Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Sceptyczna i racjonalna blondynka bez grama pewności siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24725
Komentarzy: 962
Założony: 2 lipca 2014
Ostatni wpis: 21 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Vivien.J

kobieta, 28 lat, Wrocław

173 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

21 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Humor lepszy, wczoraj miałam cool down ;) Dzisiaj prawdopodobnie pobiegam - z tatą albo sama. Ważne, że robię to dla siebie, prawda? :)

Dieta dzisiaj... hmm :D Śniadanie wyszło mi dość skromne, bo miałam niewiele białka w lodówce (pilnuję się diety rozdzielnej) i szybko byłam głodna. Zagryzałam dwukrotnie przed obiadem - chleb pełnoziarnisty z masłem i jabłka. Kolację zjadłam dość szybko i dość lekkomyślnie. Pozwoliłam sobie na nieco duży kawałek chałki z masłem oraz małą bułkę z makiem i sezamem. Ale jeden dzień z tego typu słodkim pieczywem (chałka) nie zaszkodzi ;) Tak myślę. Poza tym, dzięki aktywności i diecie czuję się lekko. Może i nie chudnę (nie mam pojęcia - brak wagi i jakoś zapominam o pomiarach), ale czuję się lepiej ;) poza tym, na efekty trzeba zawsze troszkę poczekać, więc nie mam wyboru, jak tylko uzbroić się w cierpliwość ;) ale przyznam szczerze, że brzuch wydaje się być bardziej płaski, bo się nie opycham i nie zaśmiecam byle czym organizmu.

Dzisiaj jeździło mi się całkiem dobrze, ale myślę, że tylko dlatego, że podeszłam do tego na spokojnie, z dużo lepszym nastawieniem, a przede wszystkim z poukładanymi sprawami w głowie. Możecie nie wierzyć w Boga, ale ja wierzę i to właśnie modlitwa daje mi ukojenie i ten wewnętrzny spokój. Dobrze jest mieć się na czym oprzeć ;)

20 sierpnia 2014 , Komentarze (11)

Jejku, już tyle?! 50 dni :D 50 dni zmagania się ze sobą, wzlotów i upadków. Dni wzorowych i upadłych. Ale nie o tym ;)

Nie pisałam nic przez ostatnie dni, bo przyznam szczerze, że z tą vitalią, to trochę się ukrywam. Przed siostrą... Teraz gdy ma wolne od studiów i znowu mieszkamy razem w rodzinnym do domu, to spędzamy każdą wolną chwilę razem. Gdyby dojrzała, że jestem na forum odchudzającym i przeglądam strony internetowe temu poświęcone, to zginęłabym! Zaczęłyby się pretensje, że wpadnę w anoreksję, uwagi, że po co mi to itd. Ale to chyba dlatego, że jest zazdrosna. Że potrafię się zmobilizować i działać, gdy mi zależy. Zawsze tak było... (w tym też momencie dziadek zawołał mnie, bym zeszła do piwnicy po ziemniaki, zostawiłam niedokończony wpis, poprosiłam siostrę o otworzenie nowej karty, ALE mam niemal pewność, że przeczytała mój wpis pomimo mojej prośby i właśnie - zginę). Już wie, że prowadzę tu pamiętnik, że się ODCHUDZAM, że narzekam na nią do obcych ludzi. Kurde, ale to moje życie. Moja sprawa. Moje narzekanie. Nie mogę? To mój pamiętnik w końcu. Coś mojego, nieco publicznego... Co to będzie, gdy tato wróci z pracy... Siostra zrobi z siebie biedną, pokrzywdzoną osóbkę, a ja na potwora z wyolbrzymianiem problemu tuszy...

A wiecie co tak naprawdę chcę ze sobą zrobić? Odchudzić się, ale tylko nieco! Poprzez pozyskanie mięśni a utracenie tłuszczu. Chcę bardziej ujędrnić i napiąć ciało. Czy to popadanie w anoreksję? :D Czuję się jak w klatce z tym pilnowaniem...

