Początki są najtrudniejsze, tak mawiają... czy u mnie faktycznie tak było?
Po części tak. Mój plan zmiany proporcji diety nie udał się idealnie. Trzymałam się bilansu ogólnego, nie przekraczałam 1900 kcal. Ale strasznie ciężko jeść mniej węgli i więcej białka.... Zwykle nie udawało mi się dojeść do tych 119 g białka i przekraczałam 200g węgli. Cóż, teraz pora na analizę moich błędów i posiłków żeby zobaczyć co trzeba zmienić.
- Śniadanie: no tu było kiepsko bo jadłam sklepowe płatki z mlekiem w polewie jogurtowej i owocami xD Wróciłam z majówki i jakoś obrzydła mi chwilowo owsianka, a na zimne płatki miałam wielką ochotę, więc je kupiłam. Od teraz koniec, wracamy do owsianki. Nadal myślę że przydałoby się do niej trochę białka, może z odżywki, ale muszę sobie znaleźć jakąś dobrą po której nie dostanę rozwolnienia. A przede wszystkim wytrzasnąć na nią trochę grosza
- Drugie śniadanie: Tutaj jadłam różnie, zwykle bułka z wędliną albo jabłko. Kupiłam sobie teraz ciemny żytni chleb ze słonecznikiem, ma trochę białka więc liczę że nim nadrobię. Na pewno będzie lepszy niż jasna buła.... i co najlepsze w Lidlu mają taki ciemny na pięć kromek, idealnie na pięć dni tygodnia gdy mam zajęcia, więc to zagwarantuje mi brak podjadania pieczywa przez resztę dnia. Ta jedna kanapka mi wystarczy, za chlebkiem przez resztę dnia zbytnio tęsknić nie będę
- Obiad: Tutaj było ok, jadłam około 50 g węgli i mi to pasuje, nadrabiam białkiem. Myślę że moje porcje mięsa są troszkę za małe, jem go w okolicach 100-120 g, zwykle jakaś partia kurczaka. Chcę zwiększyć do co najmniej 150 g, zobaczymy w tym tygodniu czy to wystarczy.
- Podwieczorek: Nie mam kompletnie pomysłu na tę część. Zwykle wliczam do niego kawałek gorzkiej czekolady jedzony do kawy oraz jakieś orzechy czy pestki, którymi przekąszam w czasie nauki. Jak dotąd to wystarczało, będę się jeszcze tego trzymać.
- Kolacja: Kolacja bez węglowodanów w postaci pieczywa mi służy. Jedząc głównie białko i tłuszcz jestem bardziej najedzona bez uczucia rozpychania żołądka. Do tej pory jadłam tutaj serek wiejski z warzywami, twaróg, sałatka z kurczakiem i serem... na razie dalej będę się tego trzymać, eliminuję pieczywo z tej części dnia.
