No jeszcze sie muszę podzielic jedną refleksją ... właśnie mnie naszla bo skończyłam II śniadanie. Otórz w moim dziale mamy kuchnie w której generalnie posiłki jemy wspólnie - oczywiscie każdy swoje. No nie muszę podkreslać chyba ,że w porze objadowej sie tam odbywa festiwal zapachów. A to paróweczki , a to objadki z kantyny .. fryczeki, kotleciki itd. Jeste tez oczywiscie frakcja sałatkowców i chrupkiego chlebka - i to ja jestem w tej frakcji, ale jest ona nieliczna :) Tak czy tak gdzieś myślę ,że tak przez pierwszy miesiąc to była dla mnie niemal męka wąchać te paróweczki itd., nawet był czas ,że jadłam w innych godzinach. A dzis naprawde stwierdziłam ,że mnie to kompletnie nie rusza.Zajadałam ze smakiem mój chrupki chlebek - tak mi na dzis wyszło mało atrakcyjnie wyjatkowo.
Dodatkowa radość dla mnie. Od jakiegos czasu sobie parafrazuje pingwiny z madagaskaru: to tylko jedzenie, nie miłość!!!