Wczoraj i dziś jest dietetycznie, lekko, zaraz jakiś obiad ugotuję. Biegam od niedzieli :) Wygląda to tak, że biegamy z tatą co drugi dzień (w niedzielę 4 km, wczoraj 2), a codziennie stawiam na ćwiczenia w domu: minimum pół godziny na jakieś brzuszki, przysiady, coś w rodzaju siadu w powietrzu (by napiąć uda i pośladki). Powinnam w końcu robić coś na tę moją talię! A wykonuję tylko po 10 skłonów na każdą stronę... :/

Samopoczucie niby dobre... Gdy czytam Wasze wpisy i je komentuję, to uciekam od swoich problemów, przykrych wspomnień. Jakoś oddycham. ale gdy wracam do swojej sytuacji... Dzisiaj na przykład wyjechałam ostatnią godzinę z instruktorem. Szło mi gorzej niż wczoraj, a myślałam, że już dam radę! Bo wczoraj było dobrze! A ja co? Nawaliłam. Po całej linii prawie. Instruktor dogadał mi, że co robię itd. a ja nie umiałam wziąć się w garść. Wydałam się sobie tak beznadziejna i głupia, że w odpowiedzi powstrzymywałam się przed urojeniem łzy i zastanawiałam się, co mu odpowiedzieć... Nie tak miało to wyglądać :(

Ponadto rozmyślam o tym, że tak naprawdę nie mam znajomych. Jacyś tam są, ale tak momentami. W sensie, że gdy ich potrzebuję, to ich nie ma. Zostaję sama... I chyba potrzebuję się wygadać, wypłakać, bo jest mi tak okropnie ciężko, a tu... Nie ma! Nie ma komu...

I co z tego, że dieta jest, że ćwiczę, że jakoś funkcjonuję, jak nie potrafię myśleć pozytywnie, zmienić nastawienia i chociaż pokazać wszystkim, że umiem jeździć! Już chrzanię tych znajomych... Poradzę sobie bez nich. Ale to jest takie przykre... I takie dołujące... Jeszcze gdy wcześniej relacje układały się tak pomyślnie...

Jeśli chodzi o prawo jazdy, to muszę dokupić parę godzin, ale ja już teraz załamuję się tym, że dzisiaj mi gorzej poszło :/ Tym bardziej, że za każdym razem tato pyta, jak mi idzie i już wczoraj był niezadowolony, że musi mi płacić za kolejne godziny... 

Nic, tylko uciec stąd jak najdalej... :( marzyłam o morzu, prawda? Ale kolega, z którym czułam się bardzo dobrze, czułam, że mogę na nim polegać - sypnął to ot tak. Że jedziemy. Z resztą, co ja naiwna myślałam... Chyba nie zamknęłam dokładnie rozdziałów za sobą stąd te rozczarowania... Ta relacja z nim teraz mnie męczy. Bo kiedyś byłam w nim strasznie zakochana, a teraz się kolegujemy. Wydaje mi się, że to pogodziłam. Było to już dość dawno, ponadto on ciągle był w nowych związkach, w innym mieście, nie odzywaliśmy się do siebie. Wszystko jasne! Ale ja nadal chyba wierzę w zbyt wiele jego słów... Choćby teraz - gdy mówił, że odezwie się w sierpniu, bo będzie miał chwile wytchnienia od pracy. Nic. Cisza. A ja potrzebuję teraz przyjaciela najbardziej na świecie... :( I wiem, on nic nie obiecywał. Ja to rozumiem. Ale mimo wszystko jest mi jakoś przykro. Czuję żal  i pustkę...

16 sierpnia 2014 , Komentarze (10)

Zrobiłam więc mały eksperyment  i zjadłam większe śniadanie zarówno wczoraj jak i przedwczoraj :) Zjadłam dość dużo (mały jogurt naturalny z płatkami owsianymi, otrębami, lnem, bakaliami, cynamonem, jabłko, dwie kromki chleba żytniego - z pomidorem i z masłem), ale przyznam, że potem nie podjadałam :) I jakoś czułam się dość syto, tak że moje późniejsze porcje były małe. I tak chyba ma być ;) Rano jest lepiej w siebie wpakować zdrowego jedzenia, by podkręcić metabolizm, prawda? :)

Wczoraj miałam dzień bardzo grzeszny, bo naszła mnie ochota na słodkie! Ale pozwoliłam sobie na 2 kawałki sernika z suszonymi śliwkami i koniec! :) Dzisiaj nie ma słodyczy, ewentualnie słodkie owoce :) I oczywiście ćwiczenia. Długo nie było (zaspałam, a muszę sprzątać po remoncie), ale tak 40 minut jest ;) #0 na nogi i 10 na brzuch. Stwierdziłam (może z lenistwa), że chyba niepotrzebnie katuję się teraz ćwiczeniami na partie mięśni brzucha, bo powinnam zacząć od diety. Nie pierwszy raz słyszałam, że piękny brzuch, to 70% dieta i 30% ćwiczenia. Warto więc chyba skupić się na menu (choć przez tydzień) i potem modelować :)

