Jestem smutną resztką dawnej siebie. Nie potrafię się cieszyć dzieckiem, Mały tak daje mi w kość, że codziennie żałuję, że w ogóle zdecydowałam się mieć dziecko. Dwie ostatnie noce były koszmarne. Budził się co chwilę, a jak już zasnął to wiercił się i kręcił, aż w końcu przeturlał się na brzuch i spał z nosem w materacu. Za każdym razem chciał jeść, co się nigdy wcześniej nie zdarzało, żeby tyle w nocy jadł.
W dodatku mam katar i strasznie mi ciężko wysiedzieć z nim przy butli, a nigdy się z jedzeniem nie spieszy. A jak się tylko lekko poruszę, to koniec, po jedzeniu.
Jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie, codziennie powtarzam sobie, że jutro będzie lepiej, ale nie jest. Jest coraz gorzej.
W dodatku moja teściowa w ogóle nie zrozumiała, że ma zostawić nas na jakiś czas w spokoju, bo ja sama nie dam rady być z dzieckiem od rana do wieczora. Mąż znowu został wezwany pilnie, tym razem celem wymiany filtra od wody. Postanowiłam zapakować dziecko, siebie i jechać razem z nim. Siedziałam sobie z mamusią przy herbatce i starałam się delikatnie wytłumaczyć, że Mały jest bardzo wymagający, że bardzo dużo płacze, nie chce spać i ogólnie, że jest mi ciężko, jak jestem sama cały dzień. Ona w ogóle nie zrozumiała moich aluzji i usłyszałam tylko, że mam nie narzekać, bo ona miała pięcioro dzieci, gospodarstwo i się cieszyła, że wszyscy są zdrowi.
Mały w ogóle nie chciał być u niej na rękach, bo tak strasznie płakał. I nic dziwnego, babcię ostatni raz widział miesiąc temu, bo tak się interesuje. To jej 8 wnuk, więc żadna nowość.
I gdybym musiała "walczyć" tylko z teściową, to pól biedy. Są jeszcze trzy siostrzyczki i na zmianę każda potrzebuje mojego męża do pomocy. A gdzie są ich mężowie, zapytacie? Otóż jeden jest za granicą, drugi wiecznie w pracy, a trzeci to taka pierdoła życiowa, że szkoda słów.
Ja kiedyś tego nie wytrzymam i zrobię porządek. jednak wtedy zostanie przeciwko mnie zawiązana koalicja, z którą mogę mieć problemy.
A mój mąż, jest tak przez nie zmanipulowany od dziecka, ze wolałby się wyprowadzić jak najdalej od nich, byle tylko nie musieć którejś czegoś odmówić.