O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23477
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 lipca 2014 , Komentarze (8)

Proces ten przebiega już od dłuższego czasu i miał kilka faz, lecz dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że przekroczyłam Rubikon. Nie byłam świadoma co, jak i ile jem. Dopóki mój organizm rodził dzieci, pracował, denerwował, spalał, latał, uprawiał sex..... to było w moim przypadku totalnie bez znaczenia. Problem zaczął się gdy dzieci wyfrunęły, pracę utraciłam drugi raz, klimakterium, związana z tym u mnie depresja i odlot jedynego mi przez 37 lat człowieka, na którego liczyłam myśląc o wspólnej tzw.starości. Gotowałam smacznie, chociaż prosto, bez specjalnej urody, estetyki. Nigdy nikt nie zostawiał na talerzu mojego jedzenia, chociaż stół był pełny i nie skąpiłam nawet w czasach minionych, kartkowych. Człowiek był bardzo kreatywny i potrafił wymyślać potrawy ze śladowymi ilościami mięsa czy nauczył się peklować, robić wędliny i je wędzić. Polak Potrafi i ja z pomocą Babci,  Mamy,  Ciotek, które przeżyły okupację, Lwów, handel ze wsią też nie dałam się zjeść stanowi wojennemu i liściom laurowym na półkach. Zioła, nalewki, zaprawy, kiszonki, dżemy, powidła czy konfitury nie były mi obce. Tak samo jak wszelakie pierogi, gołąbki czy zapiekanki. Ale smakoszem nie byłam. Smakosz to jest dla mnie ktoś kto je na ślicznym talerzu, niewiele, długo, rozcierając o podniebienie każdy kęs, cieszący oczy i zmysł powonienia potrawą.

Aktualnie trwa u mnie ten proces. Przeczytałam kiedyś w książce Zbyszka Ryżaka  z Krakowa "Efekt jojo w motywacji", że warto zrobić sobie ćwiczenie i zacząć dostrzegać otoczenie, np. poszukując po drodze do pracy koloru niebieskiego, albo wziąć rodzynkę, wąchać ją, obracać, obserwować, przegryźć, zamknąć oczy, smakować, żuć i zastanawiać się jakie są nasze doznania.  Zastosowałam to z grejfrutem i jakież było moje zdziwienie, gdy zdałam sobie sprawę, że zapach jego jest słodki, że może być  płaski i z dziubkiem, że może być lekki i ciężki, że może być gładziutki i z pomarańczową skórką. Od tej pory wkroczyłam na ścieżkę Świata SMAKOSZY! 

Mało a dobrze, smacznie, pięknie, wykwintnie, kolorowo, świeżo, urozmaicenie......

Dlaczego,  uważam że przekroczyłam Rubikon? Zrobiłam dzisiaj pierwszy raz oficjalną zamianę śniadania w diecie, zamiast kanapki z marchewką itp. wybrałam kanapki z serkiem,  awokado i ogórkiem. Pewnie kiszony lepiej by tu  smakował, ale w domu były tylko zielone gruntowe. To jeszcze nie byłoby jakimś wyczynem ale zrobiłam zdjęcie produktom i serek wypadł mi  jakiś blady, posypałam go papryką cayen, zrobiłam kanapki i znowu było mi jakoś w wyglądzie mdło, więc ogórki posypałam pieprzem a awokado na serku lubczykiem. Zrobiłam zdjęcie. Mam nadzieję, że uda mi się załączyć do potrawy. Zamknęłam oczy i.....stałam się SMAKOSZEM. Za oknem słońce. Idę nad morze. nasze morze, będziem wiernie ciebie strzec, ......mamy rozkaz cię utrzymać albo ...z honorem lec...... Z pieśnią nie na ustach, lecz w myślach idę. DOZO.