Chcę już na poważnie zacząć przygodę z bieganiem! Nie jest chyba dość nudną formą aktywności, bo ciągle mogę biegać inną trasą. Tylko, żeby mieć siłę wstawać o 7 pomimo deszczu i szarości za oknem... A może lepiej biegać wieczorem? Chyba bardziej mi pasuje, ale też nie wiem, czy przyczyni się to wtedy do spadku wagi i utraty kilogramów.... Chociaż już nie wiem, czego chcę :D Podoba mi się moja figura, bo jest bardziej kobieca (mam większe piersi dzięki większej liczbie na wadze), ale mogłabym ją trochę podrasować :D Większe wcięcie w talii i smuklejsze nogi, to moje marzenie :D a już ile kilogramów zejdzie, to chyba nieważne ;)

Długo mnie tu nie było, stąd moje długie rozmyślanie we wpisie :D Od tego wszystkiego, już nawet nie wiem, co zjem na śniadanie! Idę pobuszować po lodówce... :)

14 sierpnia 2014 , Komentarze (11)

Wiecie co? Tak myślę nad idealnymi ćwiczeniami dla siebie... A gdyby tak po prostu zacząć biegać? Powinnam wtedy nabrać lekkości, przede wszystkim poprawię kondycję i oczywiście ujędrnię to i owo :) Biega któraś z Was od dłuższego czasu? Czy może preferujecie ćwiczenia w zaciszu domowym? ;)

Co do diety dzisiaj, to postaram się nie podjadać. Wczoraj podjadałam! Okropieństwo... Nie umiem tego wyjaśnić, ale mniej więcej po obiedzie bierze mnie taka chcica na podjadanie :D Wygląda to tak, że czegoś mi brakuje. I wtedy sięgam po jabłko, albo płatki pełnoziarniste, albo jakąś małą kromkę. I szukam i szukam, żeby zapełnić to odczucie, że czegoś mi brakuje. I nie wiem o co chodzi. Czy może za mało jem na ten obiad? A może wina jest po stronie śniadania? Bo czytałam gdzieś kiedyś, że jeśli nie zje się wielowartościowego, dobrze skomponowanego śniadania, to potem łatwo o podjadanie. Tylko, że ja dotąd myślałam, że śniadania raczej jem solidne :D

Właśnie i zamiast tak filozofować, to powinnam zebrać tyłek i podziałać! Ale ciężko mi jakoś teraz, gdy za oknem szaro i w domu też szaro od tego remontu... Dzisiaj planuję posprzątać już część tego bałaganu, bo już nie będzie żadnego kucia, a może już jutro poćwiczę :) Mamy święto, od razu dłuższy weekend, więc trzeba to wykorzystać na jakiś rower, czy inną formę aktywności :)

13 sierpnia 2014 , Komentarze (10)

Wczoraj było bardzo ładnie: z dietą i ćwiczeniami - 30 minut z Mel b (dobre i to) ;)

Ale dzisiaj? Czarno to wszystko widzę, bo mamy remont łazienki, by dostosować wszystko dla osoby niepełnosprawnej. Wszystko jest zakurzone, brudne... Okropnie! Gdybym wiedziała, że wszystko to dostanie się przez zamknięte i zabezpieczone drzwi, to pochowałabym więcej rzeczy, przykryła... Ale cóż. Trzeba wytrzymać parę dni. A potem wieeeelkie sprzątanie. Aż boję się na samą myśl o tym, bo zdaję sobie sprawę, że cały dom będę musiała sprzątać sama...

Dieta dziś będzie, postaram się. Ale z ćwiczeniami jak, to nie wiem... Powinnam teraz zrobić Mel b, ale przez ten remont korzystam z innej łazienki, gdzie jest wanna i trochę hałasuję, bo jestem nieobyta w poruszaniu się tam :D A za ścianą śpi siostra... 

