Gdzieś kiedyś przeczytałam, że bardzo fajną opcją na kolacje są warzywa. I od tamtej pory mantruję sobie w głowie - "muszę wprowadzić zupy na kolacje"...Niestety, nie wychodzi
![]()
Dlaczego?
A któż to wie?!
![]()
Kończyło się na gotowaniu gara zupy (no z tym garem przesadziłam, ale tak z 5 porcji się uzbiera). No i kwestia tego, czy Moje Kochane się na nią skusi, czy raczej nie. Bo jak nie, to ja mam żarcia na tydzień... cały czas to samo. Czyli po dwóch dniach nie bardzo mam na nią ochoty, a po trzech to już patrzeć nie mogę.
Oficjalnie stwierdzam, że pomysł z zupami upadł.
Ale! Przypomniałam sobie o takim wynalazku, jak "warzywa na patelnie". I to już bardziej do mnie przemawia
![]()
Warzywka mogę sobie komponować wedle uznania, mam danie na ciepło i pełną gamę przypraw, i sosików. Nawet jeśli jedną mieszankę będę miała na dwa dni - mogę to inaczej przyprawić
![]()
A, nie piszcie mi, że na kolacje najlepsze są jajka, twarożki, czy co tam.... Dla mnie są to opcje typowo śniadaniowe i nie będę przerzucała czegoś co mnie tak rewelacyjnie i na długo syci (jak jajka) na wieczór. A takie warzywka to jest jakieś 250 kcal (w zależności od kombinacji i ilości, a ja takich warzyw potrafię zjeść sporo...). Plus sosik
![]()
I będzie fajnie, już to wiem
![]()
Jako dodatkowe "stałe elementy" mojego menu dodaje:
- kefir z siemieniem do śniadania,
- sok pomidorowy z tabasco do drugiego posiłku.
No i zobaczymy co pokaże waga w styczniu
![]()
EDIT
Nie martwcie się, mięsko/rybki jadam na obiad
Takie warzywka na kolację są dla mnie rewelacyjnym wyjściem. Najadam się do syta, brzuszek pełny, a rano nie wstaje wściekle głodna, czyli wszystko ok
![]()
Tak właściwie dopiero po roku kombinowania mam menu idealne (zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym). Z kolacją miałam największy problem. Najchętniej to by się sięgało po dokładkę z obiadu
![]()
A tak przecież być nie może
![]()