Małe podsumowanie: Zauważyłam że mój brzuch dzięki tym zmianom jest mniej wzdęty, wypróżniam się lepiej. Najważniejsze dla mnie jest UCZUCIE SYTOŚCI. Coś czego rzadko doświadczałam w mojej wcześniejszej diecie. Zawsze musiałam zjadać wielką miskę makaronu albo pół bochenka chleba żeby się najeść, ale to kosztowało mnie ból brzucha i rozepchanie żołądka. Przez co następnym razem aby się najeść musiałam zjeść więcej i więcej... Teraz jest zdecydowanie lepiej, jedząc więcej mięska i strączków nie muszę wreszcie podjadać. Mojej głowy nie zawraca już myśl o tym aby zajrzeć do lodówki i coś w siebie wrzucić, mam mniejszą ochotę na słodycze, chipsy (przynajmniej na razie, zobaczymy kiedy się ta błogość skończy )
Jak widać jestem baaaaaardzo zadowolona ze swojej zmiany. Mimo że ten tydzień był tylko takim "wprowadzeniem" i nie udało mi się wszystkiego to nic nie szkodzi! To nawet dobrze bo analizując moje posiłki mogę wprowadzić stosowne zmiany, dzięki którym będzie już lepiej
Udało mi się też wczoraj pobiegać! Moje pęcherze na stopach wreszcie zniknęły, buty zareklamowane. Zażądałam wymiany na nowe, za 2 tygodnie dostanę odpowiedź. Na szczęście mam swoje stare, dobre buty do biegania i zrobiłam sobie jakieś 40 minut marszobiegu połączonego z 6 przebieżkami interwałowymi w parku. Miałam w planach 45 sekund sprintu i 15 truchtu, ale za cienka na razie jestem jak się okazało ...Jedyne na co mnie teraz stać to 30 sekund sprintu Potem jakieś 30 sekund muszę dochodzić do siebie zanim zacznę kolejną serię... ech, słabeusz ze mnie, ledwo wtedy dawałam radę, myślałam że wypluję płuca i wątroba mi pęknie.... Ale nie poddałam się! Zrobiłam swoje serie, co prawda w krótszym czasie, ale zrobiłam! Łącznie spaliłam wtedy 530 kcal (jeśli wierzyć wskazaniom pulsometru ) Zobaczymy czy dziś po południu pobiegam, bo na razie pogoda ładna, ale zapowiadają burze! A ja co prawda kocham burzę, ale patrzeć na nie z mojego pokoju w którym jestem bezpieczna. Niekoniecznie chcę się wystawiać na działanie piorunów i deszczu na dworze
A chmury już się powoli zbierają...
Co do moich posiłków to proszę bardzo:
Makaron chow mein z kurczakiem i warzywną chińską mieszanką
Kasza jęczmienna, buraczki ze słoika i pulpety z kurczaka bez bułki tartej i jajka. Okazało się że bez tych dwóch dodatków też wychodzą pyszne i się nie rozpadają! Wystarczy w czasie ich "kulania" zmoczyć ręce zimną wodą (mięso się wtedy nie przykleja) oraz od razu wrzucić je na wrzątek. Wyszły bardzo delikatne Do tego sos pomidorowy z łyżką mąki i moim nowym odkryciem: przyprawami Podlaskimi.
Była na nie akurat promocja w Rossmanie i pomyślałam czemu nie? Ta pomidorowa bardzo ładnie pachnie i coś czuję że będzie idealna do makaronów. W moim sosie się sprawdziła, miał bardzo delikatny, lekko czosnkowy pomidorowy smak Na tej do rosołu gotowałam moje pulpety i też coś od siebie do tego sosu dała
Na koniec moja nowa super ekstra kolacja: placki z twarogu!
Wykonanie jest banalne: kostka twarogu, porządna łyżka mąki i trochę mleka żeby to wszystko połączyć. Nie ma być płynne bo się rozleci! Najlepiej lekko zwarte. Można dodać do tego jajko, ja tego nie robiłam z powodu alergii i jego braku xD Smażymy na łyżce oleju do zrumienienia się. Są przepyszne, lekko chrupiące, a płynny twaróg w środku to rewelacja. Polecam spróbować ich z jakimś dżemem albo owocami. Ja żadnej z tych rzeczy nie miałam więc zjadłam je tak o, ale i tak były fantastyczne Już są jednym z moich hitów na szybką i tanią kolację
Zobaczymy co przyniesie przyszły tydzień w moich zmianach w żywieniu. Zdolność do skupienia się na nauce bez rozpraszania się myślą o jedzeniu bardzo mi się przyda, gdyż w piątek czeka mnie egzamin ustny, którego się trochę boję. Po pierwsze: nienawidzę egzaminów ustnych. Wolę testy, zawsze coś nastrzelam, a w ustnym dostanę pytanie z przysłowiowego tyłka i już po mnie. Po drugie: przedmiot jest do niczego co do tej pory miałam niepodobny, więc prawie wszystkiego się muszę uczyć od zera. To dodatkowy stres czy wyrobię się z materiałem i nie zrobię z siebie błazna przed profesorem. Zobaczymy jak to będzie....
Trzymajcie za mnie kciuki, papa