30 czerwca 2014 , Komentarze (18)

Wczoraj do południa kropił i padał deszcz na zmianę, Już miałam po obiedzie (czarny makaron z piersią kurczaka i mizeria plus szklanica wody z cytryną) napisać sobie usprawiedliwienie z nieobecności w niedzielę w kościele, gdy przez lipy przebiły się prześliczne promienie słońca. Moje sumienie i poranne akty strzeliste wiary w moje zwycięstwo nad wewnętrznym dzieckiem skłoniły mnie do założenia wędrowniczych sandałów pielgrzyma i skierowały do wyjścia o godz.15tej. Nie miałam planu spaceru, jak zwykle zresztą, bo nie umiem spacerować i chodzę za natchnieniem. Pomyślałam: zrobimy cykl zdjęć "Kwiaty w naszych ogródkach". Ciąg skojarzeń, 29 czerwca, święto Piotra i Pawła, moja parafia przez 45 lat tj. Katedra w Gliwicach, odpust, kościół do którego nie mogłam trafić od 15 lat, mimo jazdy setki razy tramwajem koło niego w drodze na plażę na Stogi. Wysiadłam na Hucisku i zakusami, gdzie nie chodzą turyści poszłam w kierunku tego kościoła. Pomyślałam jest okazja powiększyć mój zbiór Kościołów, zgodnie z hasłem 63 Kościoły na 63 urodziny. Jakież było moje zadowolenie gdy do świątyni dotarłam na 15 57 a o 16 rozpoczęła się msza odpustowa z wspaniałym kazaniem o filarach chrześcijaństwa św. Piotrze i św.Pawle i o ludziach sumienia. Deszcz oczywiście znowu kropił i padał na zmianę gdy ja w wygodnej ławce mogłam cieszyć się strawą duchową, estetyczną i mogłam wznosić strzeliste akty do mojego Anioła Stróża o wsparcie mojej niewątpliwie silnej woli. Potem odwiedziłam jeszcze jeden kościół p.w. Św,Trójcy obok Muzeum Narodowego w Gdańsku, gdzie przechowywany był Sąd Ostateczny Memlinga. Piękny, naprawdę arcydzieło. Kościół wspaniały, przeogromny, trwają w nim prace remontowe ale odrestaurowane organy są przepiękne. Szopka Franciszkańska w zaszkleniu, podwórzec z figurami św.Franciszka i św. Klary, odosobnienie, pustka.Kościół i tylko ja, dały mi naprawdę wspaniałą nagrodę za to zwycięstwo  nad sobą i tak 90 minut marszu i 90 minut mszy odpustowej poświęciłam tylko dla siebie.A to kilka zdjęć z wczorajszego dnia.

To był św.Piotr i św.Paweł a teraz Kościół p.w. Św. Trójcy

29 czerwca 2014 , Komentarze (8)

