Tak, dokładnie tak się czuję...
Dawno mnie tu nie było z powodu wielu obowiązków i braku dostępu do internetu. I ta moje nieobecność dała się we znaki. O co dokładnie chodzi? Ano o to, że porzuciłam dietę i bezpośrednio aktywność fizyczną. Przez tydzień bywało tak, że nie jadłam pewnego dnia prawie nic, a następnego - co popadnie. Czasem wpadło trochę słodkiego, czasem węglowodany z białkiem. Aktywność miałam taką, że wiele spacerowałam, wręcz szybko maszerowałam. Musiałam pobiegać trochę po Wrocławiu, by pozałatwiać milion różnych spraw. Do tego przyszła @, więc czułam się ociężała i oczywiście podjadałam. Dzisiaj już miałam się wziąć w garść, więc poćwiczyłam 30 minut, tak na dobry początek, zjadłam wzorowe śniadanie, ale na tym się skończyło... Wpadłam podczas gotowania obiadu i robienia dżemu - ciągle musiałam próbować, czy jest już smaczne, a następnie zagryzać, by zneutralizować smaki. Więc tak dociągnęłam aż do teraz i jestem objedzona po brzegi. Na dzisiaj już koniec, mam nadzieję ;) Tj. przegryzę coś pod wieczór, ale będzie to coś lekkiego :)
Mało też piłam wody przez ten tydzień... Eh, nic dobrego. A przyznam, że gdy zaczęłam, to odczuwałam taki sprzeciw. Że ja nie chcę! Że jadam inaczej! Ale sytuacja mnie często zmuszała i po prostu MUSIAŁAM. No a potem już z górki...
Nie chcę czuć się taka napchana, nie mam wtedy w ogóle ochoty do funkcjonowania i generalnego życia... Więc zbieram tyłek i do dzieła! Bo efekty już były, zanim porzuciłam mój zdrowy trans ;) Stopniowo porzuciłam też masaże i peelingi, ale dzisiaj ogłaszam powrót i wrócę do bańki chińskiej :)
Co miłego się wydarzyło przez ten czas? Między innymi to, że zdałam na prawo jazdy :) Za pierwszym razem! I nadal nie mogę w to uwierzyć... Chciałoby się skakać i biegnąć aż do nieba, ale to moje dzisiejsze obżarstwo póki co mi na to nie pozwala. Może pod wieczór coś jeszcze porobię ;)
Jestem też pełna obaw. Niedługo studia... Wczoraj dostałam maile dotyczące przydzielenia mnie automatycznie na wykłady i ćwiczenia na 1. semestr. Wszystko, co otrzymuje, to maile i komunikaty na stronach internetowych! A ja tego tak bardzo nie lubię... Ciężko mi jakoś poruszać się w internecie. Wolę pójść, popytać, podpisać, a nie akceptować, odczytywać i wyświetlać. Jestem starej daty.
Kolejną moją obawą jest to, że mama wraca do domu. Nie wszystko jest skończone i porobione, więc nie wiem, jak będzie tu funkcjonować... A odkąd jest chora, zrobiła się bardzo drażliwa, nerwowa i uszczypliwa. Dla mnie nawet mało życzliwa... Nie powinnam tak myśleć, ale czasem uważam, że to dobrze, że się wyprowadzę. Egoistycznie zapewne, prawda? Cóż... czasem mam takie dni.
Przepraszam Was najmocniej, ale pewnie nie nadrobię swoich zaległości w Waszych pamiętnikach... Ale od dzisiaj, ewentualnie jutra, postaram się być już na bieżąco. Obiecuję! :)