Pamiętnik odchudzania użytkownika:
CarrotsGirl

kobieta, 33 lat, Miasteczko

165 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2017 , Komentarze (16)

Cześć!

Waga bez zmian, chociaż było weekendowe szaleństwo - pizza domowej roboty, ciasto (2 kawałki), chipsy i 0,5 litra wina! Jestem szczęśliwa, bo jutro oficjalne ważenie, a lepsza stagnacja niż wzrost wagi, ale pamiętam, że stanie w miejscu to tak jakby cofanie i już patrzę na to co jem. Tzn. wtedy też patrzyłam, ale mogłam sobie pozwolić :D

Właśnie jem sałatkę: łosoś, rukola, ser pleśniowy, pomidory, przyprawy i oliwa z oliwek. Powiem Wam, że coś mi nie smakuje, ale prawdopodobnie dlatego, że obok mnie stoją mandarynki. Jestem mandarynkowym pożeraczem w okresie Świąt - a Wy? :D Mogłabym jeść je na śniadanie, obiad, deser, podwieczorek i kolacje :D 

Na śniadanie wsunęłam dzisiaj twaróg ze szczypiorkiem i kromką chleba + baton czekoladowy, potem makaron z sosem bolognese, kurczakiem i rukolą + pączek (oponka, zapewne odłoży się w brzuchu), wyżej wymienioną sałatkę i coś przydałoby się zjeść na kolację, ale nie będę głodna więc nie wiem czy zjem - zobaczę. Dzisiaj mam parcie na słodkie, może dlatego, że przed okresem zamiast parcia na słodkie miałam wysyp pryszczy na twarzy? Z reguły w okolicach okresu mam odkurzacz słodyczowy, a tym razem dostałam go po okresie - przecież kobieta zmienną jest :D

A jak u Was, jak weekend i poniedziałek? :)

1 grudnia 2017 , Komentarze (12)

Cześć w grudniu!

Na wadze dzisiaj 71, 4 kg - wiedziałam, że ten moment w końcu nastąpi i stało się. Nie pamiętam kiedy tyle ważyłam, być może było to w tym roku, a być może już wtedy przestałam się ważyć widząc ile mi się przybrało. 

W listopadzie zrzuciłam 1,9 kg - dla mnie to świetny wynik, bo to oznacza spadek mniej więcej 0,5 kg tygodniowo, czyli najzdrowiej. :)

Jutro cheat day - będzie pizza, ale uznałam, że zrobię to zdrowiej i zrobię sama (skorzystam z gotowego spodu, bo niestety spody do pizzy to nie moja mocna strona) - zawsze to trochę kcal utnę, a przede wszystkim będę wiedziała co tam jest w środku i nie wspomnę już o oszczędności, bo wydam około 12 - 15 złotych, a nie ponad 30 czy 40 zł w lokalu czy w dowozie :) Może nawet pozwolę sobie na czipsy :D

Nie wiem jak Wy, ale ja jak wiem, że będzie taki dzień czy wieczór to od rana jem mniej żeby jakiś deficyt kcal jednak był i żeby nie "bolało" jedzenie takie jak wyżej opisane. Chociaż podobno dwa kawałki pizzy i sałatka jest w porządku nawet w zwykły dzień na obiad - zaznaczam, ze mowa tu o pizzy na cienkim cieście, nie ociekającej tłuszczem, o średnicy 32 cm, a nie 52 cm :D

Śniadanie zjedzone - dwie kromki chleba słonecznikowego + serek twarogowy + 1/3 papryki i pomidorki koktajlowe. Na obiad plan taki jak wczoraj (risotto, ale z 1/4 ryżu a reszta warzywa + banan), na podwieczorek zupa i nie mam pomysłu na kolację, ale może zdecyduję się na jogurt. Może jem mało owoców, ale świadomie wybieram warzywa i staram się aby stosunek owoców do warzyw wynosił 1/3.

Moją słabą stroną są obecnie kwaśne żelki - wiem, że to zło, cukier i w ogóle, ale kiedy lubię kwaśne, a ogórki kiszone już takie kwaśne nie są :D

Spadł u Was śnieg i jeszcze jest? U mnie taki niedobitek z niego się zrobił, a szkoda.

30 listopada 2017 , Komentarze (9)

Waga stoi jak zaklęta. Ciągle pokazuje 72,2 kg - uważam co jem i nie mam pod tym kątem nic do zarzucenia. Z aktywnością też nie jest najgorzej.

Właśnie zjadłam omleta - pierwszy raz zrobiłam zupełnie bez mąki - da się zjeść i smakuje w porządku :) Do tej pory zwykłą mąkę zastępowałam mąką ryżową (lub kukurydzianą). Omlet smakował jajecznie, bo użyłam 2 jajek, a nie jak do tej pory jednego :D Myślę, że deal jajko zamiast mąki jest całkiem dobry :) 

Posiłki na dalszą część dnia mam zaplanowane - risotto z warzywami + banan (owoce łączę  jakimś posiłkiem, najlepiej wychodzi mi łączenie z obiadem), zupa krem, kanapka z twarogiem.

