Micha ogarnięta. Nagotowałam gar soczewicowej zupy i w momentach kryzysu zjadam miseczkę. A że dopadło nas przeziębienie a zupa z imbirem i czochem to przy okazji można się rozgrzać. Zupy są super. Niskokaloryczne i zdrowe.
Zrobiłam spore zakupy spożywcze, żeby było co jeść lekko i zdrowo. Dietetycznie na 4 się oceniam, bo wczoraj skusiły mnie dwa małe ciastka, które już miałam wyrzucić, ale... Dziś za to mnie nawet małż wafelkiem nie skusił. Dobrze jest.
W środę trochę nagrzeszę, ale mam urodzinowy obiad i już obiecałam rodzince gruziński poczęstunek... tego się nie da zrobić w wersji fit ;) Ale mam zamiar zrobić tylko tyle żeby zeszło wszystko, a ewentualne pozostałości od razu rozdam. Przede mną dwa dni w kuchni... ale w sumie to lubię. Mam nadzieje, że mi wszystko wyjdzie.
No własnie kurujemy się więc na mróz nie wychodzę póki co i km nie robię. Czuję się słabo, więc póki co w domu nie ćwiczę... poza tym jakoś mi tak głupio przy małżu. On by nawet chętnie popatrzył, poza tym pewnie by mi nawet kibicował, ale dziwnie. Wcześniej mieliśmy jeden pokój na tzw centrum zarządzania- dwa stanowiska komputerowe i biblioteczka oraz kanapa dla gości, ale teraz mieszka tam Szefowa i mamy salon, kuchnię i centrum zarządzania w jednym ;) A sypialnia za mała. Hmmmm.. Jeny tak patrzę i nawet w salonie trudno o miejsce: choinka, pranie, mata edukacyjna... maskara.
Wiem, wiem dla chcącego...
Poza tym staram się przestawić Szefową na dłuższe drzemki póki małż jeszcze w domu- straszna z niej marudka i cieszę się że sama z tym nie zostałam. Ciekawam czy się uda. Byłoby super- można by coś zrobić. Choć i tak jest coraz lepiej bo na początku spała tylko na spacerach, a teraz przekima 40 min.
Uciekam spać. Dobranoc.