Jestem pewna, że schudnę. Wierzę, że schudnę. Jest to Wiara z tych "nie na wiarę", ale jak to u mnie zwykle bywa, poparta mocnymi przeświadczeniami. Dlaczego wierzę w to, może pierwszy raz tak mocno? Myślę, że to zasługa tej strony. W każdej podejmowanej przeze mnie wcześniej próbie zgubienia kilku kilogramów, widzę to teraz, był element asekuracji. Niby chciałam schudnąć, ale chciałam, żeby było jak dotychczas. Nawet kiedy schudłam te 5 czy 7kg, nie ciągnęłam to dalej tylko  wracałam do starych nawyków: za rzadko, za dużo, nie zdrowo,byle jak, za tłusto,za słodko...Pokonałam już kilka schodów. Jem 5 razy dziennie. Przez rok ćwiczyłam mój organizm aż stało się oczywistością, że jem częściej. Nie jem słodyczy a jem więcej owoców i warzyw. To też był dłuższy proces. Dzisiaj nie wyobrażam sobie dnia bez jabłka, owoców sezonowych jagodowych, grejfruta, gruszki, śliwki czy winogron. Nie wyobrażam sobie obiadu bez surówki czy gotowanych warzyw. Nie jadam smażonych potraw z wyjątkiem  jajecznicy, raczej gotowane czy duszone. Nie grilluję. Nie piję  alkoholu,piwa, wina, wódki. Właściwie go nie lubię. Nie słodzę a słodziłam 2 łyżeczki do 5 herbat, kaw dziennie. Jadłam, zażerałam się wręcz słodyczami: kukułki, krówki, orzeszki w czekoladzie batoniki, chałwa, lody. Od roku praktycznie ich nie ma. Przeszłam ze smalcu, słoniny, boczku na olej, masło klarowane do potraw, Teraz od 5 tygodni odkryłam przydatność serków do smarowania zamiast masła. Odkryłam też dzięki tej diecie wspaniałe koktajle z jogurtu, kefiru, maślanki z owocami, jarzynami i płatkami. Nauczyłam się brać kubek zakręcany z koktajlem na dłuższe wyjście, aby nie przegapić II śniadania czy przekąski popołudniowej.  Krótko mówiąc zmieniłam sporo,a właściwie wszystko w moich nawykach żywieniowych i efektu nie było, tyłam konsekwentnie spokojnie po kilkadziesiąt deko w miesiącu dalej. Dlaczego więc te wszystkie poprzednie zmiany, precz z cukrem, warzywa, owoce, częstsze posiłki nie dały żadnych efektów? Myślę, że to jednak głowa zawiniła. Brak wiary, że to cokolwiek da i poczucie przymusu ze strony lekarzy, dzieci, mamy,ciotek, sąsiadek, przyjaciółek, gazet i pogardliwych spojrzeń obcych ludzi. Nie może mi nikt narzucić jak mam żyć. Muszę  im pokazać, że mimo takiego wyglądu nadal jestem inteligentna,dowcipna,dobra, kochająca... Myślę, że przytyłam aby mąż cenił bardziej moją osobowość niż moje ciało. Stało się inaczej.  Teraz mija 10 lat gdy on trzyma się swoich preferencji i wybrał ciało,inne ale zawsze ciało. Teraz po tylu latach mogę powiedzieć, że jestem  szczęśliwa. Odzyskałam siebie i jako JA chcę schudnąć dla siebie i tylko dla siebie. Mam głęboko w nosie czy się komuś podobam czy nie. Mam gdzieś opinię gazet, lekarzy, dzieci i przyjaciółek. Chcę schudnąć bo chcę być sprawniejsza, szybsza, ruchliwsza, mieć  większą kondycję i dobrze się bawić! I tu jest chyba klou programu Małgorzato?

28 czerwca 2014 , Komentarze (6)

A to wszystko z pomocą  moich Vitalisowych Przyjaciółek. Miałam dzisiaj dalej pisać o Andrychowie. Myślę, że będzie jeszcze na to okazja, ale wczoraj zdarzyło się coś  ważniejszego. Po moim wpisie,  poszłam jak zwykle do porannych  obowiązków związanych z chorym  ojcem, higiena,  śniadanie,  pranie, gotowanie  obiadu dla  niego itd. Potem spojrzałam na wpis i zobaczyłam ciepłe słowa zachęty od prawie obcych mi osób. Rano było zimno, niby kropiło, niby wiało, niby się chmurzyło.... Wszystko jedno,był  dobry pretekst aby nie opuszczać domowych pieleszy. Ale, pomyślałam: Dziewczyno, no Dziewczyno tyle przysłanych ci Aniołów Cię wspiera i zachęca. Siedząc nie masz szans schudnąć przez samą wizualizację, medytację i  kontemplację i podniosłam moje pupsko i wyszłam. Bez planu ale wyszłam. Po drodze kupiłam czereśnie do woreczka, te moje ulubione twarde i białe, buteleczka  wody i przystanek. Podjechała 12tka,  czytaj Oliwa i  tak wylądowałam między przeżuwaczami i parzystokopytnymi. Spacer 2 godziny.Pora karmienia. wszystkie jadły aleja absolutnie nie  byłam zainteresowana  ich  posiłkiem! Wiktoria! Hip, hip,  hura!

