Muszę się pochwalić, że mężowi mojemu nie chciało się jeździć w niedziele na rowerze, a mimo to ja sobie pojeździłam . Dokładnie przejechałam :
30 minut, 562,7 kcal, 15,9 km
Jedzenia nie pamiętam super dietetycznie tam nie było :)
Dzisiaj przejechałam na rowerku:
Marcin (32 minuty), ja (32 minuty)
Marcin (637 kcal ), ja (645 kcal)
Marcin (18 km), ja (18,2)
Mamy ustaloną taką zasadę, że staramy się codziennie pobijać jakiś rekord, nie jakoś tam ekstremalnie ale ja sobie postanowiłam że co tydzień do 15 lipca będę jeździla 2 minuty dłużej.
Taka ciekawostka od półtora tygodnia przejechaliśmy już 228 kilometrów . Bardzo się cieszę że mamy ten rowerek, nie żałuję tych 300 zł. Planowo jutro powinnam dostać okres , rano stanęłam na wage i się przeraziłam bo wskazała 76,7. Półtora kilo do przodu czy to możliwe że to woda?? Nie chcę się głupio tłumaczyć sama przed sobą trochę modyfikuję sobie dietę z vitalii, ale trzymam sie w kaloriach przez nich narzuconych . W zakładzie pracy mieliśmy dzisiaj placka po węgiersku, ale byliśmy z mężem twardzi i zjedliśmy sobie makaron razowy+ brokuł+ piers z kurczaka. Suche to było jak jasny pierun ale trzymam się takiego fajnego zdania jakie kiedyś przeczytałam że jak spożywam jakis przysmak to tylko przez chwilę będę odczuwała przyjemność a jak nie skusze się to będę cieszyła się piękną sylwetką. Dziwię się tylko że nie mam żadnych zakwasów po tym rowerku a na prawdę intensywnie jeżdżę.