Tak sobie myślałam, że może i nawet dobrze, że dzień w dzień nie zrobię tego zestawu ćwiczeń. Pójdę może pod wieczór pobiegać ;) Bo wczoraj, gdy ćwiczyłam na nogi z Mel, to tak niesamowicie się spociłam i dość szybko złapałam zadyszkę. Więc moja kondycja nieco spadła! Dlatego na początek pobiegam ;)

Słyszałyście może o zbawiennym rozciąganiu? Że warto właśnie na taką formę aktywności postawić, a sylwetka się wysmukli i mięśnie wydłużą? Podobno fajnie to odchudza ;) Pytam dlatego, może ktoś ćwiczył? ;)

10 sierpnia 2014 , Komentarze (12)

Może go tak wykreślić? 

Nie wiem, co ostatnio się ze mną dzieje, ale kompletnie nie umiem się zmotywować, jakoś tak mi się nie chce tyłka ruszyć i jakoś o siebie zadbać... Albo gdy już ćwiczę, to nagle odzywa się we mnie głos: "po co właściwie się meczysz? To nie ma sensu." A już nie mogę patrzeć na te nie jędrności! Co tu robić? Do tego podjadam. Niby takie nic, bo np wafle ryżowe, czy jabłko, ale no... nie powinnam!

Dzisiaj odstęp od diety. Jest zdrowo, ale jest też słodki dodatek. Czekoladowe ciasto z czekoladową polewą. Ale jak na to ciasto tak patrząc, to bardzo "złe" chyba nie jest, bo zawiera ciemne kakao, gorzką czekoladę, cukier trzcinowy. Zjadłam jeden kawałek (taki dość solidny) i chyba już na dzisiaj podziękuję. Jutro jest poniedziałek, więc oby łatwiej mi było wdrożyć się w ćwiczenia i dietę ;) Choć znowu nie wiem, kiedy tę aktywność wcisnę, bo od 8 mam jazdę autem...

Dzisiaj po powrocie ze szpitala planuję wskoczyć na rower i przejechać tak może z 20 km :) Generalnie bardzo bym chciała popracować nad nogami, bo zdałam sobie sprawę, że chyba to one są moim największym problemem. A przecież nogi pokazuje się każdego dnia, czy w spodniach, spódnicach, sukienkach, czy krótkich spodenkach, w których właśnie nawet nie chodzę... 

I tak jak już kiedyś wspominałam, chciałabym mieć węższą talię. Jestem do tego skłonna, tak, bo po prostu mam taką budowę, ale tu pierwszą rolę gra chyba dieta... I jakieś hula hop zapewne ;) Swojego czasu gdy schudłam, miałam nawet 56 cm w talii! Taki mój rekord. Więc liczę, że małymi kroczkami do tego wrócę ;)

8 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Ostatnio bez większej aktywności fizycznej, ale dieta za to jest ;)

Jak się okazało, grypy żołądkowej chyba nie miałam, bo następnego dnia doszłam do siebie, więc mogłam sobie pozwolić na zdrowe odżywianie. I tak też jest! Wreszcie. Nawet dzisiaj nie podjadałam między posiłkami :) Początkowo spożyłam dość mało warzyw, ale troszkę uzupełniłam nimi dietę pod wieczór.

Wiem, że nie powinno się chyba zaliczyć plewienia w ogrodzie do aktywności fizycznej, ale spędziłam 2 godziny na schylaniu, rozciąganiu, zginaniu i machaniu motyką. Więc może coś tam jednak się podliczyło ;)

Dzisiaj na jazdach nie mogłam się skupić. Miałam pechowy dzień... Będąc na zakupach rozerwała mi się torba i musiałam wszystko zbierać z chodnika. Szczęście, że mam miłego instruktora, który zaproponował podwózkę w ramach mojego dzisiejszego pecha. Tak, żeby nic mi się jednak nie stało ;) jutro na szczęście wolne od kierownicy, pedałów, sygnalizacji świetlnych... Męczące na dłuższy dystans...

Poza tym, od wczorajszego wieczoru złapał mnie istny dół. Przypomniałam sobie o swoim "prawie byłym"? Ciężko nazwać tę relację... W każdym razie był powodem mojego przygnębienia i poczułam się taka bez sensu, samotna i nieszczęśliwa... Myślałam, że następnego dnia (dzisiaj) mi przejdzie, ale oczywiście musiał pojawić się we śnie i rano nadal byłam przybita. Właśnie podczas jazdy mój nastrój się przejawiał. Aż głupio mi było, gdy słuchałam krótkiego zarzutu na złą reakcję na drodze i zaraz język grzązł mi w gardle, a głos stawał się piskliwy i byłam bliska płaczu...