A jak u Was? Czujecie świąteczny nastrój? Ja jeszcze nie, ale ozdoby już czekają żeby je zawiesić - dla mnie jest jeszcze za wcześnie, chociaż sklepy już od dawna są obwieszone łańcuchami i bombkami. U mnie króluje złoto i bordo! Pierwszy raz będę przystrajała kominek (wcześniej nie miałam) i powiem Wam, że mam nadzieję, że wyjdzie super - mam wyobrażenie, zobaczymy jak z realizacją, ale potencjał jest :)

21 listopada 2017 , Komentarze (20)

Cześć!

Dzisiaj się zważyłam i niestety, ale trochę do szczęścia mi brakuje. Na wadze 72,1 kg, ale ... wczoraj było 72,5 kg. Waga mi skacze jak szalona, ale to dlatego, że mam jakieś problemy z czynnościami fizjologicznymi - nie będę się zagłębiać, bo czasami czytam vitalie przy jedzeniu :D

Wekend minął i stwierdzam, że wtedy rozrabiam najbardziej - a to film i do tego przekąska, a to jakiś mniej zdrowy obiad. Wiem, że od tego nie umrę, ale do licha to dziecinne :D W każdym razie umiem sobie odmówić wielu rzeczy, ale ostatnio nie odmawiam gorzkiej czekolady i żelków - muszę wyczyścić zapasy to nie będzie kusiło.

Z przyjemności to kliknęłam sobie buty - brązowe sztyblety, jak będą godne uwagi to Wam dam znać. Mam świetne buty z Venezi - wygodne, nie obcierają (o dziwo), ale ich cena była tak zaporowa, że po prostu szkoda mi je schodzić w jeden sezon... Czy ze mną wszystko w porządku?

16 listopada 2017 , Komentarze (10)

Witajcie! 

Nie chwalę się wagą, bo po szalonym weekendzie nadal ze mnie wszystko schodzi. 

Właśnie jestem po podwieczorku i jestem zachwycona - dzisiaj kanapka z chlebem koszarowym (ciemny, minimum składników i nie ma takiego kwaskowatego posmaku), sałatą z domowego ogródka (nadal!), pomidorkami koktajlowymi i łososiem - pierwszy raz tak mi smakował łosoś. Na śniadanie jadłam owsiankę z dwoma łyżkami dżemu borówkowego, migdałami i bananem. Na obiad dwa gołąbki z sosem pomidorowym i odrobiną leczo z passaty, papryki, cebuli i cukinii. na kolację będzie zupa wielowarzywna. 

Ogólnie dzień oceniam na plus :)

A jak u Was?

8 listopada 2017 , Komentarze (4)

Witajcie!

Dzisiaj na wadze w końcu spadek - 72,3 kg. Przyznam, że w ostatnim tygodniu pilnowałam się z jedzeniem i nie oszczędzałam na aktywności fizycznej. Jak widać opłaciło się. 

Staram się jeść regularnie i w stałych porach, ale czasem zjadam śniadanie później i... dzień rozwalony, bo jak śniadanie jest o 10.30, obiad o 14.30, podwieczorek o 18.30 to nie ma miejsca i czasu na kolację. Dzisiaj zjadłam późno śniadanie (płatki owsiane z orzechami ziemnymi w miodzie, bananem i łyżką dżemu - pycha!), obiad (1/2 kaszy orkiszowej, spaghetti z mięsem mielonym z kurczaka i passaty, 5 pomidorów koktajlowych i garść mixu sałat) i żeby jakoś wcisnąć czwarty posiłek podwieczorek był o 17.30 (kanapka z 1/2 bułki, pół plastra sera, plaster szynki, 7 pomidorów koktajlowych, 1/3 papryki), a zaraz wjedzie krem z zielonych warzyw. Dzisiaj przegryzłam trzy niepełne garście orzechów ziemnych w miodzie.

Cieszę się ze spadku wagi, bo potrzeba mi takich dobrych bodźców.

Uciekam na mój czwarty posiłek - zupę krem z zielonych warzyw. Chyba kiepsko ją zblendowałam, albo to blender jest do kitu. Zjeść trzeba :D

2 listopada 2017 , Komentarze (1)

Cześć!

Wracam do Was, jak zawsze w najgorszych chwilach. Mam nadzieję, że powrót pomoże mi się pozbierać i poukładać. Z wagą kiepsko, z samopoczuciem.

Ważę 73,3 kg. Od miesiąca jestem pod opieką dietetyka i idzie mi opornie. Nie będzie tu czarowała, bo to nie ma sensu.

Czas się wziąć za to na poważnie, bo nie chcę marnować swojego i czyjegoś czasu, a w dodatku nie chcę tracić pieniędzy na coś, co nie przynosi mi efektu - mimo, że wiem, że nie mogę podjadać to to robię, gdzie jest moja silna słaba wola, no gdzie?

Dajcie znać co u Was słychać. :)

8 kwietnia 2017 , Skomentuj

Witajcie!

