Dzisiaj już grzecznie, z powrotem na dobre tory :)
Co do tematu. Kilka dni temu, czekając w kolejce w aptece, moją uwagę zwróciła ulotka oleju lnianego. Chociaż ulotka to złe słowo, to bardziej kilkunastostronicowa broszurka dotycząca roli kwasów OMEGA-3 w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu.
Jest też kilka słów o wspomnianej pani doktor, która zaleca wprowadzenie do codziennego menu pasty zrobionej z białego sera i oleju lnianego. Oczywiście obiecując cuda na kiju
W broszurce można znaleźć jeszcze kilka zaleceń dietetycznych wybranych schorzeń i cudowną bibliografie składającą się z 36 pozycji (przy najbliższej wizycie w bibliotece z pewnością się za nimi rozejrzę).
Do czego dążę?
Reklama reklamą. Bardzo estetyczne wykonanie broszurki, oraz przewaga treści nad obrazkami, skłoniły mnie do poszukania informacji o dr. Budwig i jej lnianej diecie.
Krążące po necie jadłospisy i niektóre artykuły nie zachwycają mnie już tak jak broszurka z apteki Pani doktor jest przedstawiana raczej jako jakiś fenomen i magiczny plaster w walkach z poważnymi chorobami.
Jednak ciągle jestem zaintrygowana ta pastą Poszperam, poczytam i kto wie? Może zagości w moim jadłospisie na trochę?
pitroczna
3 marca 2014, 14:55az ide poszukac, co to takiego :)
Zaczarowana08
3 marca 2014, 10:06O! Dotarła i do Ciebie informacja o tej diecie. Siostra mojej teściowej sporo na niej schudła. Nie wiem dokładnie ile, ale podobno działa. Mnie osobiście wydaje się ona dość monotonna. Lubię serki, ale nie codziennie.