Teraz chyba jest lepiej. Po tym ogrodzie :D A nienawidzę plewić!

Jutro rano planuję Mel b i ładną dietę :) Raport spiszę na wieczór.

Powodzenia wszystkim życzę!

5 sierpnia 2014 , Komentarze (11)

A ja dziś chyba zdycham...

Wczoraj specjalnie położyłam się wcześniej, by się wyspać, mieć ochotę i czas na ćwiczenia, spokojnie siąść za kółkiem, wreszcie nadążać. I mój organizm rano pokrzyżował mi plany :( Wstałam i jakoś zrobiło mi się niedobrze. Po chwili dostałam biegunkę i poczułam się bardzo osłabiona. Wahałam się w pewnym momencie, czy ćwiczyć? Iść na jazdy? Wymiękłam jednak, bo cały brzuch mnie rozbolał. Napisałam sms-a do instruktora i położyłam się z powrotem do łóżka. Mam jadłowstręt. Ale zaczynam być głodna i nie wiem, jak sobie radzić teraz. Czy faktycznie się przemóc i  coś zjeść, czy tylko pić herbatki ziołowe i wodę... Teoretycznie, już mi jest trochę lepiej, bo nie ma tego osłabienia. Żal mi teraz, że akurat dziś złapał mnie jakiś wirus grypy żołądkowej. Bo to nawet chyba nie grypa żołądkowa właśnie. Albo przechodzę ją trochę inaczej.

A na śniadanie miał być koktajl z awokado! Ale gdy teraz sobie pomyślę  o tym, że to jest tłuste, itp, to jakoś aż mnie muli...

Ćwiczenia bardzo bym chciała powykonywać, choćby z 20 minut. Teraz, albo nieco później. Może mi przejdzie?

W planach miałam menu:

1) ŚNIADANIE: koktajl z awokado, jogurtu naturalnego, trąb, natki pietruszki i soku z cytryny

2) II ŚNIADANIE: koktajl z grejfruta i pomarańczy

3) OBIAD: zupa krem z fasolki szparagowej, brokuła, marchewki, cebuli itd.

4) KOLACJA: koktajl pietruszkowy z żurawiną

Miało być ładnie, lekko, przyjemnie, a przede wszystkim oczyszczająco, bo ostatnio mój organizm dostawał różne ilości pokarmów mniej lub bardziej dietetycznych... Poczekam do 10-11. Może przyjdzie mi ochota na jedzenie. Na razie pozostało już tylko osłabienie, zmęczenie i ból całej jamy brzusznej. Ale taki lekki. Liczę na to, że będzie ok :)

4 sierpnia 2014 , Komentarze (7)

Zastanawiałam się, czy tego wpisu nie zatytułować w inny sposób. Bo chyba ostatnie dni nie należały do tych, które kontynuowałyby moje wcześniejsze postanowienia i dążenie do celu. Przyznaję bez bicia, że ostatnio nie było ani diety ani ćwiczeń. Jedyną moja aktywnością było przygotowywanie w ekspresowym tempie obiadów, następnie sprzątanie, mycie naczyń, robienie przetworów... Także tak czy siak wieczorem padałam na twarz. A rano jazdy, od 8 standardowo. Dzisiaj byłam już na tyle nieprzytomna, że pierwszą godzinę męczyłam się sama ze swoim stanem. Muszę się wreszcie wyspać... :)

Ale właśnie tak to wyglądało. Po ognisku, które było w sobotę, spałam 2 godziny? 2,40 dokładnie. W niedzielę rano do kościoła, potem do mamy, do szpitala  i małe zakupy. Wróciłam koło 21 i znowu nie było ćwiczeń... Tłumaczę sobie, że ciężko mi teraz tak idzie, bo po pierwsze już dawno "olałam" mój cel, po drugie ciężko jest wrócić na dobrą drogę, po trzecie mam teraz okres, a po czwarte - brak czasu! Ale chcę to zmienić. Chcę, muszę! :) I dzisiaj już tak miało być, ALE kochający tatuś kupił drożdżową chałkę, poza tym w lodówce jest pyszny sernik, praliny, a w tym tygodniu jesteśmy tylko we dwójkę. Będę słyszeć teksty: "jedzenie się marnuje". Już dzisiaj pomimo moich zastrzeżeń zjadłam ten kawałek chałki i cieniutki na centymetr plasterek sernika. Ok,ok, dzisiaj jeszcze niech będzie, ale jutro absolutnie nie, nie pozwalam sobie już :) Ze mną jest tak, że nie opycham się słodyczami i jakimś śmieciowym jedzeniem, gdy już mam jakiś dziki napad głodu. Opycham się, ale owocami, pełnoziarnistym pieczywem itp. Więc może jakoś tragicznie ze mną nie jest, choć jest to bardzo, bardzo głupie. Dopiero teraz doceniam uroki diety i regularnych ćwiczeń - gdy pojawiły się z powrotem moje kompleksy. Ale to dobrze, mam teraz motywację ;)