Zdjęcie dla Gdynianki na początek

A teraz moi wczorajsi przyjaciele:

A tak poza tym było prześlicznie, urokliwie, słonecznie i spokojnie.Dzieci trzymały się placu zabaw.Tatusiowie zachwycali się  swoją  inteligencją  przed klatkami  z  małpami. Mamusie porównywały swoje wymiary z hipciami i słoniami. Każda babcia  musi znać zoo obowiązkowo. Ja też parę znam ale najbardziej lubię  to w Oliwie, potem w Ostrawie. I  nie chodzi  tu o oglądanie  zwierząt, bo ich mi właściwie żal, ale ogród Oliwski  jest otoczony wzgórzami i to mi przypomina to, co dla mnie jest najpiękniejsze. Te wzgórza są Alpami na miarę mojej aktualnej kondycji.

Mam nadzieję, z Waszą pomocą na powrót w nieco wyższe partie  gór.

27 czerwca 2014 , Komentarze (6)

Najbardziej procentowo ubywa mnie w szyi. Można rzec jestem cienka w szyi. Już mogę zapiąć kołnierzyk w koszuli po mężu. Tydzień był aktywny, parę kilometrów przechodziłam ale i naruszyłam dietę z przyjaciółmi. Pół piwa przy meczu, placki ziemniaczane na  Westerplatte, herbata z  cytryną i cukrem. Wolę myśleć, że przybyło mi masy mięśniowej, która jest cięższa od tłuszczu....Żarcik, koniec z samooszukiwaniem się Gosieńko.

Do roboty! Czy nadal chcesz tańczyć na szpilkach z  Swoim Kapitanem? Czy nadal chcesz wejść na Połoniny Wetlińską, Caryńską? Czy nadal chcesz przejść Pomorski Szlak św.Jakuba? Czy nadal chcesz wyrzucić worki z szafy i kupić coś eleganckiego o rozmiarze 42 zamiast 52? Czy chcesz mieć większy wybór ubrań, bielizny? Czy  chcesz wyglądać chociaż trochę zgrabniej, chodzić lżej, wbiec po schodach śpiewając?

Jeżeli odpowiedź chociaż na jedno pytanie jest TAK,  jesteś na dobrej drodze i wracaj z manowców obżarstwa Panienko. Zmień Smutnego Obżarciucha w Szczęśliwego Smakosza!

A teraz parę zdjęć z współczesnego, chociaż prawie takiego samego jak w szkole Andrychowa

Nowy Most na rzece dzieciństwa, Dawniej ulica  Obrońców Stalingradu, teraz Krakowska, a most koło Centrum Handlowego na miejscu dawnej fabryki AZPB, Andrychowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego. Na wsypach z tej fabryki śpię do dzisiaj i tysiące naszych mam i babć.

Dowód na to, że w Domu Kultury nadal coś się dzieje.

Fontanna przy Pałacu, nowa w miejscu starej.

Park przy Pałacu i  Kościele.

Kościół przepięknie odnowiony. Dla mnie nowość, to bramy i Ołtarz Polowy.

Staw za Kościołem, zamiast kajaków, ptaki wodne.

Moje Liceum schowało się wśród drzew, których wtedy nie było.

Za to szkoła Podstawowa straciła drzewa i płot. Nowość dla mnie to przystanki autobusowe we wszystkie strony świata.

Dawniej koledzy o 5tej wychodzili z domu w górach aby przyjść do Liceum i lekcje odrabiali w szatni,  bo w domu były lampy naftowe.

Reszta jutro. Tato czeka.

25 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Dietę rozpoczęłam 4-ry tygodnie temu i w tym okresie byłam w Katowicach, Krakowie, Andrychowie, znowu w Krakowie, w Gliwicach,  Sopocie, Gdyni i w Gdańsku u siebie. Nawet tutaj życie przyspieszyło. Byli u mnie przyjaciele ze studiów. W drodze na Śląsk z sanatorium w Ustce, wpadli na 3 dni do mnie. Przećwiczyli mnie serdecznie.  Znowu  udało mi się nie spacerować. Tym razem wystąpiłam w roli Przewodnika po Trójmieście postarałam się w tym krótkim czasie pokazać im sygnalnie parę ciekawych miejsc. Byliśmy i na  Placu  Solidarności,  w kilku Kościołach na starówce w Gdańsku,  nad Motławą i płynęliśmy tramwajem do Westerplatte przez całą stocznię, w parku w Oliwie, w Katedrze Oliwskiej, w Sopot i na skwerze Kościuszki w Gdyni. Samochód stał pod domem a przyjaciele jako legalni emeryci jeździli na dziennych biletach i kolejką. 