Wracam do Was, po raz kolejny. Tym razem, po ... prawie rocznej przerwie. W tym czasie waga wahała się, ale 70 kg nie przekroczyła - przynajmniej mi o tym nie wiadomo. Bieganie porzuciłam. Póki co, ze względów zdrowotnych wyłącznie spacery, może z czasem pozwolę sobie i jeśli lekarz się zgodzi - bieganie i rower (ten niestety też stoi i się kurzy z wyżej wymienionych powodów).

Waga z dzisiaj 67,7 kg - dawno taką widziałam, oj dawno... Ale wiele rzeczy się na to składa: spacery - średnio 5 km dziennie, inne żywienie (o tym napiszę wkrótce, bo sama muszę się z tym ułożyć), leki (o tym też wkrótce, bo temat jest ciężki dla mnie samej i wyszedł zupełnie przypadkowo; być może i o tym kiedyś napiszę).

Samopoczucie - w porządku, nie mogę narzekać - w końcu wiosna za oknem.

Widzę, że u Was się dzieje, że walczycie. Szczególnie podziwiam Kamila914 za zapał, nieustające zmotywowanie i radzenie sobie z obowiązkami, za powrót do formy :) Przy okazji ją pozdrawiam, bo ma mnie w znajomych z tego, co wiem.

Kończę, nie obiecuję nic, bo nie wiem kiedy natchnie mnie kolejny raz.

P.S. Mam pewien pomysł, żeby dzielić się z Wami różnymi, fajnymi produktami i pisać co o nich myślę osobiście oraz jakie mają właściwości - oczywiście są to zdrowe produkty, które nas wspomogą w walce z przeciwnościami (chciałoby się rzec losu). Co Wy na to?

2 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Witajcie!

Zacznę od podsumowania 2 tygodni maja:

16.05.2016 Skalpel

17.05.2016 Skalpel

18.05.2016 Bieganie, 6 km

19.05.2016 Rower, 10 km

20.05.2016 Skalpel

21.05.2016 Rower, 17 km

22.05.2016 Skalpel

23.05.2016 wolne - regeneracja kolana

24.05.2016 wolne - regeneracja kolana

25.05.2016 Bieganie, 4 km

26.05.2016 Tiffany, 15 min

27.05.2016 Bieganie, 4 km

28.05.2016, 29.05.2016, 30.05.2016 - przerwa

31.05.2016 Skalpel, Bieganie 4,5 km,

Podsumowując:

Skalpel x 5 (widzę efekt, na nogach szczególnie)

Bieganie x 4 / 20 km (widzę światełko w tunelu)

Rower x 3 / 27 km. (wcześniej też było jeżdżone, ale liczę od 16.05.2016 r.)

Cele na czerwiec:

Czerwiec rozpoczęty kobiecymi dniami, tylko dzisiaj daję sobie odrobinę luzu, ale od jutra, a maksymalnie od soboty wracam do gry.

* Skalpel - widzę efekty więc muszę walczyć, czerwiec ma 30 dni więc myślę, że liczba dni ze Skalpelem 8 będzie ok (zamiennie z bieganiem, gdyby padało)

* Bieganie - tutaj największa zagwozdka, bo kiedyś nie było problemem dla mnie przebiegnięcie 10 km, a teraz no właśnie - zrzucam winę na brak czasu, ale nie oszukujmy się - nie dałabym rady przebiec 10 km, ledwo daję przebiec 5 km i czuję, że schodzę z tego świata. Skoro w dwa tygodnie zrobiłam prawie 20 km, to na czerwiec mam w planach 50 km, a co! Nie jest to ani za dużo, ani za mało - w sam raz. To raptem 10 dni biegania po 5 km.

* Rower - 50 km, nie ważne ile razy wyjdę, ważne żeby tyle było przejechane.

* wystrzegać się robienia kilku dni przerwy, maksymalnie mogą być dwa dni pod rząd, ale w wyjątkowych okolicznościach, oczywiście będę coś tam dokładała po drodze jeśli np. rowerem wyjeżdżę swój cel w 4 dni.

* jedzenie - to mój największy wróg, walczę z nim!

Póki co po maju efektów na wadze nie widzę, no ale jak mogę się ważyć jak jestem napuchniętym balonem :D

A jak u Was? :)

20 maja 2016 , Komentarze (6)

Hej hej!

Nie myślcie, że się poddałam czy coś, ja dopiero się rozkręcam! :D Okazało się, że za 1,5 miesiąca idę na wesele dobrej koleżanki i ... to kolejna dobra motywacja do tego żeby fajnie wyglądać :)

Ogólnie rozważam czy kupić sukienkę, czy iść w czymś co mam w szafie i temat wisi w powietrzu, bo nie spotkałam jeszcze sukienki z efektem wow!

Z aktywności jestem zadowolona, bardzo! I śmiejcie się, ale ja zaczynam widzieć efekt :D

Aktywność:

Pon: Skalpel

Wt: Skalpel

Śr: 6 km bieg + 15 min siłownia (polecam napowietrzne!)

Czw: 10 km rowerem

Co u Was? :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.