Chyba w końcu dorosłam, żeby naprawdę się za siebie zabrać. Tak, zapuściłam się i to strasznie. Wiedziałam o tym, więc wchodząc na wagę nie byłam jakoś szczególnie zaskoczona.
Co najwyżej, zawiodłam się na sobie. Ale z drugiej strony, sama się prosiłam o taki wynik. Stało się, to się stało, więc mam dwa wyjścia
* nic nie zrobić i zatracić się w tyciu
* w końcu ruszyć tyłek i coś ze sobą zrobić
Ostatnio cierpię na nadmiar wolnego czasu, więc jak można się domyślić, wybrałam tą drugą opcję. Zresztą, skoro ten wpis się pojawił to nie po to, żeby oznajmić wszem i wobec, że się poddaję.
O nie, nie, nie dam się tak łatwo.
Wczoraj miałam koszmarny dzień, zjadłam takie świństwa, że myślałam, że umrę. Naprawdę, z dziką satysfakcją wyrzuciłam to co zostało do śmieci, a cole wylałam do toalety. Kurczę, naprawdę myślałam, że od tego zdechnę.
NIGDY KURWA WIĘCEJ TEGO GÓWNA.
Dobra, nie oszukujmy się, teraz tak mówię, a za parę dni stwierdze, że 'chipsiki to bym zjadła'. Ale wiecie co? Wtedy powiem sobie 'nie'.
Bo to ja kontroluję swoje życie. Tylko ja mam władzę. Więc jeśli chcę jeść zdrowo to tak będzie. To wyłącznie ja jestem byłam swoim wrogiem, ale koniec z tym. Teraz jestem swoim sprzymierzeńcem, nawet jeśli jedynym, to nic nie szkodzi, to wystarczy.
Pierwszy raz zabieram się za siebie nie dlatego, że brzydzę się sobą, że uważam że jestem paskudnym grubasem. Bo wiecie co? Nigdy nie byłam pogodzona ze sobą tak bardzo jak w tej chwili. Chcę schudnąc wyłącznie dlatego, że mam dość męczenia się przy wchodzeniu po schodach, po dłuższym spacerze. Chcę być zdrowsza i chcę się po prostu lepiej czuć. Wygląd jest sprawą zupełnie drugorzędną. Nie sądziłam, że kiedyś moje myślenie przestawi się na taki tor, ale jednak tak się stało. Kiedy pomyślę jak parę lat temu nienawidziłam swojego wyglądu i uważałam się za grubą krowę to robi mi się przykro, bo wyglądałam znacznie lepiej niż teraz. Wszystko dzieje się w naszych głowach. Fajnie, że w końcu udało mi się to zrozumieć.
Tak więc, mam plan :
* ograniczyć sól. Głównie dlatego, że ją kooocham, a ma to zgubny wpływ na moje ciśnienie, które jest wiecznie za wysokie.
* koniec z chipsami, orzeszkami i innymi przesolonymi przekąskami, które długo miały miejsce w moim serduszku
* regularne posiłki. Choćbym miała jeść coś co 2 godziny, żeby nie czuć głodu.
* warzywa, warzywa, warzywa, więcej warzyw!
Oczywiście, chcę też wdrożyć do swojego życia jak najwięcej ruchu. Autobusem jeździć tylko w ostateczności, jeśli tylko to możliwe, pójść pieszo, albo wsiąść na rower. Muszę też w końcu kupić ten karnet na siłownię, to na pewno mi nie zaszkodzi.
Mam nadzieję Wiem, że mi się uda. Muszę być silna. Skoro już postanowiłam, to nie ma odwrotu. Chcę to zrobić, żeby udowodnić sobie i wszechświatu, że mogę. Że umiem. Że radzę sobie z życiem.
Niech ktoś trzyma za mnie kciuki, bo nigdy nie za wiele pozytywnych wibracji!
pallala
26 sierpnia 2016, 23:29No to trzymam kciukasy ;)
Antoska23
26 sierpnia 2016, 22:54Plany sa super teraz tylko wcielic w zycie:) dziewczyno zaraź mnie swoja motywacja ;)
angelisia69
26 sierpnia 2016, 19:04plan i zalozenia fajne ;-) jak wcielisz w zycie to nie ma bata ze sie nie uda :P Powodzenia
Fiborka
26 sierpnia 2016, 18:43za każdym razem jak oznajmiam światu co planuje zrobić odnośnie mojego odchudzania nic mi nie wychodzi :D mam nadzieje, że Tobie się uda :)
Zeppelinowa
26 sierpnia 2016, 18:45właśnie dlatego nie oznajmiłam tego całemu światu, a tylko i wyłącznie vitalii. :x
Akane_2010
26 sierpnia 2016, 17:23Bez coli przeżyjesz wiem z doświadczenia . Ja bez cipsików też dałam radę, natomiast nie wytrzymuję bez słodyczy. Są moja pięta Achillesa. Każdy jakaś ma, niestety. Proszę cię tylko nie załamuje się po niepowodzeniach (zawsze sie jakieś trafia). Trzymaj się cieplutko ^^ Wiara czyni cuda ;)
Zeppelinowa
26 sierpnia 2016, 19:19A widzisz, moją piętą są słone przekąski i właśnie cola, jak już wyeliminuje chcice na nie, wszystko będzie możliwe. Spokojnie, jeśli trafią mi się jakieś niepowodzenia, nie planuje się załamywać, ale walczyć z tym dalej. :) Nie wymagam od siebie cudów, jestem raczej zwolennikiem małych kroczków.
Akane_2010
26 sierpnia 2016, 17:23Komentarz został usunięty
kobieta_po_przejsciach
26 sierpnia 2016, 13:50będę tu zaglądać bo Twoja motywacja jest ogromna i chciałabym by też była dla mnie zaraźliwa :) pozdrawiam i trzymam kciuki :)
bluuue
26 sierpnia 2016, 13:03Obiecuję być Twoim sprzymierzeńcem, bo i ja takiego potrzebuję! Gratuluję decyzji i życzę powodzenia!
teologg
26 sierpnia 2016, 12:38masz plan, teraz tylko działać :-) powodzenia, dasz radę
Haczka
26 sierpnia 2016, 11:57Bardzo fajny wpis. Jesteśmy obecnie w tym samym punkcie. Mam nadzieje, że damy radę. Nie, wróć. Damy radę na pewno tym razem! :)
Zeppelinowa
26 sierpnia 2016, 14:29Pewnie, że damy radę. Nie ma powodu, żeby było inaczej. :)
behealthy
26 sierpnia 2016, 11:24Trzymam kciuki :) Dasz radę :)