Każde z tych miejsc zasługuje na swój odrębny opis, tak jak i Andrychów zasługuje  na  Mszę. Ale załączę tylko po jednym zdjęciu.  Jeszcze będzie wiele okazji aby coś więcej pokazać. Zwłaszcza, że mam zamiar jednak zrzucić, wychodzić, wytańczyć i otrząść z siebie te kolejne 30kg fety ( po śląsku tłuszczu).

Przedwczoraj były imieniny mojej Mamy i dzień po, mieliśmy jako dzieci prawo do kąpieli w górskiej rzece Wieprzówce w Andrychowie. Dzisiaj jednak nie odważę pójść kąpać się w Bałtyku, ale to już nie długo.

24 czerwca 2014 , Komentarze (2)

:)Każdy pewnie ma miejsca, które darzy specjalnym sentymentem. Taką Moją Miłością jest Andrychów, miejsce moich pierwszych samodzielnych kroków, wyborów, uczuć, zwycięstw i  porażek. Byłam szczęściarą, że rodzice wybrali akurat to miejsce na moją edukację szkolną, na moje dojrzewanie, dorastanie i odkrywanie świata. Świat jest ogromny,ale też jest jedną wielką wioską. Wszędzie dzieci odkrywają swój świat, poznają reguły nim rządzące, uczą się przyjaźni, czują pierwsze palpitacje serca i smak pocałunku. Andrychów był areną moich zmagań ze światem przez cały okres szkolny. Przyjechałam do niego, gdy miałam 6 lat i odjechałam, jak się okazało później, na zawsze, gdy skończyłam 17-ście. Andrychów było to miasteczko, nad rzeczką, na tle kwitnących sadów Pańskiej Góry, z przemysłem lekkim i ciężkim, z horyzontem zasłoniętym górami. Gospodarze miasta i Ci mi współcześni i przedwojenni urządzili go dla wygody jego mieszkańców. Andrychów należał do zaboru austriackiego, w którym kultura polska nie była niszczona i rozwijał się w swoim naturalnym, sennym tempie. My przybysze z zewnątrz, potrzebni do rozwijającego się przemysłu, zasiedlający tzw. stalinowskie bloki  z lat 50-tych, byliśmy obcym elementem ale i wyzwaniem.Wnosiliśmy powiew świeżości, nowego, wielkiego świata. Mój pierwszy kontakt z Andrychowem był bolesny. Wyszłam na podwórko, przed dom i zobaczyłam  dziewczynkę, później moją szkolną przyjaciółkę Hankę i chcą do niej zagadać, powiedziałam,  że tato obiecał mi, że pójdziemy na "Pańską Górę". Dla mnie było oczywiste, że gdy się gdzieś wyprawia w niedzielę z ojcem, to jedzie się tramwajem, więc powiedziałam, że pojadę z rodzicami tramwajem. Do dzisiaj  nie mogę zrozumieć dlaczego, czy to jej śmiech, mój upór przy swoim zdaniu, czy coś innego spowodowały, że ten kontakt z "tubylcem" zakończył się okrągłym sinym śladem na moim przedramieniu jej mleczaków, mimo mojej czerwonej kurteczki i nowym dla mnie  przymiotnikiem - głupia. Wiedziałam co znaczy słowo durna ale głupia było odkrywcze, tak jak i meszty ( płócienne bez sznurówek tenisówki). Ja wyszłam na pole,  Hanka na dwór..

Jak mówimy o gryzieniu, pora na wodę z cytryną, kawę i poranne lekarstwa. 