Do ćwiczeń chcę wrócić dziś wieczorem, mam nadzieję, że wypocę się i zmęczę za wszystkie te moje zmarnowane dni i godziny! Dieta jak wspomniałam będzie od jutra i mam nadzieję, że będę kroczkami zmierzać do celu ;)

Dzisiaj pogoda jest taka jakaś smętna, aż naszły mnie myśli, że czemu ja nie mogę sobie w końcu tego faceta znaleźć?! No cóż, widocznie taki mój los, choć to nie jest pocieszające :D Każdy, kto zwróci moja uwagę jest albo zajęty, albo po prostu niezainteresowany. Na ognisku np. dopiero po 2 latach znajomości poznałam się lepiej z jednym chłopakiem. Bardzo sympatyczny, a zawsze myślałam, że jest sztywnym dziwakiem. Ale cóż, jest zajęty ;) Co prawda ma teraz w związku kryzys i wg mnie, dziewczyna zwyczajnie "leci w kulki", ale nie jestem z tych, które żerują na cudzym nieszczęściu... A miły fizjoterapeuta jest żonaty! Tak, od 3 lat, także... Do szpitala w tygodniu się nie wybieram, bo po co ;) jeśli chodzi o mamę, to jesteśmy umówione zawsze na niedzielę - w tygodniu ma mnóstwo zajęć. A jeśli pan Wojciech jest żonaty, to życzę mu dużo szczęścia, o! ;)

Żeby nie było, "pochwalę" się zdjęciem sernika ;) 

Pralin nie fotografowałam, bo są dość  hmm... niefotogeniczne :D Zwykłe kulki oblane czekoladą, a drugie obtoczone w wiórkach kokosowych :)

1 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Obiecałam sobie rano ćwiczenia, a tu niespodzianka! Nie zauważyłam u siebie pms-u, stad nagle szok, że kiedy ja biorę się w garść, by ćwiczyć, tu taki dyskomfort na mnie spada :D Poza tym, jakoś smętnie było o tej 6 rano, więc ćwiczenia odpuściłam. Przed chwilą porozciągałam się z 15 minut, ale czuję się tak rozgrzana, że od razu mi lepiej :)

Dieta dziś jest, a menu było takie:

1)  ŚNIADANIE: jogurt naturalny z kakao, żurawiną, rodzynkami, płatkami owsianymi, płatkami ryżowymi, rodzynkami, cynamonem i imbirem +jabłko

2) II ŚNIADANIE: garść pistacji i sok z papai, jabłka i trawy cytrynowej

3) OBIAD: mały kawałek dorsza pieczonego w folii aluminiowej (przesadziłam z cytryną, dlatego nie mogłam więcej zjeść) i fasolka szparagowa z odrobiną masła

4) KOLACJA: bułka kukurydziana z pestkami dyni, pomidorem i szczypiorkiem +jabłko.

Jakoś dzisiaj piję mało wody... Ale zaraz nadrobię to czerwoną i zieloną herbatą :) 

Na jeździe było sympatycznie i przyjemnie. Nawet nie wiem, kiedy mijają te dwie godziny :) W weekend mam spokój, ale nie odpuszczę jutro porannych ćwiczeń i generalnego sprzątania! Na wieczór pozwolę sobie na odrobinę alkoholu, bo idę na ognisko pożegnalne koleżanki, która wyjeżdża do Stanów. Mam nadzieję, że będzie miło, choć na pewno pojawi się tam parę osób, z którymi wolałabym się nie widzieć... Nic nie poradzę.

Zaraz też wykonam masaż bańką chińską i wetrę serum ujędrniające. Ach, jak dobrze czuć się z powrotem na drodze do bycia fit! :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.