam się. Nagroda wisi w powietrzu. Weryfikacja w piątek.
Kolejny dzień zmagań
No tak, obiecałam sobie, że wezmę się za pamiętnik. Tak, godzina 11.15 czas na drugie śniadanie. Jak narazie dieta idzie dobrze tzn. nic od wstania nie podjadłam. Rozumiem, że to za wcześnie by się cieszyć, ale zawsze coś. Może dzisiaj nareszcie mi się uda. Co do zadań motywacyjnych Vitalii, to już je skończyłam i średnio mnie zmotywowały. Przecież dobrze wiem jakie są zdrowe nawyki, tylko ich nie stosuję. Czy komuś z Was pomogły?
Nie wiem co powiedzieć
Znów witam po bardzo długiej przerwie. Zaniedbałam mocno mój pamiętnik. Teraz spróbuję reaktywować go żeby znaleźć jakieś dodatkowe źródło motywacji. Rozpoczęłam dietę z Vitalią we wrześniu i od tej pory schudłam 17 kg. Być może schudłabym więcej, gdyby nie moje słabości i chęć samo destrukcji. Teraz ostatni raz próbuję się zawziąć żeby kontynuować dalej. To, co mnie niszczy od środka to podjadanie. Nie wiem czemu, nie jestem w stanie się powstrzymać. Może teraz skoro o tym piszę, będę się mogła jakoś opanować. W piątek kolejne warzenie. Boję się wyniku. Bądźcie ze mną.
Hurrraaaa!!
Mało miałam czasu, żeby stanąć na wadze zwłaszcza, że w domu remont łazienki, ale dzisiaj znalazłam i......... 83,4!!!!!!!! , yeeeeeeeeeeee
Tłusty czwartek
Ha udało się! nie zjadłam wczoraj pączka!!!! i nagroda... 1kg mniej
witam po baaaaaaaaaaaaaaardzo długiej przerwie
Witajcie,
No i jestem znowu po 5 latach. Co się stało w tym czasie? No pokrótce... Przeprowadziłam się z Włoch do Polski, postarałam się o kolejnego dzidziusia, od powrotu, czyli od września 2008 pracowałam w moim zawodzie czyli jako nauczycielka angielskiego do sierpnia 2013 w 5 szkołach tylko i wyłącznie na zastępstwo. A od września 2013 jestem praktycznie bezrobotna. W tym całym czasie zamieniłam się znowu w wieloryba klasy XXXXL, a 2013 rok pożegnałam prawie z depresją. Mówiąc o wielorybie, wierzcie mi, wiem , co mówię. Moja postawa wywoływała u mnie lęk przed stanięciem na wadze. Po rozmowie z psychologiem zorientowałam się, że przyczyną moich głównych problemów jest rzeczywiście otyłość. I tak 23 stycznia 2014 roku postanowiłam się zważyć. I co??? SZOK!!!!! Waga wskazała 96kg. Oniemiałam. Stanęłam jeszcze raz. To samo. Pomyślałam, że niedużo mi brakuje do setki:((( I odstawiłam słodycze zostawiając sobie tylko jedną princessę w ramach nagrody. Jak to zobaczył mój mąż, zaczął wrzeszczeć, że znowu jem słodycze. Wrzeszczał, bo nie znał prawdy, że przed owym 23 stycznia były 3 princessy, czekolada, malagi, kasztanki itp,itd.....DZIENNIE! Całe szczęście, że jestem w miarę zdeterminowana, to nie poległam wtedy. I tak waga 1 lutego wskazała 94kg. Potem poszłam na mój ukochany fitness 3x w tygodniu. Po 2 tygodniach 90 kg. W zeszły wtorek wróciłam do domu i w sobotę 88 kg. Jedyne czego jeszcze potrzebuję to wsparcie, ale nie wierzę, że wrócę do figury z tego zdjęcia w czerwonej koszulce.......
no tak:)))))))
Zachowuję się momentami jak ta świnka na zdjęciu i waga ani drgnie, ale nie poddam się staram się nie jeść słodyczy i nie jeść za dużo, zobaczymy