21 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Skałka należy do najważniejszych miejsc w Polsce, jest to miejsce spoczynku wielu wybitnych Polaków. Zawsze chciałam zobaczyć  to miejsce, pomodlić się u św. Stanisława i zrobić parę zdjęć. Udało mi się w końcu tam dotrzeć, chociaż obok przejeżdżałam setki razy. Wszystkie córki studiowały  w Krakowie, sama z mężem byłam wielokrotnie i u nich i na urlopie ale nigdy moje nogi nie skręciły w tę stronę. Zdziwiłam się, że po drodze był jeszcze jeden Kościół o.o. Augustianów, zakonu, którego już prawie nie było w Polsce, a który się teraz odradza. Kościół pod wezwaniem Św.Katarzyny ma też rosarium św. Rity a jutro nosi się róże pod jej figurę. W Cascia we Włoszech, gdzie jest grób i jej niezniszczone ciało są wielkie uroczystości. 

W Kościele trwały przygotowania do  wieczornego koncertu, stąd poustawiane krzesła. Ołtarz przepiękny z wizerunkiem św. Małgorzaty  zwieńczony św. Jerzym pokonującym smoka, krzyż otoczony Aniołami trzymającymi narzędzia męki Pańskiej  pięknie kolorowymi.

Ciekawe krużganki, odrestaurowane średniowieczne freski, warto było zboczyć i tutaj.

W końcu wyszłyśmy na drogę, która prosto prowadzi do świątyni na Skałce.

U

U źródła pachnącej siarkowodorem wody z rzeźbą św. Stanisława.

A i św. Jan Paweł II ma pomnik przed światynią. Widziałam ludzi, którzy siadali przy nim na ławeczce i robili sobie zdjęcia.

Schody dwubieżne, ze schodów widać ładnie utrzymany ogród, a w ogrodzie budka dla szpaków.

Sam kościół jest właściwie skromny i nie większy niż w Andrychowie, ma podziemia i dwie wieże, które widać nad Wisłą.

Ołtarz św. Stanisława z boku.

Bardzo ładna ambona. Tak w ogóle czuć w nim wieki, mnóstwo rzeźb, detali, ciekawe organy, lampy, nowy ołtarz św. Barbary i przepiękny Serca Jezusowego. Przyjdę jeszcze raz na spacer dłuższy i dokładniejszy.

20 czerwca 2014 , Skomentuj

:)

Tak naprawdę bałam się, że dzisiejszy wynik będzie jeszcze gorszy. Kilka grzeszków w ostatnim tygodniu mam na sumieniu, chociaż mam też i kilka zwycięstw nad sobą. Byłam w Grycanie i tylko patrzyłam jak najmłodsza Latorośl moja i  jej Luby jedzą lody, a ja dzielnie nie mrugnęłam nawet powieką. Byliśmy też w SOWIE na Rynku Krakowskim, a ja nie kupiłam sobie żadnego ciastka i obeszłam się smakiem przy kawie ze śmietanką bez cukru. Na spotkaniu z przyjaciółmi ze szkolnej ławy też troszeczkę zgrzeszyłam ale nie tknęłam zimnej płyty, sałatek i alkoholu. Mea kulpa. Zięć z  wycieczki na łowiska dorsza dostarczył mi nową ceramiczną patelnie z wkładką ze świeżego dorsza. Grzechem byłoby go nie zjeść. Nie zięcia, ale dorsza. Skutki widać.

Wracając do spacerów, które popełniam mimo woli, jak wczorajszy w Procesji na Boże Ciało, 2 godziny albo w środę do Biblioteki 3 przystanki tramwajowe plus wyjście na zakupy i 2x schody. Wracając do Krakowa, odwiedziłam Kazimierz. Obok Muzeum Etnograficznego zobaczyłam świątynię Bożego Ciała

Mur okalający kościół z czego się dało.

Kościół bardzo ciekawy, połączenie kamienia i cegły, filary obudowane ołtarzami, konfesjonałami.

Charakterystyczne ołtarze z czterech stron każdego filara.

Piękna Madonna w Srebnej Sukience. Przecudna Ambona w kształcie łodzi.

Trwają tam też duże prace konserwatorskie w Prezbiterium.

 Śliczne Organy obok Krzyża Tęczowego i z tyłu. 

Potem przeszłyśmy na ulicę prowadzącą na Skałkę a po drodze znowu natknęłam się na bliską mi św.Ritę, ale to jutro.....

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.