Weekend (tj ndz) to zazwyczaj dzien niedosypiania z ekscytacji dniem wolnym. To tez czas na poranna kawe w absolutnej ciszy, wypad na silke i siedzenie w garach by choc troche V mogl polezec na kanapie w tym czasie.
Dzis porwalam sie na 5km na biezni.
Wrzucilam 1 piosenke, ktora niosla mnie przez 36min hahahah. Czas nie powala ALE mialam po malych problemach z ustawieniem zegarka biegnac tylko dwie 45sek postoje na lyk wody i odetchniecie, wiec mimo ze moglabym biec szybciej - pytanie po co. Poprzednie kilka biegow to byly interwaly wiec przyszedl czas na ciagle rozbieganie. O ile 5km mozna nazwac rozbieganiem;)
Tak wiec porcja domowych pierogow z weganskim bekonem ( pyszny i w promce!) sie nalezala. Bomba kalorii. Moze nastepnym razem inna make wezme? Tylko czy to smaku nie zmieni za bardzo?
Jako wisienka na torcie - udalo mi sie wyciagnac V na spacer! Zrobilismy ponad 5km po zatoce, konczac przy zachodzie slonca. Bylo cudnie! Probowalismy 2x kupic kawe na wynos ale te kolejki.... ehhh.. no nic w domu wypilam 1L goracej herbaty po powrocie;)
* **
Moj szef probowal mnie sciagnac na jutro do pracy wiec napisalam ze ok moge przyjsc od 16-22. W koncu to moj dzien wolny wiec moge chyba miec jakies plany na wieczor?? A on mi na to ze chce kogos do 24. No to powodzenia, niech szuka glupka kto mu zamknie a on otworzy sobie browara w biurze o 23.