Taka magia, że w końcu mam czas na wpis.
Pracuję na pełny etat od 3 miesięcy i wygląda to w wielkim skrócie tak, że okolo 5 synek budzi sie na cyca, ja już nie zawsze po tym zasnę a jeśli się uda to budzil mnie budzi o 6. Ubieram sie, myje zeby, wyciagam z lodowki boxy ze sniadaniem i lunchem, robie kawe na droge no i w droge. Jedzenie do pracy wieczor wczesniej szykuje mi maz. Maz generalnie robi teraz prawie wszystko. Ja wracam okolo 16. Czasem odbiore synka z przedszkola ale częściej mąż. Tulasy, ogladanie bajek. Bo i ja potrzebuje czasu by troche odpoczac i synek po wariacjach w przedszkoku tez od razu pod kocyk na sofe wskakuje. Potem juz luzu nie ma. Ale przeważnie jest bardzo wesoło bo w trójkę się bawimy, wygłupiamy. Czasami tylko ze mną książeczki, czasem tylko z tatą zabawa w chowanego. Wieczorem to ja padam na twarz. Ja mam naprawdę pokłady cierpliwoci, zwlaszcza do swojego dziecka. W ogole na niego glosu nie podnosze, nie irytuja mnie rzucanie zabawek, kruszenie, rozlewanie, stukanie. Ale po 21 jak dalej nie chce spac i mija pół godziny od kiedy mietoli mi włosy to juz potrafie wybuchnac. Wychodze z sypiali i wchodzi mąż co nic nie daje. Nie rusza mnie wtedy jego placz i wolanie mama mama. Po paru minutach wracam, wtula sie i zasypia. Potem w nocy jeszcze budzi sie pare razy by mi włosy pomietolic ale zaciskam zęby. Wiem ze go to uspokaja, usypia i jest calym dobrem od pierwszych tygodni jak tylko odkryl ze mam wlosy. Takie jego fizio. Kiedys przejdzie, pewnie za parę lat.
Jestem wykończona. Fizycznie przede wszystkim. Ale tez wygladam fatalnie. Widzę jak sie starzeję i jestem troche zla na siebie że nie mam chęci na wklepywanie kremow. Pewnie dlatego że w ich moc nie wierzę. Przytylam tez troche ale nie wazylam sie od paru miesięcy. Ciagle jem slodkie. Rzygac mi sie juz chce a siegne jeszcze po jednego cukierka. Normalne to nie jest. Oczywiscie mam postanowienie że od stycznia sie ograniczam.
Na wigilie zostalismy zaproszeni do znajomych. 5h bylismy i bylo super. Dzis bez planu, chce leniuchowac. Jutro my goscimy u siebie. Zaprosiłam dwoch kolegow z pracy. Oni sa tu od niedawna i co maja siedziec sami jak moga posiedziec z nami.
Odkad zaczelam pracowac na pelny etat weekend jest naprawde weekendem. Prawie co tydzień wychodze. Sama. I czasami nawet piję. No taki powrot do zycia innego niz tylko zycie matki.
Moje dziecko dostalo tyle prezentow, a wiem ze jeszcze nie wszystko doszlo.. a za tydzien ma urodziny i juz zaczynają sie pytania kiedy robie impreze. Ciesze sie ze jest lubiany i rozpieszczany ale ja potem mam problem co kupic dzieciom kolezanek ktore tak obdarowuja Oskarka. Serio, to dla mnie najwiekszy problem. Nie mam juz pomyslow na te prezenty. A pytanie rodzicow w ogole jest bez sensu bo mowia to co ja: daj spokoj, nic nie kupuj on juz wszystko ma. I tak ta machina sie nakreca. Dobrze że Oskar chociaż faktycznie wszystkim sie potem bawi i jest w użyciu. Ale mam jeszcze prezenty, np zestawy duplo dane mu rok temu, ktore leza na strychu nierozpakowane. I peeelno puzzli i ksiazek na pare lat do przodu po dzieciach znajomych.
Radosnych Świąt Wam wszystkim czytającym to życzę.