Goście pojechali wczoraj, uczciliśmy to wyjazdem nad morze, całkowity spontan. Znajomi mają do nas żal, że bez nich.
Teraz nadrabiam zaległości w pracy (o rany, a jeszcze ciepło, to wszyscy chcą się umówić na "już") w domu sajgon i póki co nie wiem kiedy to ogarnąć, bo ani ja ani mąż nie mamy czasu. Zwłaszcza, że wolny dzień wiąże się teraz ze zwiększonymi obowiązkami.
Jezioro zaliczone kilka razy, lofam to. Wczoraj na morzu była niezła fala. Nogi mam maxymalnie wymasowane. W niedzielę ogarniam większą ekipę znajomych i plaża będzie nasza.
Po gościach całe szczęście balast nie pozostała, a były grzechy, oj były.....
i pizza była i lody były i karkówka była i .... w sumie większość nie była zła.
W poniedziałek nie byłam pierwszy raz na zumbie :( migrena mnie dopadła, a jak raz nie poszłam.... to wczoraj mnie nie było na stepie, a od 10 miesięcy miałam 100% frekfencję. Ale jak raz się odpuści...ale morze zawsze wybiorę ponad trening, zwłaszcza, że powojowałam z falami.
Wasze wpisy ogarnęłam już na bieżąco i mam nadzieję bywać już tu systematycznie.