Wiem, robię głupotę, ale ważę się codziennie, bo nie mogę się powstrzymać. Dzisiaj rano zobaczyła, 61,8 kg czyli 0,2 kg mniej. Wiem, że to mały pikuś, ale dla mnie ważny jest każdy spadek, bo jak już kiedyś pisałam, bałam się, że przez moje zatrzymanie wody będę tyła zamiast chudnąć. Zważyłam się i szybko poleciałam pochwalić się mamie, na co ona stwierdziła, że zauważyła, że chudnę :) Jupijej! Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę na wadze 61, to będzie już duży krok na przód. Mam nadzieję, że tym razem mój zapał nie wygaśnie tak szybko, jak zazwyczaj, a zdrowy styl życia wejdzie mi w nawyk.
Dzisiaj zabiegany dzień. Trochę gotowania, trochę podróżowania do celu w upale, trochę pracy, trochę rozrywki... Myślę, że wrócę do domu koło 20.00. Miałam zrobić dziś dzień przerwy od ćwiczeń żeby dać mięśniom odpocząć, ale liczę na to, że będę miała silę na badmintona :)
Wlepiam swoje zdjęcia z 4 dnia odchudzania. Pod koniec, tak jak poprzednio, zrobię małe porównanie :)
A obiadek trochę mało dietetyczny, ale postaram się zjeść go jak najmniej. Robię pizzerinki z mąki żytniej razowej z cukinią, kurczakiem, serem mozzarella i pomidorem.
Focia z neta:
A zbaczając z tematu odchudzania, to po moil filmowym seansie z ręką na sercu polecam "Wiek Adaline". Magiczny, mądry i ciepły film, dający wiele do myślenia. O dziwo, głównie to, że warto się starzeć...:)
"Kupiliśmy zoo" też niczego sobie. Dający nadzieję na to, że wszystko może się udać, jeśli mocno się w to wierzy :) Idealnie pasuje do momentu w moim życiu zawodowym, w którym właśnie się znajduję.