Nie wiem ile razy już zaczynałam. Ile razy pisałam, że to już ostatni raz, że już wiecej nie będzie, że schudnę raz a porządnie i tyle będzie mnie tu widać. A jednak w kółko jest to samo! spasłam się jak prosie! Rok temu czułam się świetnie, miałam figurę o którą dużo walczyłam, może nie byłam jakaś super szczupła, ale czułam się dobrze, kobieco i lekko. I wszystko trafił szlag. Pierw przestałam chodzić na siłownię, pierw z braku czasu a później już do tego niechodzenia się przyzwyczaiłam. Później zaczęłam jeść. Wszystko jedno czy to był dzień czy środek nocy, KFC, czekolada czy jakiś kebab. Przecież schudłam, to mogę! I tak się jadło, jadło, jadło...Efekt? Już pół biedy że wyglądam jak wieloryb po ciąży, mam pełno rozstępów na nogach. Możecie się śmiać z tego ale mnie najbardziej jest przykro że...przestałam się mieścić w ciuchy sprzed roku! Super ciuchy! Zawsze przykładałam dużą wagę do garderoby, nie kupowałam byle czego a teraz część tych wystrzałowych ciuchów na mnie nie wchodzi
Skórzana kurtka, koktajlowa czerwona sukienka czy koronkowe szorty...mogę tak wyliczać i wyliczać.
Patrząc na siebie powiedziałam DOŚĆ! Jak w ogóle mogłam się tak zapuścić? Lato tuż tuż a ja nie wyobrażam sobie jak mogłabym nałożyć bluzkę bez rękawków czy szorty (ze względu na nogi czy ramiona). Dlatego postanowiłam się ogarnąć.
Zmodyfikowałam jedzenie, znów zaczęłam jeść (a raczej wmuszać) w siebie śniadania. Może nie mam jakiejś świetnej diety ale staram się nie jeść słodyczy, jem więcej warzyw, owoców i piję dużo wody. Póki co wystarczy
Z ćwiczeń powróciłam do Chodakowskiej i jej Skalpela. Chociaż nigdy nie przepadałam za nią a jej ćwiczenia szybko mnie nudziły ale na początek ok. Od kwietnia, jak pójdę do nowej pracy, zobaczę co i jak zamierzam zapisać się na fitness. Nie żadna siłownia, tylko fitness, aerobik, taniec bo to lubię i to sprawia mi największą radość!