Każdy pewnie ma miejsca, które darzy specjalnym sentymentem. Taką Moją Miłością jest Andrychów, miejsce moich pierwszych samodzielnych kroków, wyborów, uczuć, zwycięstw i porażek. Byłam szczęściarą, że rodzice wybrali akurat to miejsce na moją edukację szkolną, na moje dojrzewanie, dorastanie i odkrywanie świata. Świat jest ogromny,ale też jest jedną wielką wioską. Wszędzie dzieci odkrywają swój świat, poznają reguły nim rządzące, uczą się przyjaźni, czują pierwsze palpitacje serca i smak pocałunku. Andrychów był areną moich zmagań ze światem przez cały okres szkolny. Przyjechałam do niego, gdy miałam 6 lat i odjechałam, jak się okazało później, na zawsze, gdy skończyłam 17-ście. Andrychów było to miasteczko, nad rzeczką, na tle kwitnących sadów Pańskiej Góry, z przemysłem lekkim i ciężkim, z horyzontem zasłoniętym górami. Gospodarze miasta i Ci mi współcześni i przedwojenni urządzili go dla wygody jego mieszkańców. Andrychów należał do zaboru austriackiego, w którym kultura polska nie była niszczona i rozwijał się w swoim naturalnym, sennym tempie. My przybysze z zewnątrz, potrzebni do rozwijającego się przemysłu, zasiedlający tzw. stalinowskie bloki z lat 50-tych, byliśmy obcym elementem ale i wyzwaniem.Wnosiliśmy powiew świeżości, nowego, wielkiego świata. Mój pierwszy kontakt z Andrychowem był bolesny. Wyszłam na podwórko, przed dom i zobaczyłam dziewczynkę, później moją szkolną przyjaciółkę Hankę i chcą do niej zagadać, powiedziałam, że tato obiecał mi, że pójdziemy na "Pańską Górę". Dla mnie było oczywiste, że gdy się gdzieś wyprawia w niedzielę z ojcem, to jedzie się tramwajem, więc powiedziałam, że pojadę z rodzicami tramwajem. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć dlaczego, czy to jej śmiech, mój upór przy swoim zdaniu, czy coś innego spowodowały, że ten kontakt z "tubylcem" zakończył się okrągłym sinym śladem na moim przedramieniu jej mleczaków, mimo mojej czerwonej kurteczki i nowym dla mnie przymiotnikiem - głupia. Wiedziałam co znaczy słowo durna ale głupia było odkrywcze, tak jak i meszty ( płócienne bez sznurówek tenisówki). Ja wyszłam na pole, Hanka na dwór..
Jak mówimy o gryzieniu, pora na wodę z cytryną, kawę i poranne lekarstwa.
lukrecja1000
24 czerwca 2014, 13:52;))))och te wspomnienia milo czasem pogrzac sie w ich cieple...mam na mysli wspomnienia z dziecinstwa,gdy czarne bylo czarne a biale-biale..pozdrawiam
moderno
24 czerwca 2014, 12:16Pewnie każda z nas ma swój taki ulubiony zakątek do którego czasem z rozrzewnieniem wraca. Jak zwykle pięknie to opisałaś. Dobrego dnia